W ciągu ostatnich dwóch dni zaliczyłem trzy przedmioty na polibudzie i napisałem jeden scenariusz do erpega. Traktuję to jako umiarkowany sukces, zwłaszcza że udało mi się przy tym jeszcze nieźle wyspać :-) Co prawda ucierpiało na tym moje najnowsze dziecko, warhammerowa „Scheda”, ale trudno. Jestem, jak się zdaje, wyrodnym ojcem :-P
Mamy ostatnio niezły wysyp konkursów na scenariusz. A ponieważ od tegorocznego Quentina całkiem polubiłem scenopisanie [a nic tak nie dodaje motywacji jak fajny konkurs :-] trzeba podwinąć rękawy i zrealizować te kilka pomysłów, które pojawiły się w mojej głowie podczas dyskusji w temacie Quentinowym albo w temacie o konwencjach w rpg. I o ile „Shane on you, brothers!” przeniosłem z mojej głowy w format elektroniczny z czystego umiłowania dla efekciarskich scen to „Schedę” zaprojektowałem mając przed sobą pewien, że tak powiem, metazamysł :o)
Zwykłem się deklarować jako przeciwnik scenariuszy-opowieści, lecz nie ukrywam, że kryją one w sobie niezaprzeczalny urok. Problem leży w tym, że bez użycia iluzjonistycznych chwytów, których wolałbym unikać jako MG, bo nie znoszę ich jako gracz, trudno taki efekt uzyskać. Decyzje graczy są praktycznie nie do przewidzenia, a już spisanie scenariusza tak, by stworzył on opowieść dla dowolnej drużyny wydawało się niemożliwe. Posiedziałem, pomyślałem, poczytałem repka i oto jest :-) W „Schedzie” wszystko zadecydowało się jeszcze przed rozpoczeciem scenariusza. Jednocześnie jednak gracze mają tam, jak sądzę, wolną drogę w wyborze biegu wydarzeń a zatem olbrzymie pole do popisu. Wpuszczam ich w sytuację, w której nie znają całej prawdy, a mimo to muszą szybko podejmować decyzje. Trochę jak detektyw śledzacy szajkę bandytów i jednocześnie unikający zastawianych przez nich pułapek. I tak jak bywa w takich wypadkach decyzjebędą miały swoje konsekwencje w przyszości, kiedy [być moze] dodatkowa wiedza zdobyta przez drużynę sprawi, ze z perspektywy czasu okażą się błędne. Pozwoliłem sobie zapożyczyć od Maćka Szaleńca technikę warstw [opisaną kiedyś w jednym z Portali] i muszę przyznać, że w moim mniemaniu spisuje się ona na medal. Mam nadzieję, że spodoba się też jurorom Portala, kimkoliwek by oni nie byli.
Jeżeli już przy tym jesteśmy to musze przyznać, że regulaminy konkursowe stają się coraz to bardziej kuriozalne. Rozumiem, że Portal Pucharem Pirata poszukuje po prostu tesktów do swojego czasopisma, choć dla moich ulubionych polterowców regulamin okazał się śmiechem na pustej sali [patrz tu]. Regulamin konkursu Fantazynu jest jeszcze lepszy. Ostatni [niefortunny, bo trzynasty :-] punktregulaminu brzmi, cytuję: „Organizator ma prawo: nie przyznać głównej nagrody bez podawania przyczyny, zakończyć konkurs w dowolnym momencie, zmieniać postanowienia powyższego regulaminu.” [podkreślenie moje] Marudzenie marudzeniem, a Conan d20 podobno świetny [mówią, że są w nim nawet punkty Fate’a :o], więc może uda się coś wymyślić. Tylko temat „Wynalazek” z mojej perspektywy beznadziejny.
Tu wyróżnia się konkurs na bissel, któremu zreszta patronuje polter. Można pisać co się chce, więc zapewne spróbuję zrealizować swój pomysł na retrospekcje [he he he] w Eberronie. Myślałem nad wysłaniem tego kiedyś potem na Quentina, ale że mam już kolejny pomysł, a wydanie Eberrona po polsku znika powoli z horyzontu… Trzeba domyślić ten scenariusz, zeby go wreszcie Urkowi na Imlalu albo Falkonie poprowadzić ;-)
Piszę „domyślić”, choć tak po prawdzie to wymyśliliśmy już to czego potrzebuję, by zacząć pisać scenariusz na kompie – mocny szkielet fabuy. My – to jest ja, Pudłacz, Kosoluk i Bizon [pozdrowienia! :-D], czyli pierwszy skład, który grał w „Maskę” w Lublinie. Mam tendencję do prowadzenia scenariuszy zanim je spisze, żeby zobaczyć jak działają i tak też było ze „Schedą” [tym razem pozdro takze dla Marcina, debiutanta]. Oczywiście cały „playtest” poszedł w łeb za sprawą mechaniki. Miałem prowadzić na WFRP 2ed, ale nie chciało mi się doczytać zasad [sic!] więc w ruch poszedł kaduFATE [opracowałem specjalne zasady na sesje jednostrzałówki – tłumaczenie i tworzenie postaci trwa do 15 minut :-] a z nim fabułotworzące punkty FATE’a. Nie powiem – z sesji [dwóch] byłem zadowolony jak nigdy, ale połowę scen zjadło przejmowanie kontroli przez graczy. Następnym razem muszę playtestować na nudziarzach dających się prowadzić za rączkę i czekających biernie na dalszy przebieg wydarzeń :o]
Z pisaniem „Schedy” było zresztą podobnie. W piątek o północy upływał termin nadsyłąnia prac, a ja skończyłem ją pisać o 23:52. Wyobrażam sobie to morze błędów interpunkcyjnych i stylistycznych :-> W sumie spisanie scenariusza zajęło mi 12 godzin [liczy 10 stron dwunastką] – 5 w czwartek wieczorem i 7 w piątek. Nie zdążyłem ani dopisać do niego mechaniki [to zresztą było niewykonalne bo nie dysponuję własnym egzemplarzem WFRP2ed :-P], ani opisać jak można go sprytnie zaadaptować do Monastyru [szkoda, mógłbym wtedy podziękować Ysabell i Ezechielowi za Ubotową inspirację ;-]. Trudno, musi bronić się w takiej formie w jakiej jest teraz. Żeby było zabawniej w miarę jak upływał czas pisałem coraz większymi skrótami, co pokrywa się z narastającym tempem „Schedy”.
Wraca semestr akademicki, czas kombinować od nowa czas na cotygodniowe sesje. Przez wakacje poprowadziłem ich w sumie 4. Dwie na „Schedę”, jedną na „Maskę” i jedną na drugi test „Schedy”, którego niestety nie udało się dokończyć z przyczyn związanych z brakiem czasu. Do tego jedna zagrana – w Szosę beacona na U-bocie. Jako taka średnia, w rodzaju tej jaką utrzymywałem przez całe liceum.
No dobrze, a teraz przyznać się bez bicia polterowcy – kto jeszcze wysłał swój scenariusz na Puchar Pirata? :-)