Sytuacja wejściowa:
Gracze są w goblińskim państwie, Darguun. Po długich perypetiach dotarli do zruinowanego miasteczka, gdzie odkryli ostatnią wskazówkę prowadzącą do dawno zapomnianej pracowni Domu Cannith [Dom Smoczego Znamienia – taka Korporacja osób powiązanych więzami krwi i posiadających ściśle określone magiczne moce – tu Dom Tworzenia ang. Dragonmarked House]. Teraz tylko trzeba ją odszukać gdzieś „na północ od Smoczej Paszczy”.
Podczas poprzednich przygód Roten próbował namowić Bastiana do uczestnictwa w swoich planach. Rozegraliśmy ten wątek na forum, poza oczami reszty graczy [ co oznacza, ze macie tam nie zaglądać bandziory!]. Jak na mój pierwszy taki forumowy wybryk wyszło całkiem znośnie.
Drużyna jest już w komplecie, ale sytuacja jest niestabilna. Shahaal powrócił po kilku dniach spędzonych w niewoli u goblińskiego plemienia. Daimos jest nowy, dopiero co zdradził swoich pracodawcow – wrogów drużyny. A Roten ma swoj plan. Właściwie nie wiadomo kto dowodzi.
Z drużyna podróżuje grupa BNów:
– zaklinaczka kalashtarka [typowa dla Eberrona rasa pół-ludzi pół-duchow z innego świata, włada psioniką] imieniem Lakashtari – zbeenowana graczka.
– Bardura – znajoma z wojska Bastiona – lekarz wojskowy [fachowiec] – wyratowana na targu niewolników w stolicy, zafascynowana nihilistycznymi filozofiami, ale mało aktywna.
– Failin – renegat ze smoczego rodu posiadający magiczny pojazd, którym podróżuje drużyna. Gracze wygrali go jako nagrodę w wyścigu rydwanów w stolicy ratując faceta przed niewolnictwem.
– grupka Zbrojnokształtnych, którzy byli poczatkowo Followerami Shahaala [uważli, że jest nieśmiertelnym półbogiem wojny], ale teraz powoli usamodzielniaja się:
a) Zapadka – zbrojnokształtny łotrzyk2, który nie pamięta skąd pochodzi, ale za to uważa, że jest kobietą i szuka kogoś, kto umożliwi mu przemianę swojego ciala w coś bardziej kobiecego.
b) Nowy – zbrojnokształtny klasa zbrojny2 – stary model, ktory walczył w armi Cyry. Teraz follower generała Daimosa ;-)
c) Krócieć – najbardziej wyemancypowany ze zbrojnokształtnych, a także napotęzniejszy zbrojny [poz5]. Zdegustowany tym, ze Daimos tak szybko zmienil stony. Krócieć z poczatku był wiernym sługą Shahaala, ale kiedy go zabarakło sam przejął dowodzenie i zaczeło mu się to podobać.
Moje plany względem sesji:
Właściwie to byłem nieprzygotowany. Na poprzedniej sesji rozegralem co było do rozegrania w ruinach miasteczka o słodkiej nazwie Różany Kamieniołom [ang. Rose Quarry, lokacja z SotLW] – to tam druzyna odnalazła tajemnicza wskazowkę. Mój plan był prosty: rozegrać sceny związane z BNami i pokazać lokacje graczom pozwalając im zrobić co będą uważali:
1. Krocieć chce wyrzucenia Daimosa z drużyny.
2. Lakashtari rezygnuje z uczestnictwa w wyprawie.
3. Gracze napotykają obóz pracy miejscowego klanu goblinow – tego samego klanu, z którego łapsk dopiero co wymknął się Shahaal. Widzą próbe ucieczki kilku niewolników.
4. Gracze spotykają BNa – postać goblińskiej Płaczki [ang. dire singer], która idzie z poselstwem do owego klanu.
5. Ewentualny encounter z SotLW.
Plany byly dość krótkie i koncentrowały się na wyeliminowaniu BNów z drużyny za cichym przywoleniem graczy. Lubie, gdy wokół kręci się mnóstwo BNów, ale drużyna złożona z 10 postaci, z ktorych 6 prowadze ja to trochę za dużo.
Faktyczny przebieg sesji:
W moim notatniku sesja ma numer 19.
Gracze zjawili się około dwunastej – jak zwykle punktualnie, więc kolejny raz musialem jeść śniadanie tuż przed sesją :-) Jakąś godzinkę pogadaliśmy o OGame i inncyh cudach, po czym zabrałem się za prowadzenie.
Na początku pozwoliłem sobie na odegranie kłótni Króćca i Daimosa. Żadnych rzutów, odgrywanie w pierwszej osobie. Krócieć dostal od Daimosa ksywkę „Kłócieć”. Kłótnia miala miejsce w nocy. Pozwoliłem ze trzy razy rzucić Daimnosowi na spostrzegawczość by sprawdzić, czy zauważył wracających w nocy do obozu Bastiana, Rotena i Zapadkę, ale żaden z rzutów nie wyszedł, wiec niczego nie zdradzilem, co wylącza chwilowo Daimosa z wątku Rotena.
Żeby reszta drużyny sie nie nudzila obudziłem ich snem Lakashtari. Sen byl prooczy i mowil o zagrożniach związanych z wyprawą na Pogorzelisko. Kontynuowalem pogaduchy na sesji. Krocieć miał na celu wyłączenie generala z grupy, Lakashtari zapewnienie, ze nie będzie nawet probować wypełnić proroczego snu. Całośc rozesla się po kościach i drużyna ruszyła dalej.
Kolejne spotkanie miałem zaplanowane tylko jako bardzo zgrubny szkic. Zwiadowca graczy – w tej roli Bastian – widzi oboz pracy umieszczony u podnóża wielkiej formacji skalnej przypominającej rozdziawioną na oszczerz paszczę smoka. Do obozu zbliża się właśnie karawana niewolników, ale kilku z nich ucieka w stronę graczy.
Scena jest wyborem – gracze wiedzą, że plemię jest najpotęzniejsze w okolicy, a w dodatku pół drużyny ma z nim na pieńku. Druzyna nie zastanawiając sie długo odbiła uciekinierów i rozniosła na ostrzach broni grupe pościgową. Potyczka z dwoma niedźwieżukami [ang. bugbear] i trzema goblinami to dla drużyny fraszka. Przy ich statystykach mogliby, jak sądzę, roznieść cały obóz pracy.
Uwolniono dwóch niewolników. Tu ukłon w stronę Shahaala – obaj występowali wczesniej w solówce, którą dla niego prowadziłem:
Brodek – maly, wstrętny goblin. Uwolniony zapewnił Shahaala, ze dołączy do jego grupy, po czym porwał konia i czmychnął :-) Rozwiązałem to rzutem na Roztorpność – gracz go oblal, więc z mrugnięciem okiem oznajmiłem, ze Brodek na pewno mówi prawdę. Shahaalowi się to chyba spodobało.
Bagrak – krasnolud, czonek drużyny poszukiwaczy przygód, którą Shahaal chciał samotnie uwolnić z niewoli podczas jednej z poprzednich sesji. Skonczyło się na tym, że tamta drużyna zginęła, a Bagrak pała do Shahaala głęboką niechęcią, z czego ten ostatni nie zdaje sobie sprawy.
Roten po walce zaczał szabrować zwłoki, więc postanowiłem dać mu szanse rzucić na tabelce skarbu z podręcznika Mistrza Podziemi. Uważam takie anachronizmy za zabawne, ale i użyteczne. Co ciekawe obaj dedekowcy skwitowali mój ruch kupą smiechu, zwłaszcza, ze wylosowały się zwój przywołąnia potwora i lina wspinaczki ;-) Typowy ekwipunek niedźwieżuków. Jak dla mnie ciekawe wyzwanie – już oczywiście wymyślilem dlaczego mieli akurat to i zrobię z tego uzytek.
Jeden goblin wycofał się, a że widzial co gracze ze swoimi gigantycznymi bonusami do ataku zrobili z niedźwieżukami karawana z niewolnikami wycofała się do obozu. I tu powstało pytanie – gracze ryzykują czy nie. Ostatecznie zadecydowali ominać to miejsce i ruszyć na poszukiwania pracowni. Ja do niczego nie zachęcałem, ale Shahaal wiedział, ze jego superpancerz zabójcy likantropów, ktory niecne gobliny ośmielkiły się mu odebrać może być w obozie. Reszta drużyny wyhamowała jego zakusy, choć i Rotena świerzbily paluszki.
Walka skończona – czas na koleja scenę z kupą gadania. Uratowanie Bagraka było katalizatorem dla wypełnienia zamiarów Lakashtari. Ostatecznie po dyskusji wewnątrz drużyny Króciec, Lakashtari, Bardura oraz Bagrak odłączyli się i ruszyli w stronę stolicy. Króciec dowodzi – kolejny etap wyemancypowania się tego BNa. Lakashtari była zdesperowana i przygnębiona, gdyż kiedy drużyna bila niedżwieżuki jakieś wstrętne ptaszysko, które od dłuższego czasu obserwowało z przestworzy druużyne porwało i zadziobało jej chowańca wypuszczonego na rekonesans nad obóz goblinow.
Tym samym pozbyłem się ostatnich szczątków poprzednich drużyn – zbeenowanej Lakashtari. Poszła tez w odstawkę Bardura. Ta postać ma zabawną historię – powstała podczas jednej z sesji w wyniku krytycznego sukcesu testu na zauważanie jaki kazałem wykonać Andrzejowi, gdy zapytał, czy na targu niewolnikow w stolicy Darguun widzi kogos znajomego. Chciał – zobaczył, ale że potem tego wątku sam za bardzo nie kontynuował [wyraził wręcz zdziwnienie – „po co włąsciwie wprowadzałeś tę Bardurę?”] to i ja tylko trochę zamieszałem z Bardurą. Nie to nie, nie ma followera :o] Zwój znaleziony przy jednym z niedźwieżuków wzięła Lakashtari, bo nikt inny nie potrafił z niego korystać.
Drużyna nastepnie wyruszyła na połnoc od kamieniolomu. Pościgu za nimi nie wysyłałem.
Ziemia na której znajduje się drużyna sąsiaduje z krainą zwaną Pogorzeliskiem [ang. Mournland]. To teren tajemniczej katastrofy sprzed dwóch lat – wydarzenie to zakończyło w efekcie Ostatnią Wojnę, ale i stworzyło wielki teren spustoszony potężną magią. Pogorzelisko odgrodzone jest od zewnętrznego świata ścianą Szarej Mgły. Tylko nieliczni odważają się tam udać.
Przeszukiwanie terenu wzdłuż granicy z mglą skończyło się bezowocnie. Drużyna rozłożyla się na nocleg. Gdy wspomniałem o rozpalaniu ognia, gracze od razu chorem wykrzykneli, ze oni wcale niczego nie rozpalają, zeby gobliny ich nie zauważyly. Skasowało to całą moją scenę ze spotkaniem goblinów. Po sesji gadalem o tym z moim brejdakiem – stwierdził, ze to kolejny przyklad mojego symulacjonizmu zabijającego potencjalnie dobrą scenę w imię spójności świata i nienaciągania scenariusza. Zdaje się, ze jestem odmiennego zdania, choc troche szkoda fajnego encountera.
Tu pojawia się pytanie – czy decyzja graczy, która ma mażne konsekwencję, ale jest niewidoczna z ich punku widzenia jest Wyborem z mojej osobistej terminologii czy nie. I czy powinienem brać takie akcje pod uwagę.
Następnego ranka zasugerowałem graczom niezaistniale wydarzenie poprzez BNa. Zbrojnokształtni nie śpią więc Zapadka widziała z oddali idące gobliny. Zaraz padło pytanie dlaczego nie powiadomiła o tym Daimosa, który też jest zbrojnokształtnym. Trochę zabiło mi to ćwieka, ale że było już za poźno, to chyba wygląda na to, ze moja zbrojnokształtna byław konflikcie Daimos – Króciec po stronie swojego dawnego kamrata.
Fajnie wyszedł też motyw proby naprawy Daimosa. ten bohater ma wielkie wgniecienie na glowie – to ono jest odpowiedzialne za jego utratę pamięci. Shahaal jest kaplanem – rzucił zatem zaklęcie Naprawy na Daimosa. Zareagowałem sceną przebłysku pamięci generała wymyśloną na poczekaniu, korzystając z moich planów wobec tej postaci. Wyszło kapitalnie.
Potem jeszcze jedna scena negocjacji – Failin nie chciał jechać w Szarą Mgłę, bo słyszał o nie straszne rzeczy. Gracze przekonali go zapewniając mu 1/6 udziału w skarbach Whiteearth. Tak bowiem, nota bene, nazywa się tajemny warsztat domu Cannith, który gracze jadą odnaleźć.
W Szarej Mgle drużyna pobłądziła tak jak każe scenariusz SotLW – przewodzącemu nie wyszedł rzut na Sztukę przetrwania. Mój opis koncentrował się na powierzchni zajętej przez Mgłę – jakby zmemi nadżartej kwasem, z kupą wąwozów, zapadlin i zdradliwych półek skalnych, którymi porusza się pojazd graczy [ang. Earth sled]. Któryś z nich przypomniał, ze mają doczepionego do niego konia i powiedział, ze pewnie koń zaraz poleci w dół. Cholera, jakbym to sam wmyślił, to pozbyłbym się tego zwierzaka, ale tak było mi jakoś głupio :-) Takie: „O, kurde, dobry pomysł, chłopaki, dam wam popalić!” wydaje mi się jakieś… niegodne MG :o]
Ostatecznie drużyna wydobyła się z Mgly o zmierzchu. Opisałem krajobraz Pogorzeliska i pozwoliłem rozłożyć się na noc. Po czym zakończyłam prowadzenie.
W sumie to był największy błąd sesji. Graliśmy w sumie 2,5h. Krótko – zazwyczaj rpowadze około 4h. Mialem jeszcze encountera z SotLW, ale koncentrował się na sieczce, a ja nie miałem i tak tego dnia wielkiej ochoty prowadzić. Niby Andrzej wychodził i tak za pół godziny, ale jego postać i tak jest najmniej walcząca ze wszystkich. W sumie okazało się, ze nie było warto przerywać – obiecałem sobie, że więcej tego nie zrobię, bo krótka sesja jest be i niecacy [to byl najpoważniejszy zarzut graczy]. Zwłaszcza, ze encounter chyba przepadł – nie jestem pewien czy da się go upchnąć do następnej sesji – bo mam plan ułozyć nietypowo zwarty fragment kampanii – zamknięty scenariusz. Zazwyczaj wszystko u mnie rozłazi się pomiędzy sesjami, a kolejne wątki są porzucane, tudzież zawiązywane na nowo w rozmaitych kombinacjach.
Po sesji, kiedy Encu i Andrzej poszli, a Paweł zająl się obiadem :o] poprowadzilem jeszcze z kwadrans solowki Rotenowi-Przemkowi. Z jego inicjatywy, dodajmy. Jak dla mnie zachowanie git i warte pedekow.
Oceny sesji:
Ja, Andrzej, Przemek, Paweł: Nieźle [4/7]
Encu: Przeciętnie [3/7]
Jeszcze co do pedeków – grając na jakiejś mechanice lubie się jej trzymać – takze pedeki przyznaję wg tabelki z Podręcznika Mistrza Podziemi plus potencjalne drugie tyle za odgrywanie postaci. Trochę to debilne i dysfunkcjonalne – im więcej w sesji walki tym więcej można dostać za odgrywanie, ale chwilowo jakoś działa. Zastanowię się nad kluczami z Shadows od Yesterday, ale musiałbym to omówić z drużyną. Może po następnej sesji.
„Drużyna rozłożyla się na nocleg. Gdy wspomniałem o rozpalaniu ognia, gracze od razu chorem wykrzykneli, ze oni wcale niczego nie rozpalają, zeby gobliny ich nie zauważyly. Skasowało to całą moją scenę ze spotkaniem goblinów. Po sesji gadalem o tym z moim brejdakiem – stwierdził, ze to kolejny przyklad mojego symulacjonizmu zabijającego potencjalnie dobrą scenę w imię spójności świata i nienaciągania scenariusza. Zdaje się, ze jestem odmiennego zdania, choc troche szkoda fajnego encountera.
Tu pojawia się pytanie – czy decyzja graczy, która ma mażne konsekwencję, ale jest niewidoczna z ich punku widzenia jest Wyborem z mojej osobistej terminologii czy nie. I czy powinienem brać takie akcje pod uwagę”.
Jestem ciekaw czy po 12 latach zmieniło się Twoje podejście?
Zastanawiam się też nad tym – a może pozwolić w tej sytuacji przetestować spostrzegawczość i pozwolić dostrzec pałętające się gobliny? Ale nie drużynowo – pojedynczej postaci stojącej akurat na warcie. Aby zobaczyć jego, konkretnie jego reakcję, dać mu samemu wybrać. Jaką decyzję podejmie? Wyjdzie im na spotkanie? Czy ten najostrożniejszy ulegnie pokusie? A ten najbardziej wyrywny stwierdzi że jednak nie chce narażać drużyny? Może też obudzić resztę, ale wtedy narobi hałasu, który ściągnie patrol goblinów i sprawa sama się rozstrzygnie…
Hej,
W sumie jak o tym myślę, to ja osobiście zrobiłbym tak samo – gracze decydują się czegoś nie robić, żeby nie narobić sobie kłopotów, co prowadzi do tego, że ich oczekiwania zostają spełnione. Potem nawet pokazuję im, co ich ominęło (ustami Zapadki) – więc w efekcie może nie jest to wybór wyrażony wprost, ale widzą, że mieli wpływ na obraz wydarzeń.
Natomiast proponowane przez Ciebie rozwiązanie jest nawet lepsze. Zmienia optykę sytuacji z „dzieje się to, jak reagujecie?” (czyli BG tylko reagują na to, co się dzieje) na „widzicie, że to może się zdarzyć; wchodzicie z tym w interakcję, zmieniacie sytuację czy ignorujecie?” I to jest o wiele lepsze rozwiązanie, bo daje inicjatywę w ręce graczy. Zresztą Encu sugerował, że tak powinienem był zrobić, pytając czemu Zapadka nie poinformowała go o spostrzeżonym wrogu. I to by było lepsze, bo gracze rzadko całkowicie ignorują napotykane wydarzenia – pewnie coś by kombinowali z goblinami, w efekcie sesja rozszerzyłaby się o jedno duże wydarzenie, potrwałaby 3,5 a nie 2,5h i wszyscy byliby z niej zadowoleni.
Świetnie się czyta te raporty. Widzę też, że Eberron dał natchnienie Odludziu. Koniecznie muszę kiedyś zagrać :)