Poszerzam skalę. Grałem wczoraj na Xie w Lord of the rings: Conquest – przedostatniego slasherka w świecie Śródziemia. Co za taniość, co za gniot!
– filmiki między misjami to fragmenty z filmów Jacksona, na które ktoś nałożył mapę z książek (tanie!!!)
– do tego narrator – Agent Smith, to znaczy Elrond – tragicznym monotonnym głosem opisuje co się dzieje, ale nawet nie chce się tego słuchać
– misje zupełnie bez polotu (zajmij punkt, zabij określonych przeciwników, biegnij gdzieś za komś na pałę)
– przeciwnicy i sojusznicy głupi jak buty
+ w okazjonalnym przejmowaniu bohaterów najlepsze jest to, że potrafią zabawnie zginąć. Np. Gimli wpadł mi w przepaść w Morii, a chwilę potem Gandalfa po raz drugi (?!) zabił Balrog (?!!!) :-)
– sterowanie z deka toporne, grafika nienajlepsza
– niby dużo klas do gry, ale nikim nie gra się fajnie
+ podoba mi się za to pomysł, że mamy określoną ilość odrodzeń w różnych hipkach (jak nasz wojak nam zginie, to zginął, a my spawnujemy się jako kolejny)
Kiedyś grałem w Warriors: Legends of Troy i myślałem, że jest słabe, ale i tak jest o klasę lepsze niż ta okropność.