W ten weekend Kasia tlukła w Simsy, a ja poszedłem w battlefieldowy zug. I tak sobie myślę, że wyznacznikiem tego, że gra multi jest dobra jest to, że nawet po ograniu dziesiątek godzin nadal znajduje się w niej nowe sposoby na zabawę. Na przykład ja odkryłem, że strzelanie potężnym powtarzalnym karabinem wyborowym może dawać nielichą satysfakcję. Nie ma to jak instant-kill headshot z 233 metrów :-) Co prawda nadal największe przybliżenie celownika, jakie toleruję, to x4, ale i tak /me snipsta.
Także zamiast grać w inne gry tłukę battla. Przekroczyłem już dawno granicę „jestem usatysfakcjonowany z tego multi” czyli 100h i zbliżam się do „z szacunkiem” czyli do 200h.