Powszechnie wiadomo, że jednym z najładniejszych i ogólnie najlepszych tytułów na Playstation 3 jest Uncharted 2. Trzecia część serii ma zostać zapowiedziana na tegorocznej gali Video Game Awards, w produkcji jest film na motywach gry, tymczasem jednak przyjrzymy się jej początkom, czyli pierwszej odsłonie wydanej z podtytułem Drake’s Fortune. Młodsi posiadacze „peestrójki” mogą bowiem nie wiedzieć, że to właśnie ten tytuł był jednym z pierwszych excluseive’ów promujących tę platformę.
Wydanie Uncharted jako jednego z tytułów będących twarzą PS3 było śmiałym posunięciem Sony Computer Entertainment. Nowe IP w gatunku, w którym królowała Lara Croft, nowy męski bohater, który miałby konkurować o miano pierwszego poszukiwacza skarbów z Indianą Jonesem – wszystko to musiało budzić pytania – co też takiego musiało przygotować studio Naughty Dog, debiutujące na nowej platformie?
Gracz kieruje poczynaniami Nathana, ale w trakcie gry pojawiają się też dwie inne ważne postacie – reporterka Elena Fisher oraz starszy stażem kompan Nathana – Victor ‘Sully’ Sullivan. W wielu fragmentach gry bohaterowie ci akompaniują nam, stwarzając sytuacje w stylu „ja poczekam, a ty otwórz to przejście” lub „ty prowadź wóz, ja strzelam”. Bohaterowie są sympatyczni i nie sposób ich nie polubić. Od czasu do czasu wdają się oni w pogawędki z Nathanem, co bardzo pozytywnie wpływa na klimat gry. Lekkie nuty romansu pomiędzy Nathanem i Eleną są po prostu urocze i przywodzą na myśl familijne kino przygodowe – mi sposób konstrukcji bohaterów bardzo przypominał goszczący dwa lata temu w kinachNie wszystko złoto co się świeci (oryg. Fools Gold) z Matthew McConaughey’em i Kate Hudson.
Mi osobiście trudno jest wyobrazić sobie osobę, która kupując konsolę jest zdecydowanym przeciwnikiem strzelanek zza pleców bohatera wykorzystujących system osłon, ale nawet w takim przypadku Uncharted może się podobać – już w pierwszej odsłonie serii system ten działa bowiem wzorowo i daje bardzo dużo satysfakcji. Nathan ma do dyspozycji broń główną (karabiny, strzelby, później granatnik czy snajperka) oraz pomocniczą (rozmaite pistolety, w tym maszynowe) a także granaty oraz arsenał kopniaków i ciosów pięścią. Może celować lub strzelać na ślepo (także w biegu), zgrabnie przeskakuje pomiędzy osłonami, umiejętnie strzela jedną ręką, drugą trzymając się krawędzi skalnej półki. Ciekawie rozwiązano też rzucanie granatami, gdzie odległość rzutu wyznacza się wychylając sixaxisa.
Fragmenty akrobatyczne także są bardzo mocną stroną gry, a to ze względu na kapitalną pracę kamery. W niektórych momentach odjeżdża ona do tyłu, by pokazać nam szerszy obraz, w innych trzyma się bardzo blisko bohatera. Małe niedoróbki zanotowałem tylko wtedy, gdy zapuszczałem się w miejsca, którędy nie miała wieść droga Drake’a, np. urwisko bez przejścia dalej. Postać Nathana zanimowano bardzo zgrabnie, także jego wyczyny cieszą oko. Zazwyczaj jasne jest też, którędy trzeba iść, choć momentami wypada się rozejrzeć i chwilę zastanowić. Ścieżka bohatera jest jednak bardzo czytelna, i nawet jeżeli gdzieś się zaciąłem, to po chwili przypominałem sobie, że Nathan czytał o czymś w dzienniku Sir Drake’a, lub że jakiś fragment mapy był wcześniej zablokowany, co umożliwiało mi kontynuację przygody. Gra ma również mechanizm, który w przypadku, gdy kręcimy się za długo po okolicy, pozwala skorzystać z podpowiedzi – Nathan spogląda w określonym kierunku, by wskazać niedostrzeżoną wcześniej półkę skalną, czy przejście.
Graficznie gra nawet po trzech latach od premiery (wydano ją na Święta 2007) prezentuje się bardzo ładnie. Gdzieniegdzie widać miejsca, w których dałoby się coś poprawić (zwłaszcza gdy chodzi o widoki w oddali), ale jeżeli porównać tę grafikę z innymi grami z okresu, to widać, że od samego początku Naughty Dog potrafiło kodować. Jedyne, czego pewnie po dziś dzień się wstydzą, to doczytujące się tekstury – wpadka, która w grze tej klasy nie powinna się zdarzyć. Miejscówki są odpowiedni różnorodne, nawet mimo tego, że głównie przedzieramy się przez tropikalną dżunglę – są tu jednak podziemia, opuszczone miasteczka zalane wodą, zarośnięty monastyr, zamek na skałach i tym podobne. Zresztą wszystkie je rozrysowano na mapie wyspy, którą Nathan ogląda od czasu do czasu, także w trakcie rozgrywki widać jak na dłoni, dokąd za chwilę przeniesie się akcja.
Gdybym chciał się przyczepić do Uncharted, to mógłbym wymienić nieliczne potknięcia tej gry. O doczytujących teksturach już pisałem, z lokacji stosunkowo słabo wypada monastyr, który w porównaniu z resztą gry jest zbyt szarobury. Irytujące jest też respawnowanie się przeciwników w kilku momentach gry, które ma nas zmusić do parcia do przodu. Gorzej, jeżeli to „do przodu” nie jest oczywiste (scenka otwierająca nam przejście odpala się, gdy przesuniemy się w jakimś kierunku), co zdarza się raz czy dwa w trakcie tych dziewięciu i pół godziny, jakie zajmuje przejście gry. W końcowych etapach gry zachwiany jest też nieco balans pomiędzy strzelaniem a resztą rozgrywki – w sensie, że końcówka składa się praktycznie z samego strzelania. Mi to osobiście specjalnie nie przeszkadzało, ale zdaję sobie sprawę, że można to było rozegrać lepiej. Niektórym może też brakować jakiegoś co-opa lub multiplayera, które pojawiły się dopiero w kolejnej części przygód Drake’a.
Redakcja tekstu: Katarzyna ‚Bagheera’ Bodziony