PMM 2012 – sesja druga, generic fantasy

W zasadzie, to przyjechałem na tego PMMa zobaczyć co też Craven wysmażył na półfinał. Zakładałem, że się do niego przedostanę i uznałbym za kwas, gdyby tak nie było. No bo ilu jest co roku uczestników najbardziej prestiżowego polskiego konkursu na prowadzącego? Kilkunastu. Na Falkonie startowało bodaj 10 osób. Zresztą, gdyby było ich np. 25 to pojawiłby się problem logistyczny – gdzie ich rozmieścić i jak zrobić, by wszyscy sędziowie odwiedzili wszystkie sesje.

Na marginesie dodam, że w którymś momencie Falkonu ktoś (rince? Inki? Urko?) rzucił pomysł na Ultimate PMM w przyszłym roku – taką edycję, w której startowaliby wszyscy zwycięzcy i finaliści, kiedy dostanie się do półfinału byłoby już wyzwaniem. Brzmi to fajnie, ciekawe kto podjąłby wyzwanie :-)

Wróćmy do tematu. Do półfinału się dostałem, co nie było specjalnym zaskoczeniem, jeżeli wziąć pod uwagę jaki miałem skład na sesji – wszyscy grali bardzo fajnie i sesja zrobiła się sama. Ponieważ pojawiły się głosy, że to nie fair, że zorganizowałem sobie graczy zgodnie z własnym widzimisię (jakby lepiej było, żeby prowadzący na PMMie musieli łapać graczy z korytarza… :>), to w drugim etapie jako gracza zadeklarowałem repka (któremu jeszcze ani razu w życiu nie prowadziłem), resztę miejsc (dwa) pozostawiając dla sędziego i jednej dowolnej osoby.

 

Wytyczne do półfinału i pierwotny pomysł

Wytyczne do tegorocznego drugiego etapu (bo nie był to scenariusz, tylko kilka narzuconych warunków) przygotował Craven (zdobywca Quentina, GRAMY i wielokrotny sędzia PMMa). Wyglądały one mniej więcej tak:
– tytuł “Licho nie śpi!” nawiązujący do tematu konwentu
– w scenariuszu ma się pojawić postać, która chce dobrze, ale ma pecha
– a także postać, która chce źle i ma niezłego fuksa
– dodatkowo – słodki stworek, który ma być na początku niepozorny, a potem ma się okazać ważny dla fabuły
– a finał ma mieć coś wspólnego ze sztuką
– i było jeszcze coś o tłumie czy tam tumulcie, który wszystkim przeszkadza, nie pamiętam dokładnie.
Jak widać fajne wytyczne, do których można było spokojnie coś podciągnąć.

Kilka lat temu prowadząc w półfinale wymyśliłem pokręcony scenariusz z kilkoma warstwami fabuły opowiadający o ludziach zamkniętych w maszynie do prania mózgu (scenariusz tutaj https://kaduceusz.wordpress.com/2007/09/15/pimp-my-scenario-raj-utracony-pmm07/ ). Sesja wyszła wtedy fajnie (w mojej ocenie), ale z tego co usłyszałem potem żaden z sędziów nie wiedział o co w niej chodziło (prócz Gerarda Heime, który grał wtedy u mnie). W tym roku, ponieważ startowałem w kategorii wagowej carefree luzaczek, poszedłem w zupełnie przeciwną stronę – generic fantasy, królowie, czarnoksiężnicy, smoki.

W mojej głowie scenariusz wyglądał tak:
– gracze wcielają się w grupę bohaterów, którzy pochwycili najbardziej poszukiwanego złoczyńcę tych ziem – wielkiego złego czarnoksiężnika i wiodą go na sąd
– po drodze spotykają słodkie stworzątko, które przyłącza się do nich
– sąd odbywa się w ruinach dawnej stolicy królestwa; stary król chce ułaskawić czarnoksiężnika, tym samym przywracając dawne, szlachetne zwyczaje
– sługi czarnoksiężnika chcą go odbić, ale bohaterowie krzyżują im szyki
– i juz wszystko ma być jak trzeba, ale niestety król nie wie, że pod ruinami drzemie smok, który przerywa uroczystość, rozgania towarzycho i pozwala czarnoksiężnikowi uciec do ruin pod miastem
– stworzątko umyka pod nogi króla i zostaje z nim
– bohaterowie dowiadują się, że smoka odesłać może tylko ten, kto go przyzwał (a więc – czarnoksiężnik, jak sądzą)
– złażą więc do podziemi dopaść go
– ale kiedy to się staje czarnoksieznik wszystkiemu zaprzecza – to przecież smoczątko! – mówi i zwraca uwagę graczy na to, że stworzonko, które przygarnęli i które teraz jest z królem ukrywało sie pod stworzona przez siebie iluzją i jest powodem wszystkich problemów
– więc drużyna leci do królewskeigo pałacu gdzie, miedzy posągami dawnych królów próbuje uratować króla przed okropnym smokiem i złapać smoczątko

Prosty scenariusz, jak widać, i wszystko udało się zawrzeć: [pech szlachetnego][fuks niegodziwca] check [stworzonko ważne dla fabuły] check [tumult] check [sztuka na koniec] check.

Większą część przygotowań do sesji (czyli ze 20 minut) zajęło mi znalezienie ilustracji dla graczy i BNów – druknąłem je i pogubiłem linki, także nie wrzucam ich tak jak w przypadku poprzedniego scenosa. Dla graczy przygotowałem ilustracje maga (walącego pociskami z rak na obie strony – najbardziej kozacka i nikt jej nie wziął :P), rycerza, drugiego wojownika/rangera. Wychodząc z domu pomyślałem sobie, że głupio będzie jak dostane dziewczynę, ale wymyśliłem sobie, że dam jej ilustracje (niewykorzystaną na pierwszej sesji) czarownicy-rangerki.

 

Postacie graczy

Na Falkonie okazało się, że z sędziów dostałem do gry Fila (który od razu oświadczył, że nie będzie mi ułatwiał…) a jako trzeciego gracza – Gosię. Ponieważ z Gosią zdarzyło mi się grywać a jej mąż jest moim regularnym graczem, to zgłosiłem to sędziom i zamiast Gosi (sorry, Owca) dostałem do gry Dianę.

O ile na pierwszej sesji używałem jako mechaniki Wstęgi, to na drugiej postanowiłem użyć konwentowego kaduFATE https://kaduceusz.wordpress.com/kadufate/ , uznając że jest ciut mniej skomplikowane. Z Wstęgi zapożyczyłem tylko punkty spotlighta i zasugerowałem graczom, że mogą ich używać, by dodać coś do swojej postaci lub by sugerować coś innym graczom lub prowadzącemu. Powiedziałem dwa słowa o mechanice, rozdałem rysunki postaci i kazałem je stworzyć za każdym razem zadając pytanie – dlaczego Twoja postać uczestniczyła w pojmaniu czarnoksiężnika imieniem Xillet Zaixos?

Repek stworzył sobie rycerza, ale elfa (postać z jego ilustracji przypominała trochę długouchego) – ustaliliśmy, że czarnoksiężnik wytępił wiele elfów i eksperymentował na nich przemieniając ich w bestie. Postać repka nazywała się Sting i nosiła magiczy miecz – Żądło. Posiadała też aspekt “śmiertelnie ranny”.

Diana, która dostała czarownicę z głuszy zadecydowała, że jest ona druidką. Zasugerowałem, że jest ona dawną uczennicą Xilleta Zaixosa, a Diana dodała, że niegdyś łączył ich romans, ale gdy jej mentor wstąpił na ścieżkę mrocznej strony mocy uczucie zastąpiła nienawiść.

Filo stworzył sobie łowcę nagród – najlepszego w królestwie człowieka do wynajęcia, któremu głównie zależało na nagrodzie. W trakcie tworzenia postaci pytał o broń palną (ustaliliśmy, że istnieje, ale że jest zawodna), ale w końcu jego postać strzelała z kuszy.

Potem kazałem graczom wymyślić po jednym fakcie na temat królestwa, w którym będzie się toczyć sesja. Podrzucili, że król ma wielu doradców, z których wielu źle mu doradza, ze jest stary i niedołężny oraz że w kraju istnieje szlachecki parlament, który ma sporo do powiedzenia. Starość akurat nieźle pasowała do wybranej przeze mnie ilustracji króla – ładnie się to zgrało. Reszta pojawiła się później tylko jako tło. Ja od siebie także dodałem jeden fakt (ot tak, żeby była miła atmosfera) – że król jest szlachetny i dobry.

 

Wstęp i spotkanie ze stworkiem

Zaczynamy sesję. Pustkowie, przez które wiedzie trakt. Na trakcie – czwórka postaci. Trójka – to nasi bohaterowie. Czwarty to skrępowany magicznymi więzami czarownik. Odpuściłem zwyczajowe “opisz jak wyglądasz” natomiast pokazałem zdjęcie przedstawiające maga – łysa czacha, cała w tatuażach. Tatuaże – powiedziałem – wiążą się z zaklęciem części duszy, oddaniem jej. Xillet Zaixos ma ich tyle, jakby w jego ciele siedziało kilka dusz.

Czarownik budzi się z letargu i zaczyna bluźnić bohaterom – grozi im. Długo to nie trwa, bo łowca nagród knebluje go. Dodatkowo AFAIR knebel nasącza jakąś substancją, by uciszyć czarodzieja na dłużej.

Gdzieś w oddali widać już ruinę dawnej stolicy, gdzie czeka król i sprowadzone tu przez niego szlacheckie rody. Ruiny stolicy robią wrażenie – na środku równiny wznosi się pojedyncza góra, a na jej zboczach – kręg nad kręgiem stoją kolejne poziomy miasta-widmo. Takie Minas Tirith, tylko na obie strony. Swoją drogą ja na sesji wyobrażałem to sobie wszystko w żółciach, ale chyba nie padła nazwa tego koloru – ciekawe jak gracze to odebrali :-)

Ale zanim jeszcze ekipa dotrze do ruin, napotyka stworzenie. Wybrałem na te okazję ilustrację jakiegoś słitaśnego futrzaka z dwoma parami oczu. Pokazałem ją graczom i spytałem druidki – co wiesz na temat tego stworzenia? Padła odpowiedź, że te istoty z pozoru słodkie są dość zdradliwe (mają np. zęby jadowe) i że normalnie żyją na terenach podmokłych (nasz stworek zdaje się na ilustracji stał w kałuży). Faktycznie – powiedziałem – wydaje się to dziwne, że stworzenie żyjące normalnie w innym klimacie znajduje się na tym wyschniętym na wiór pustkowiu. (Nic dziwnego, skoro tak naprawdę było smoczątkiem).

Łowca nagród zareagował nerwowo na pojawienie się stworka i od razu wziął go na cel swojej kuszy. Obruszył tym druidkę, która zabroniła mu krzywdzić maleństwo, ale ono i tak się przestraszyło i czmychnęło.

Szczerze mówiąc pierwotnie planowałem, że gracze przygarną maleństwo, ale skoro tak się nie stało pomyślałem, że pojawi się ono na szczycie miasta-góry, w ostatniej najwyższej dzielnicy, przy okazji sadu nad czarownikiem. Potem miało się okazać, że sporo się działo i nie miałem okazji, żeby sensownie wpleść stworka.

 

Spotlight Fila

Drużyna wchodzi do miasta – wokół pusto, nikt ich nie wita. W tym momencie Filo postanowił zrobić pożytek ze spotlighta i opisał, że jego postać jest zdziwiona i podejrzewa podstęp. Jak to jest, że nikt na nich nie czeka? Czemu tylko oni strzegą czarnoksiężnika? Czy to nie nazbyt nieostrożne? Szczerze mówiąc dla mnie dostatecznym wytłumaczeniem była konwencja – “jesteście najlepszymi z najlepszych i to właśnie wy schwytaliście najgorszego z najgorszych”.

Nie zdążyłem jednak odpowiedzieć na spotlighta, gdyż zrobiła to Diana – “to był przecież mój pomysł” – powiedziała, zaskakując resztę, w tym mnie. “To ja zasugerowałam, że tak będzie bezpieczniej – łatwiej przekradnie się mała grupka niż duża, zwracająca uwagę.” Bardzo mnie to pozytywnie zaskoczyło, ale Filo oczywiście chciał się kłócić, więc szybko przeniosłem akcję do sceny w przeszłości, gdy postacie graczy stoją i kłócą się na granicy lasu i pustkowia. Filo i Diana wymienili się argumentami, a na koniec repek zadeklarował, że kiedy pada ostatnie słowo widzą go już w oddali, na pustkowiu, jak nie czekając na nich prowadzi Xilleta Zaixosa dalej. Dla mnie było to super, więc ciąłem scenę i wróciliśmy do ruin miasta.

Żeby Filowi nie grało się źle opisałem jak spogląda do tyłu na trakt wiodący przez pustkowia i widzi wiele innych małych grupek, które spóźniają się właśnie na uroczystość, której nasi bohaterowie mieli być “głównym daniem”. Spóźniają się, gdyż u góry, nad najwyższym poziomem już widać fajerwerki. Do tego dodałem, ze dwa poziomy wyżej spotkanie z grupą strażników prowadzoną przez jednego z doradców króla. Scena miała zawierać krótkie zawieszenie, by nie było pewne, czy to wróg, czy przyjaciel, ale słabo to wyszło. Ruszyli ku górze.

Im wyższy poziom, tym więcej było gapiów i tym większy tłok. Tutaj po raz pierwszy wprowadziłem potencjalne utrudnienie z tłumem – opisałem, jak jest żądny krwi czarownika, jak ludzie rzucają w niego odpadkami itp. Miała to być scena na zasadzie – zobaczcie – tłum żąda śmierci maga, tacy są tutejsi ludzie. Drużyna uznała jednak, że tłum może zaszkodzić czarownikowi i postanowili rozegrać to po swojemu. Ściągnęli go brutalnie z konia i pociągnęli po ulicy na najwyższy poziom pokazując kto pokonał czarownika i kto tutaj teraz rządzi.

 

Łubudu na szczycie

Drużyna zaciąga czarownika na podest, na którym jest już król i jego doradcy. Rzucają go pod nogi władcy. Dobry król wygląda na schorowanego, jakby był już u kresu swego życia. Zanim zacznie się uroczystość coś zwraca uwagę łowcy nagród – straże są rozstawione nieudolnie, jakby ktoś specjalnie chciał sabotować uroczystość. Druidka spogląda tez na króla i zdaje sobie sprawę, że może coś nei tak jest z jego zdrowiem – moze to nie są normalne opbjawy starości (możliwe że ten element pojawił się w następnej scenie, ale chyba w tej). Dodatkowo przez tłum przeciskają się się zamaskowani zabójcy. Głowy ukrywają pod białymi kapturami, if you know what I mean, choć nie wiem, czy na sesji ten żarcik wybrzmiał, bo zaraz się zaczęło…

Łowca nagród ryknął – “chrońcie króla” – i sru – strzelił do jednego z zabójców. Chybił, trafił w tłum. Rozpoczęła się panika. Elf-rycerz rzucił się, by chronić króla przed dwójką zabójców, którzy lewitując w powietrzu przedostali się na podwyższenie.  Łowca nagród pizgnał czarownika tak, by ten nie wstał. Druidka zaczęła czarować, by powstrzymać tłum. Rozpoczęła się walka.

Starcie było dość chaotyczne, także jak sądzę wpisało się w wymaganie, że w którymś momencie sesji ma być niezły burdel :> Diana przyzwała swą druidką wicher, by powalić ludzi szturmujących podwyższenie (chciała przywołać burzę, ale powiedziałem, że wody na tym pustkowiu jak na lekarstwo i zasugerowałem wiatr). Łowca nagród był wszędzie. Elf-rycerz skupił się na ochronie króla i studiowaniu ruchów przeciwnika. Opisałem, że dwójka zabójców to nie są normalni ludzie, a humanoidalne bestie o głowach gadów (co ostało dobrze odebrane, ponieważ na początku sesji ustaliliśmy, że Xillet Zaixos eksperymentował z przemienianiem ludzi w bestie).

Problem z tłumem mógł wypaść lepiej i po sesji trochę żałowałem, że nie opisałem tego inaczej, bo w moim odczuciu nie było wśród graczy jasnego poczucia, ze ci ludzie w panice stanowią problem. Musiałem to podkreślić już po deklaracjach graczy “dobrze, możesz to zrobić, ale wtedy tłum wedrze się na podwyższenie ku czarnoksięznikowi” itp.

Tak czy owak skończyło się na tym, że doradcy, król i słaniający się na nogach nie uwolniony czarnoksiężnik zostali przez graczy odeskortowani w górę schodów (były z tyłu placu, na którym rozgrywać miał się sąd), ku starożytnej świątyni z rzeźbami dawnych królów i tronem królewskim.

Już w trakcie sceny z zabójcami-reptilionami myślałem sobie – kurka, źle to obmyśliłem. Raz, że zaraz po wygranej walce sprowadzać smoka to taki trochę faux pas – no jak to, graczom odebrać zwycięstwo? Byłoby to zwyczajne lamerstwo. Poza tym przez całą tę scenę myślałem kiedy to wprowadzić znów tego małego stworka-smoczątko (skoro smok zaraz tu będzie to stworek przecież też), ale nie było na to czasu i nie wprowadziłem go w końcu, za to popłynąłem dalej z sesją.

 

Klątwy i rytuały

Sytuacja wygląda tak: na samej górze miasta-góry, na szczycie schodów stoi świątynia. Pełno w niej posągów dawnych władców, spoglądających dumnie w dal. Stary, szlachetny król jest zmachany, ale cały. W tym miejscu niemal namacalne jest działanie starożytnej magii – nie wieje tu żaden wiatr, mimo iż powinien. Spokój na szczycie świata burzą tylko doradcy króla, którzy kotłują się w tle i rozmawiają o tym, co się wydarzyło.

Zresztą co tam doradcy – łowca nagród dopiero się wydziera. Że miejsce, do którego dotarli nie jest dobre. Że pomysł by sądzić czarownika – także. No że zasadniczo on by to inaczej urządził i jego zdaniem bez sensu. Jeden z doradców wychodzi z tłumu i zwraca mu uwagę – nie mówi się tak do króla! Łowca dalej swoje. Doradca traci cierpliwośc i mówi – aresztować go! To jednak ani na chwilę nie peszy łowcy – rozrywa on swoją koszulę i (za punkt FATE) oznajmia, że on również należy do szaleckiego rodu. To zamyka usta doradcy, który wycofuje się do swoich – tradycja wymaga, by usłyszawszy głos kolejnego z rodów przedyskutowali sprawę od nowa.

Filo, który grał łowcę nagród, rozpychał się w tej scenie mocno łokciami i w zasadzie powinienem był ostrzej to przyciąć, bo jasne było, że reszcie graczy też się to nie podoba. Dałem mu ostrzeżenie, które zignorował, więc wyciągnąłem strażników (wcześniej wielu z nich wężowi zabójcy poszatkowali na plasterki na dole, także marna to była groźba), na co Filo zagrał punkt FATE. Wyglądało to tak, jakby rzucał mi nim wyzwanie, ale dla mnie to było idealne zagranie – w udany sposób tłumaczyło butę jego postaci i cała ta żenująca scena, która zrobił królowi, nabrała zupełnie nowego zabarwienia. Z zadowoleniem dodałem, że owszem, ród łowcy był uznany za wygasły po tym, jak jego ostatni członek zaginął, a tu nagle okazuje się, że nie zaginął, a wybrał życie w ukryciu. (Myślę tu sobie, że idealnie by było, gdyby Filo później walnął jeszcze spotlighta tłumaczącego dlaczego jego postać tak postąpiła.)

Tymczasem jednak druidka i elf-rycerz zajmowali się królem. Przyjrzawszy się toczącej go chorobie uznali, że jest to klątwa rzucona przez Xilleta Zaixosa. Król, choć w słabym stanie, mówi, że sąd nad Xilletem musi się odbyć – inaczej minie ten moment, gdy można było jeszcze coś zrobić, gdy można było przywrócić królestwu jego dawną chwałę, tradycję, sprawiedliwe rządy… bla bla bla good stuff.

Druidka i elf (repek wziął swojej postaci profesję związaną z okultyzmem) przygotowują zaklęcie, które spowolni działanie klątwy. Wciągają w to łowce nagród, by wyśpiewywał magiczne mantry (o dziwo mimo braku odpowiedniej profesji idzie mu Nieźle). Udało im się częściowo przeciwdziałać klątwie, ale dodałem, że nie dają rady tak po prostu, ściągnąć jej w jedną chwilę – na to potrzeba czasu, którego nie ma. Elf sugeruje, że jedynym wyjściem jest targować się z Xilletem Zaixosem.

Tutaj miała miejsce trochę dziwna sytuacja – deklaracja repka oczywiście mi pasowała, ale Diana stwierdziła ustami swojej druidki, że nie ma możliwości, by Xillet chciał współpracować. Mag był wtedy nieprzytomny (po tym jak w poprzedniej scenie łowca nagród zdzielił go w łeb, czy zneutralizował jakimś proszkiem czy czymś) i fajny pomysł mógł się zmarnować, ale na szczęście postacie postanowiły w końcu spróbować (nie pamiętam już za czyja sugestią).

Drugim fragmentem tej sceny, był spotlight Diany. Być może zbyt pochopnie wciągnąłem postać Fila, łowcę nagród do rozmowy elfa i druidki nad uśpionym czarnoksiężnikiem. Filo oczywiście znów zaczął byc nadaktywny, na co Diana zareagowała plus minus tak: >>Spotlight na mnie. Łowco nagród widzisz jak moja druidka wierci w tobie dziurę wzrokiem i ten wzrok mówi: “Zamknij się wreszcie”<<. To było dość bezpośrednie, więc po sesji pytałem Fila czy mu to nie przeszkadzało, ale sprawiał wrażenie, jakby w ogóle tego nie zapamiętał :P

OK, wracamy do fabuły. Postacie cucą czarnoksiężnika. Nie wygląda na zadowolonego, czego innego się spodziewał. Mówią mu – zdejmij klątwę z króla. On na to – nie jestem partaczem, jej się nie da po prostu zdjąć. I gdzieś tutaj wpada spotlight repka – elf ściąga z dłoni metalową rękawicę i widać, że jego ciało drąży ta sama choroba, co króla – klątwa Xilleta Zaixosa. Pada pytanie – skoro nie da się klątwy zdjąć, to może da się ją przenieść na kogoś innego? Czarnoksiężnik przytakuje, patrząc na elfa. Wie, że długouchemu i tak zostało już niewiele życia  w wyniku rany, jaką odniósł w walce z nim. Uśmiecha się już pewniej i mówi – “w zamian za to żądam uwolnienia mnie”.

Tego bohaterowie nie mogą i nie chcą uczynić (choć być może stary król byłby skłonny na to przystać). Elf oznajmia – niech o twoim losie decyduje jak za dawnych czasów sąd bogów – walka jeden na jeden. Czarnoksiężnik przystaje na te warunki.

Chcecie wiedzieć jak się tworzy spójne sesje? Spytajcie repka albo Magdy. Mają tę piękną skłonność, że starają się swoją grą całość spajać w jedną opowieść. Tak było, gdy kiedyś wspólnie graliśmy w Kagematsu (niby improwizowane na bieżąco, ale trochę to nagięliśmy), tak było na mojej drugiej PMMowej sesji. Dwie dobre deklaracje i już wiemy co będzie w finale – nikt tego jeszcze nie mówi na głos, ale przecież opętanego dwoma klątwami elfa ktoś będzie musiał unieszkodliwić (kto jak nie łowca nagród/odnaleziony ostatni syn szlacheckiego rodu?), a czarnoksiężnik do sądu bogów wybierze oręż dla niego najkorzystniejszy – magię – i zetrze się z jedynym magiem w okolicy – swoją dawną uczennicą.

 

Ognia! – czyli finał

Czarnoksiężnik rysuje dwa magiczne kręgi – w jednym stawia króla, a w drugim elfa. Elf w ostatnich słowach mówi do łowcy nagród – wiesz, że będziesz musiał stawić mi czoła, gdy będzie po wszystkim. “Nic trudnego” mówi łowca. Myli się.

Przesączenie się klątwy jest jak fizyczne zjawisko. Widać czarną, eteryczną maź, która łączy elfa i króla, któremu służył. Czarnoksięznik nie czeka jednak na koniec rytuału. Jeszcze zanim przemieniony w bestię elf i odnaleziony szachcic skrzyżują oręż wykrzykuje – “na swoją broń wybieram magię!” i strzela mocą z dłoni w stronę druidki. W wyniku wyładowań stare posągi królów pękają i łamią się.

I tutaj zdarza się jedna z magicznych scen gier fabularnych. Diana, grając druidką skryta za jednym z posągów dawnych królów mówi – “wiem, że samą swoją mocą nie pokonam Xilleta. Wzywam zatem moc drzemiącą w tym miejscu na pomoc”. I w tym momencie powietrze przecina straszliwy ryk. To smok drzemiący pod górą-miastem wypełza ze swojej nory i przybywa na to wezwanie. Kaboom!

W międzyczasie przemieniony w gada elf walczy z łowcą-szlachcicem. Walka przez chwilę wydaje się wyrównana, ale łowcy grunt zaczyna się palić pod nogami. Otrzymuje pierwsze zranienie i zaczyna przegrywać.

Czarnoksięznik widząc smoka decyduje się uciekać. Mija druidkę, króla, przebiega obok walczących wojowników i wpada na schody. Jego tchórzostwo nie pozostaje niezauważone – elf na chwilę odzyskuje przytomność umysłu (repek wykorzystuje fabularnie jeden ze swoich aspektów) i ciska w jego stroną tarczą, obalając go na schody. Druidka deklaruje – “dopadam do niego i podrzynam mu gardło”.

Pierwsze co pomyślalem to było: “co, tak po prostu?” Ale ponieważ w powietrzu był smok, to pomyslałem sobie – a, niech ma – opisałem jak dopada tego, który był dla niej niegdyś tak drogi i ich spojrzenia spotykają się po raz ostatni. I kiedy wstaje znad martwego ciała Xilleta opisuję: na tych schodach jesteś tylko ty i umierający czarnoksiężnik. Podnosisz głowę i zdajesz sobie sprawę jaki błąd popełniłaś – nad tobą w górze kołuje smok i dostrzega pojedyńczą ofiarę – ciebie. A Diana na to: “uciekam!!!”

Przyznam, że trochę zbaraniałem. Czyli co, na górze rozstrzygają się losy króla, elfa i łowcy, a ty ich zostawiasz? Teraz, gdy o tym myślę to widzę tutaj niezły moment na spolighta na druidkę, pokazującego co w niej siedzi i że tak naprawdę, niewiele różniło ją od jej mistrza. No ale na sesji żadnego spotlighta nie było, za to dalej było jeszcze bardziej komicznie. Opisuję: pędzisz w dół po schodach jak oszalała, za tobą napierdzielają płomienie buchające z paszczy smoka. I kiedy jesteś już na samym dole odwracasz się… (i tu miałem zamiar powiedzieć: “widząc w oddali dwie walczące postacie, króla i to wszystko co pozostawiasz bestii na pożarcie”) ale nie dane mi było dokończyć , bo Diana weszła mi w słowo “Nie odwracam się! Pędzę dalej! Czy jest tu mój koń?” Zrezygnowany mówię: no wiesz, wcześniej były tu zamieszki, więc jeżeli jest, to martwy, chyba że wydasz punkt FATE’a. Diana go wydaje i pędzi na koniu byle dalej.

Tymczasem na górze trwa walka między elfem-potworem a łowcą. Smok zrywa dach ze świątyni odsłaniając walczących, króla, poukrywanych za posągami doradców. Repek wykorzystuje swój ostatni aspekt, by po raz ostatni odzyskać świadomość. Rzuca swój miecz – żądło – łowcy. Po czym skacze na niego, już znów jako bestia.

Łowca jeszcze nie otrząsnął się po śmierci dawnego towarzysza, a już musi stawić czoła smokowi. Ciska w niego orężem, ale nie udaje mu się trafić w smocze serce. Pozostaje mu więc tylko jedno – wskoczyć na bestię, gdy opadnie w dół po kolejnym nawrocie, uczepić się jej skrzydeł i odzyskać miecz.

Wiecie co sobie myślę? Ta sesja byłaby zabawniejsza, gdybym pod koniec usmażył pierzchającą druidkę i rozczłonkował bezbronnego łowcę :P Trzeba było po sesji zrobić “nieudane sceny”:
– “Nie odwracam się, uciekam!” “W takim razie nie widzisz, jak smaży cię doganiający twoje plecy smoczy podmuch.”
– “Rzucam mu mieczem prosto w serce!” [turl][porażka] Gdy dosięga cie smocza łapa zastanawiasz się jeszcze przez chwilę – czy naprawdę nie trafiłeś? Ale tego nikt z was się juz nie dowie, bo ciebie, jako ostatniego ogrania ciemność. [koniec sesji, pedeki… NOT :P]

No ale jestem megamiłym prowadzącym (*bling*) więc finał wyglądał tak: łowca uczepia się smoka i wraz z nim unosi w powietrze. Gdy bestia zawraca – bohater wspina się ku wbitemu w jej cielsko ostrzu. Gdy pikuje w dół – raz za razem wbija klingę w smoka. Kazałem Filo rzucić kośćmi i powiedziałem: “nie rzucasz na to, czy udało ci się zabić smoka. Rzucasz na to, czy gdy wyrżnie o świątynię na szczycie szczyt, będziesz na dole, czy na górze.”

[turl]

WIN.

Paszcza smoka roztrzaskuje jeden ze starych posągów i zatrzymuje się tuż przed samym królem. Z pyłu wyłania się postać dzierżąca magiczny miecz. Klęka przed królem i mówi: “ten oto miecz i siebie oddaję na twoją służbę”.

 

Epilog i wrażenia        

W epilogu król przyznaje odnalezionemu członkowi zaginionego rodu nowe ziemie. Marzenie o odświeżeniu dawnej sławy królestwa prysło, ale przynajmniej ten szlachetny i bohaterski ród wrócił pod królewskie skrzydła. Nadane ziemie to oczywiście ruiny dawnej stolicy i otaczające je pustkowia, ale dawny łowca, a dzisiejszy książę nie martwi się tym. Wie, że pod miastem-górą, w wielkiej jamie znajdzie dokładnie to, czego zawsze najbardziej pragnął – nieprzebrane bogactwo smoczego skarbca.

Tymczasem druidka jest już poza miastem. Jej pierwsza myśl jest prosta – odszukać magiczne zwierzę, którego pozbawił jej nieokrzesany łowca. I oto, jak za skinieniem magicznej różdżki objawia się ono. I dopiero wtedy druidka patrząc na nie swym wiedźmim wzrokiem zdaje sobie sprawę, że nie jest tym, za które je brała. To skryte pod peleryna iluzji smoczątko. A może powinniśmy powiedzieć – nowy chowaniec czarownicy?

Nowy książę tych ziem nie zapomniał jednak o zdradzie. Za pieniądze ze smoczego skarbca wynajmuje ludzi, którzy będą ścigać czarownicę. To ona jest nowym wrogiem publicznym numer jeden na tych ziemiach. Koniec, dzięki dzięki, pozdro pozdro.

Kilka uwag na koniec – kaduFATE, na którym prowadziłem kilka razy zagrał fajnie (PuF Fila, aspekty repka), ale przypomniałem sobie też, że niektóre jego elementy to zupełna padaka – na przykład sczytywanie wyników z 4k6 (zamiast 4kF(udge)), co musiałem niekiedy robić za graczy, żeby zachować satysfakcjonującą mnie dynamikę (sic!). Walka między elfem opętanym przez klątwy i łowcą także nie wypadała mechanicznie jakoś specjalnie.

Co do gry z Dianą i Filo, to oboje mieli swoje momenty, ale także kilka razy moje oczekiwania rozminęły się o mile z ich decyzjami. Za to świetnie grało mi się z repkiem. Ucieszyło mnie to, że jego zasługa w tym, że finał wyglądał całkiem fajnie jest większa niż moja – nie bylem przekonany, czy takie improwizowane granie mu podejdzie. Sesja, jaką wspólnie graliśmy ostatnio u Magdy (o templariuszach) była bardzo mocno przemyślana, z mnóstwem super handoutów, muzyką itd. Naturalnie w konwentowych warunkach, improwizowaną w locie fabułą, bez muzyki nie jest prosto uzyskać takie zazębienie się poszczególnych elementów sesji. W moim odczuciu udało się to i to właśnie z tego jestem najbardziej zadowolony po tym PMMie.

Sesja była bardzo krótka i łącznie z tłumaczeniem trwała jakieś 2 i pół godziny, co stanowi mój nowy rekord (na marginesie przyznam, że kiedy prowadzę kampanię, to sesje zazwyczaj trwają 3,5 do 4h, no może 4,5h). Gracze też twierdzili, że im się podobało. Bardzo bym się nie zdziwił, gdybym dostał się z nią do finału, ale cóż, nie udało się i na tym zakończyłem udział w tegorocznym PMMie. Bez wstydu, ale na tarczy.

W ostatecznym pojedynku spotkali się Azarin i Włodi – można powiedzieć, że dwójka konkursowych świeżaków i bardzo fajnie :-). Słyszałem tylko po dwa słowa o ich sesjach – ten pierwszy prowadził sesję w klimatach podróży między światami zamkniętymi w  obrazach, natomiast Włodi – sesję dla postaci-dzieciaków podróżujących ze swojej wsi do Marienburga z rybami na targ. Koncept Włodiego urzekł mnie (rewelka, man!) i w finale to jemu kibicowałem. Jak wiecie, wygrał. Congrats.

Na koniec jeszcze jedna anegdotka. Spotkanie przed konkursem. Okazuje się, że na 10ciu prowadzących siedmiu dostanie sale a trzech korytarz. Zgłaszam się i mowie – to może jak ktoś nie potrzebuje muzyki itp, to niech weźmie korytarz? Wojtek na to ok i zadaje pytanie do prowadzących – kto prowadzi bez muzyki. Ja jeden podnoszę rękę ;-) Aż korciło, żeby zapytać, kto potrzebuje jeszcze kotar i świeczek :P

O PMMie to tyle, a następnym razem – któraś z wersji Wstęgi. Stay tuned!

17 comments

  1. Niewiele więcej mogę doadać. Jak na improwizowaną sesję, wyszło moim zdaniem bardzo dobrze. Brałem udział w sesjach teoretycznie przygotowanych, które wypadły znacznie gorzej.

    Tak jak już pisałem u siebie na blogu chyba – w takiej sesji istotne jest, by MG reagował na graczy, rezygnując ze swoich wcześniejszych pomysłów, ale spajając wszystko w całość. Dla mnie to w ogóle najważniejsza umiejętność MG.

    Zastanawiam się, czy nie mogliśmy rzeczywiście pograć dłużej. Mnie to nie przeszkadza, lubię takie intensywne historie. Ale pewnie gdybyśmy mieli z godzinkę więcej na „porzeźbienie” w postaciach i mocniejsze zbudowanie relacji w drużynie, to efekt byłby lepszy.

    Jeszcze raz dzięki, pozdrawiam!

  2. Bardzo fajna sesja, sądząc po opisie. Gracze są.IMHO największą niewiadomą i największą przeszkodą na PMMie, bo zazwyczaj prowadzimy ludziom, których znamy. Ale widzę, że sobie poradziłeś.

    Naprawdę to zajęło 2,5h? U mnie by na to zeszło pewnie dwa razy tyle czasu… Co jest Twoim sekretem jeśli chodzi o dynamikę gry?

    • Nie wiem, Gerard, od sędziów usłyszałem, że „napieprzam opisami jak stary ka-rabin” ;-)

      Normalnie mój styl prowadzenia jest maksymalnie rozlazły (widziałeś ile wątków miałem namnożone do poprzedniego peememowego scenariusza, połowy nawet nie odpaliłem), ale tutaj nadarzyła się okazja, żeby wszystko podomykać, to podomykałem i już :-) Na pewno jakiś wpływ na to miały też następujące fakty:
      – hej, widzisz, żebym jeszcze coś miał chociaż naszkicowane na tę sesję? no to jak nie było czego prowadzić, to skończyłem
      – sędziowie mówili, że na grę jest 3,5h a więc i tak krótko, to się streszczałem
      – po poprzedniej sesji gracze zgłaszali uwagi, że były na niej trzy finały i było to kijowe, więc uznałem, że graczom szybkie kończenie sesji nie przeszkadza.

      Akurat w tym ostatnim się myliłem – vide to co pisze repek, a Diana też zgłaszała sędziom, że trochę krótko. Także w przyszłości nie będę starał sie bić tego rekordu na najkrótszą sesję evar ;-)

  3. Do momentu sceny próby odbicia czarnoksiężnika włącznie sesja wyglądała na nudnawą, ale od momentu rozdarcia koszuli ;) musiało zrobić się srogo, i finał wyglądał na bardzo fajny. Aż prosi się o dalsze losy szlachcica ze smoczym skarbem i wiedźmy ze smoczym dzieckiem ;)

    • > Aż prosi się o dalsze losy

      To samo pomyślałem, jak skończyłem pisać tę notkę :-)

      Swoją drogą pytanie – czy lepiej jak sesja jest spoko, a finał taki sobie, czy na odwrót? Discuss!

  4. Fajnie się czytało, z tego co widzę, to prowadziłeś podobnie do waterworlda na Avie (swoją drogą mógłbyś w podobny sposób tamtą sesję opisać ;P )

    Pozdrawiam
    Rag

    • Taki mam styl, yo! ;-)

      > mógłbyś w podobny sposób sesję Waterworlda opisać

      Miałem taki zamiar po niej, ale się nie zmobilizowałem, i teraz większość szczegółów mi umyka i już mi się nie chce :-) Wspomnę o niej jak kiedyś spiszę Waterworlda jako scenariusz i będę pisał o wariantach jak to może wyjść :-)

  5. IMHO jak jest sesja średnia, ale finał lepszy, to jest lepiej. Lubię, jeśli finał zostawia mnie z takim poczuciem „łał” i podświadomie oczekuję, że będzie to najlepsza część sesji. Sytuacja odwrotna pozostawi mnie z takim poczuciem niedosytu, że było fajnie, ale coś się po drodze popsuło i już finał nie był taki mega. Analogia filmowa to np. Avengers – podobał mi się ten film, ale po świetnym starcie (tak do połowy filmu) finał był rozczarowujący.

    Z drugiej strony, w PMM-ie, gdzie musisz liczyć się z odwiedzinami sędziów w trakcie całej sesji, a finał trwa pewnie 1/4 sesji albo i mniej, to taka sytuacja może być dla ciebie niekorzystna, bo sędziowie ocenią to, co widzieli najczęściej.

    • (OK, to sugerowaną dyskusję o fajnych sesjach vs. fajnych finałach przenoszę tutaj, bo się Gerard wyłamał z wordpressowego porządku!)
      Z dwojga złego lepiej, żeby sesja była średnia, ale (pasujący do niej!) finał był odjazdowy, bo chodzi o to, żeby na końcu smakowało, i żeby pozostawiło miłe wrażenie efektu „WOW” na koniec, a żeby ten efekt popsuć czerstwym podsumowaniem. Pytanie – czy da się zrobić zajebisty finał do kiepskiej sesji?

      • Czemu nie? Wyobraźmy sobie coś takiego:
        Sesja jest i przygotowaniu planu, a finał to jego wykonanie (np. napad na bank). Przygotowanie idzie graczom beznadziejnie albo po prostu nie lubią sesji o planowaniu. W każdym razie nie potrafią sobie poradzić, a MG nie umie nimi pokierować. Rodzi się frustracja, a z nich – konflikty między graczami, z których każdy ma swój własny pomysł. Wreszcie plan rodzi się w mękach, ekwipunek zdobyty i rusza finał. I jest „wow!”: dynamiczna akcja w kontraście do wcześniejszej nudy, fajne wyzwania i satysfakcja z ich pokonania, wreszcie mega zaskakujący zwrot akcji. Gracze wychodzą z sesji zachwyceni, i chcą więcej.

  6. Przeczytałem dopiero teraz – niezłe. Założenia sesji – masakryczne, nie wiem czy na podstawie tego wymyślił bym jakąś sensowną fabułę (słodki stworek, sztuka w finale, WTF?) Rzeczywiście scena targów z czarnoksiężnikiem – świetna, ładnie splotły się tu różne nici fabuły. Finału chyba nie mogłeś lepiej rozegrać, bez wpychania wątków deus ex machina. Mordowanie wszystkich nie byłoby wcale lepsze od tego co było.

  7. Dyskusja już chyba zakończona, ale mała refleksja co do tego „dlaczego tak krótko”.

    Mówię za siebie: ja w takich pretekstowych światach, w których poza „tu i teraz” nie ma nic [świat kończy się na tym, co jest pokazane przez MG], nawet nie czuję potrzeby „rzeźbienia”. Skoro wiadomo, że to jednostrzał, to dążę do tego, by się cały rozegrał, wybrzmiały wątki i tak dalej. Przez to odpuszczam sobie nadmierne rozbydlanie swojej postaci, stawiam na coś, co roboczo nazwałbym „serialowością”. Wiecie, jedna scena i już wiesz, co to za koleś. Druga scena i wiesz, do czego dąży i jakie ma mroczne tajemnice. I tyle.

    Wszyscy graliśmy mniej więcej w taki sposób i pewnie m.in. dlatego poszło szybko. Można by taką sesję sztucznie rozpulchnić jakąś sceną „otwartą”. Coś typu „herbatka u króla”. :)

    I żeby było jasne – dla mnie sesja miała odpowiednią długość w stosunku do zawartości. :)

    Pozdrawiam!!

  8. […] Ta sesja, jak pisałem, była najlichszą w całym drugim sezonie. Nie wydarzyło się na niej zbyt wiele istotnych rzeczy i gdyby streścić ją w dwóch zdaniach, to kampania Odludzia wiele by na tym nie straciła. Całość trwała może ze dwie godziny, co jest moim zdaniem stanowczo za krótko jak na klasycznego erpega. W sumie przypominam sobie tylko jedną tak krótką sesję, która jednocześnie byłaby udana, i była to moja druga sesja na PMMie 2012. […]

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.