Z cyklu – wspaniałe przygody z demami; „Starhawk”.
– ściągnąłem sobie wczesniej demo, tfu, betę Starhawka. Coś ponad giga.
– włączam betę – 350 mega aktualizacji do dociągnięcia
– WTF, chciałem tylko mecz czy dwa zagrać, o co chodzi… no ale jestem twardy, bo
– na szczęście ostatnio zmieniłem internet na szybszy, więc mija 5 minut i beta się włącza
– przewijam i akceptuję regulamin
– beta stwierdza, że musi się zaktualizować – kolejna minuta ściagania
– beta stwierdza, że po aktualizacji musi się zresetować
– kolejny raz przewijam i akceptuje regulamin (aaargh!)
– beta ostrzega, że mogę mieć problem z połączeniem sieciowym, bo jeszcze grzebią w kodzie (no c’mon nie z moim łączem)
– tryby rozgrywki nie mają nazw, tylko akronimy (WTF? np. ZF, SD)
– pierwsze dwie proby połączenia nie wypalają
– za trzecim razem plansza zaczyna się wczytywać, ale wyrzuca zanim rozpocznie się mecz
– za piątym razem gra wchodzi
Wrażenia:
– nie jest toto piękne, ale nie jest też brzydkie, da się grać; klimaty niby sci-fi westernu, ale postacie raz wyglądają jak z dead space a raz jak z jakiegos futurystycznego diablo
– trochę zwariowane – pomieszanie rozgrywki w stylu Quake Arena (biegasz i nawalasz, nie ma żadnego chowania się za osłonami) z rozstawaniem budynków, które dają pojazdy, bronie, punkty respawnu
– ogólnie troche nie moja bajka; jak single będzie fajny, to sie kiedys ogra, a tak to jest wiele innych gier lepszych do multi TPP – choćby Uncharted.
[…] czasu multiplayerowa beta tej gry nie zachwyciła mnie (wręcz zirytowała) i wydała się nieco staroświecka. Nie jest to jednak powód, by darowanej […]