Widzę, że w blogosferze sporo osób wrzuciło swoje podsumowanie erpegrania w 2012stym. Te podsumowania to fajna sprawa do poczytania za kilka lat, więc i ja postanowiłem napisać dwa słowa o moim graniu. W przeciwieństwie do Ifryta nie jestem w stanie policzyć dokładnie swoich sesji, więc ilości będą trochę na oko.
WFRP2
Na początku roku prowadziłem kampanię w WFRP2 (która przeciągnęła się z 2011stego). Zacząłem ją, żeby przetestować mój pomysł na scenariusz na konkurs działu WFRP na polterze (tematem była Wyprawa). Zacząłem prowadzić i… zamiast scenariusza wyszła kampania na bodaj trzynaście sesji. Gdzieś po drodze zgubiłem swój oryginalny pomysł, a większość kampanii improwizowałem na bieżąco opierając się o to, co akurat postanowili gracze.
Kampania ta uświadomiła mi dwie rzeczy. Po pierwsze, że mechanika WFRP2, choć prosta (co ważne), nie pasuje mi za bardzo. Po drugie, że improwizowanie kampanii w biegu mając wymyślone tylko to do czego ona dąży i kilka wątków którymi się gra całkiem daje radę (przynajmniej moim zdaniem :-). Graliśmy w składzie viagrom, bojzon, Fedor – trójka graczy to najlepszy układ. Nawet gdy każdy pójdzie w swoją stronę to da się to jeszcze opanować.
zjaVa: TSOY i DitV
W lutym pojechałem do Wawy na zjaVę, który to minikonwent polecam, bo wydał mi się bardzo fajny. Na zjaVie sporo się grało (były m.in. Latające Spodki, czyli konkurs na prowadzącego). Ja zagrałem dwie sesje (a normlanie nie grywam na konwentach) – jedną u ja-prozaca w TSOYa, druga u Petry Bootman w DitV.
TSOY wywarł na mnie pozytywne wrażenie. Na Falkonie 2011 kupiłem podręcznik, którego do dziś nie przeczytałem w całości (jeden z naprawdę niewielu moich erpegowych zakupów ostatnich lat; dostałem też zabawną dedykację od Darkena), także ta sesja to mój jedyny żywy kontakt z tym systemem. TSOY wydał mi się grą, w która chętnie bym pograł a może i nawet bez bólu poprowadził. Zasady z pulami, które kiedyś (dawno temu, gdy czytałem angielską wersję) bardzo mi się spodobały, a co do których potem nabrałem wątpliwości, działały spoko. Sesja toczyła się wokół niby upuszczonego klasztoru. Grali też Szponer, Hajdamaka i jakiś trzeci kolega, którego ksywy nie zapamiętalem.
Co do Dogs in the Vineyard – po pierwszym przeczytaniu tego systemu (w czasach mojego zywego zainteresowania grami indie) byłem jego entuzjastą. Jakaś dawna sesja z Ariochem na ConStarze przygasiła mój zapał, ale nadal myślałem o tej grze pozytywnie. Po drugiej sesji doszedłem jednak do wniosku, że DitV to mechaniczny gniot i nie mam zamiaru w to więcej grać.
Dlaczego? Dlatego, że w tej grze rozjeżdżają się dwie kwestie – płynna narracja i mechaniczne wystawianie kości podczas pojedynków. Uważam, że nie ma nic gorszego na sesji niż cisza, bo ktoś się namyśla jakie kości wystawić, żeby było dla niego korzystniej. Gra ma też dziwne zasady dotyczące tego, jak trzeba deklarować w konflikcie, które osobiście, prowadząc od razu bym zignorował. Może DitV staje się płynniejszy, po kilku sesjach, ale nie mam czasu na uczenie się jak grac w daną grę, a potem uczenie innych (no, chyba, ze chodzi o jakąś moją mechanikę ;-). Wyobraźcie sobie fajną, mocną scenę, która nagle zostaje przerwana, by ktoś się zastanowił jakie kości wystawić. Padaka.
Eclipse Phase i Zew Lubelli
W trakcie roku grałem też kilka sesji (pewnie z sześć/siedem? jakoś tak raz na dwa miesiące, w tym jedna minikampania na cztery sesje) w Eclipse Phase u Fedora. Nie chciało mi się czytać podręcznika (próbowałem, ale poległem, za dużo tekstu :-), więc postać wedle moich zgrubnych wytycznych zrobił mi Fedor (a ponoć jest to ważna gra w grze w tym systemie). Większość sesji rozegraliśmy w składzie ja, Gorath, neratin.
To, co najbardziej podoba mi się w EcPh to fakt, że sporo zwyczajowej metagry staję się normalną częścią gry za sprawą całej tej cyber-bomba- tech otoczki. Nasze postacie mogą niemal w dowolnej chwili połączyć się ze sobą na prywatnym kanale, puszczać sobie na żywo nagrania z oczu itp. bajerki. W początkach mojego erpegrania prowadziłem Cyberpunka 2020, ale zawsze był on w stylu jebudu-ratatata, a nigdy w stylu opowiadań Gibsona. W fedorowym EcPh było i troche Gibsona i trochę Cthulhu (hipnotyzujące wirtualne obrazy, hell yeah) i trochę hard-sci fi. Ogólnie system jest super i byłoby naprawdę fajnie, gdyby ukazał się po polsku.
Po zakończeniu mojej kampanii w WFRP2 próbowaliśmy też grać u Fedora w Cthulhu na miedzywojennej Lubelszczyźnie w rozległym składzie Beata, ja, bojzon, viagrom, Gosia (i trochę sweet baby Sokoluk, czyli Daniel – jeżeli myśleliście, że z małymi dziećmi nie da się grać w erpegi, to się myliliście ;-). Zagraliśmy ze trzy sesje i klimat był fajny, ale potem mieliśmy problem z umawianiem się na granie (Fedor remontuje kamienicę – normlanie neverending story i tony gruzu :-) i kampania rozeszła się po kościach. Graliśmy na mechanice nWODu, tak ta marginesie dodam. Każda z postaci miała jakąś mroczną moc, np. moja mogła ukrywać przedmioty eterycznym rękawie, ale ręce musiała chować pod rękawicami, żeby ukryć ich dziwność. A postać viagroma w ogóle była odjechana bo była dybukiem :-)
Solomon Kane
Przez większą część roku graliśmy też u Goratha w kampanię Savage Worlds of Solomon Kane. Wojtek pisze z niej powoli raporty – zerknijcie na jego bloga, żeby się z nimi zapoznać. Była to druga najdłuższa kampania, w jaką grałem jako gracz, po Dzikich Polach w liceum. To właśnie w trakcie niej grałem (jako gracz) jedną z dwóch najlepszych sesji w tym roku – sesję z paleniem czarownicy i złośliwymi faerie w jednym z pierwszych miast Ameryki Północnej. To była wyjątkowa sesja w SW – nie było na niej praktycznie walki, za to sporo kombinowania, kto jest zły, a kto dobry. Trochę w sumie wyszło to w klimatach DitV. Jeżeli chcecie zobaczyć jak wyglądała i jak skończyła się kampania 9oprócz tego, że Wojtek przeprowadził się do Wawy :P), to śledźcie blog Goratha i męczcie go na g-czacie :-)
Było tego na pewno z dziesięć sesji; skład był zmienny, wspomnę o Stingu (grał czarującym jezuitą ;-), sobie (grałem szalonym i przygłupawym Szkotem-ruchajłą) i Maćku, którego zastąpił później Andrzej przejmując jego równie killerską (improved sweep, oh my!) co powaloną (obłąkany wizjami wypraw krzyżowych) postać. Maciek dołączył do police force i stracił czas na granie, ale za to Andrzej dołączył później do naszej regularnej ekipy, z którą gramy u Stinga, także widzicie jak to działa – jedni erpegowcy zapraszają drugich erpegowców i nagle okazuje się, że jest o ho ho osób do gry.
Neuroshima
Ze Stingiem próbowaliśmy też grywać w inne rzeczy. Stworzyłem postacie do Star Warsów i Dark Heresy, ale nic nie wyszło z grania. Udało się pograć kilka sesji w Neuroshimę i muszę przyznać, że był to mój pierwszy raz z tym systemem :-) Świat jak świat, grało się w miarę, ale mechanika NS to jakaś koszmarna porażka i nadaje się tylko do wyrzucenia i zastąpienia czym innym. Naprawdę, portal powinien na dziesięciolecie systemu wydać NS 2.0 z nową mechaniką. Ale oni już chyba stracili serce do tego systemu, a nie chcą go oddać fanom, więc wydaja małe dodatki raz na jakiś czas i skupiają się na bitewniaku. Szkoda. Ci polscy twórcy są tacy przywiązani do swoich dzieci, że wolą żeby umarły, niż żeby ktoś inny się nimi zajmował (myślę tu też o Wolsungu :>). Well, pies to trącał, ja i tak w to nie grywam.
Water World
Ponieważ zjaVa mi się podobała, to pojechałem do Wawy na Avangardę. Wawa ma też ten plus, że jest blisko. Avangarda podobała mi się znacznie mniej niż zjaVa (nie ten klimat), ale wspomniam ją bardzo ciepło za sprawą sesji, jaką prowadziłem na GRAMY. Właściwie to nie planowałem tego, ale okazało się, że Magda Reputakowska nie może prowadzić, więc wskoczyłem na jej miejsce z jednym z jednostrzałów, które zawsze chciałem poprowadzić, a których nigdy mi się nie chce wymyślać – Water World Fantasy RPG.
GRAMY to jest super konkurs…. dla prowadzącego :-) Gracze przychodzą może trochę spięci, ale potem wszyscy angażują się w sesje i dają z siebie to, co najlepsze. U mnie w półfinale grali Rag, Ezechiel, Squid i Oglaf i wszyscy spisali się na medal. Sesja przedłużyła się do godzin nocnych (na co wpływ miało to, że najpierw tłumaczyłem mechanikę Wstęgi 2, potem opisywałem graczom osobno tła ich postaci i dopiero po tym zaczęliśmy grać) i co więcej – na koniec graliśmy na trawniku przed budynkiem konwentu. Ta sesja naprawdę przywróciła moją wiarę w jednostrzały, bo wyszła superowo. Oczywiście nie obyło się bez paru moich wpadek, ale ostatecznie wszyscy byliśmy bardzo zadowoleni (takie same super-pozytywne rzeczy mówili gracze Blanche, więc normalnie żałowałbym, że nie startowałem w GRAMY samemu, no ale nie po takiej sesji). Była to druga moja najlepsza sesja w tym roku (tym razem taka, którą sam prowadziłem).
Water World spodobał mi się na tyle, że poprowadziłem go jeszcze raz – tym razem jako minikampanię dla Andrzeja, viagroma i Stinga (z początku grał też z nami Fedor). Duży wpływ na decyzję o ponownym poprowadzeniu WWFRPG miało to, że na pierwszej sesji (choć skończyła sie bosko) nie udało się dotrzeć do finalnej lokacji scenariusza, a chciałem zobaczyć, jak to wszystko wypada po rozegraniu na spokojnie. Ostatecznie wyszło fajnie, choć tak po prawdzie to scenariusz ma znaczne wady i musiałbym go raz jeszcze obmyśleć i poprowadzić. Ale dwa razy jedno to u mnie i tak wiele, także pewnie do tego nie dojdzie.
Unhallowed Metropolis
Pisałem pozytywnie o Eclipse Phase, ale w tym roku jeszcze jeden system zrobił na mnie wrażenie – mowa o Unhallowed Metropolis, w które gramy teraz u Stinga. Po kilku sesjach w zmiennym składzie gramy teraz w czwórce Sting (jako prowadzący), ja, viagrom i Andrzej jako gracze. UM ma naprawdę genialny klimat, a Sting dodatkowo prowadzi go w stylu serialowym z pojawiającymi się i znikającymi watkami, co dodatkowo dodaje mu smaczku.
Stworzyłem sobie postać detektywa ze Scotland Yardu (który potraktowany terapią genetyczną przez swojego ojca naukowca wydaje się byc nieśmiertelny – żyje już grubo ponad sto lat). Na każdej sesji spisuję do kapowniczka notatki – o BNach, wydarzeniach, tym co myśli moja postać – jest to bardzo fajny chwyt, a w dodatku daje bonusowe pedeki ;-). Połączmy to z neowiktoriańskim horrorem i mamy naprawdę udany setting. Mechanika UM jest dość prosta (choć z dużą ilością małych zasad), szybka i… śmiertelna, także na sesjach bywa gorąco. Na chwile obecna mieliśmy przerwę świąteczną, ale kampanią pięknie się rozkręca i jej zwieńczenie może być prawdziwa perłą 2013go.
Templariusze
Towarzyskim wydarzeniem sezonu była sesja, na którą, co mogę powiedzieć zbytnio nie przesadzając, czekałem latami ;-) Chodzi o słynne Magdum Opus, czyli Magdy Reputakowskiej scenariusz o templariuszach, w który zagrałem w wyśmienitym towarzystwie repka i nida. Tę sesję będę pamiętał za dwie rzeczy – raz, za wspaniała oprawę – góra rekwizytów przygotowanych przez Magdę naprawdę nadaje rozgrywce blasku (zobaczcie sobie na fb – siła!). Dwa za to, że przekonałem się, że nie taki roll and keep straszny, jak się wydaje i że moje krytyczne uwagi na temat tej mechaniki nie były do końca uzasadnione.
To była ciekawa sesja także pod tym względem, że nid gra głównie w improwizowane indie, ja też mam lekkie odchyły tę stronę, natomiast Magda i repek mają swoje scenariusze bardzo poukładane i przemyślane. W efekcie były momenty, gdy repcio stąpał z dużym rozmysłem po materii fabuły, a my z nidem albo nie czailiśmy, że coś jest dla nas, albo w ogóle się tym nie zainteresowaliśmy :P (przez co niektóre sceny szły ciut za szybko, inne były nie w tym miejscu, gdzie wypadłyby najlepiej, a innych nie było okazji rozegrać). W końcówce sesji daliśmy popis z niczego tworząc konflikt między naszymi postaciami i doprowadzając w efekcie do moralnego upadku mojego rycerza (który nota bene jako jedyny “przeżył” scenariusz i weźmie udział w następnym). Ale tak czy owak sesja była udana (także na przekór późnej porze – ja zazwyczaj nie grywam później niż do 22ej, a tu skończylismy nie wiem, o trzeciej nad ranem?) – jak widać gadanie o priorytetach gadaniem o priorytetach, ale dla chcącego nic trudnego i wszyscy bawiliśmy się bardzo dobrze :-)
PMM
Na koniec wspomnę jeszcze o PMMie. Poświęciłem mu na tym blogu dwie obszerne notki, więc tym razem będę się streszczał – założeniem było wystartowanie w PMMie na luzie i to się udało. Jeżeli jednak sądzicie, że zachwycicie sędziów Pucharu zwyczajną, udaną sesją, no to jesteście w błędzie.
Ciesze się też, że udało się zagrać ze znajomymi, bo okazji na to nie ma wcale zbyt wiele. No, głównie to ciesze się z tego, że byli zadowoleni, bo jak wszyscy wiemy starego erpegowca trudno zadowolić :-) – sam cierpię na na syndrom “a przecież to i to można było zrobić lepiej”.
Widoki na 2013
Jak widać w 2012stym bardzo miło się erpegowało i śmiało mogę powiedzieć, że był to udany rok. Na oko to będzie ponad czterdzieści sesji. W 2013sty wchodzę z otwartą kampanią Unhallowed metropolis u Stinga i z umówioną już sesją w Legendę Pięciu Kręgów u Magdy (ha! :-).
W sumie mógłbym jeszcze raz poprowadzić mój pierwszy PMMowy scenariusz (dark fanatasy z justikarem), ale nie bardzo wiem komu (a przecież byłaby to z pewnością minikampania na te 5-6 sesji). Pewnie nic z tego nie wyjdzie, ale jak znam siebie to nie minie pół roku i znów będę coś prowadził – lubię grać, ale prowadzić lubię nawet bardziej :-) Może do tego czasu uda się przysiąść do Wstęgi i spisać jej trzecią wersję?
Dzięki za wspólne granie w zeszłym roku. :) Życzyłbym sobie, żebyśmy zagrali razem przynajmniej dwa razy w tym :)
Pozdro
Biorąc pod uwagę to, że jedną sesję mamy już ugadaną, to ten śmiały plan może się udać ;-)
„jak widać gadanie o priorytetach gadaniem o priorytetach, ale dla chcącego nic trudnego”
E tam, przecież wyszło nam dobrze po części dlatego, że nagadaliśmy się wszyscy (przy różnych okazjach) o priorytetach ;-)
Heh, widzisz jak to się zmienia? Pamiętasz jak ze trzy lata temu przyjechałeś do Lublina, a ja próbowałem rozkręcać kampanię w Kane’a? To był okres posuchy, z sesjami szło opornie, był problem z miejscem – sptokaliśmy się kiedyś w Syriuszu i podczas rozmowy ktoś rzucił: 10 sesji na rok to bardzo dużo! :D
Rzeczywiście, to chyba nawet ja tak powiedziałem i w sumie nadal tak uważam – jak ktoś gra te 10 sesji w roku, to spokojnie może czuć się aktywnym erpegowcem. A jak jeszcze przy tym ma dzieci, pracę, inne hobby? To już w ogóle spoko :-)
Ale zeszłoroczne cztery dychy to niezły wynik, nie ma co :-)
Unhallowed Metropolis wymaga szczególnej polecajki. Wydaje się byc mocno niedoceniony/nierozpowszechniony w stosunku do tego jak dobry jest :)
Były próby rozruszania społeczności wokół tego systemu. Patrz: http://unhallowed.pl/ Ale żeby to się udało, trzebaby go wydać po Polsku.
Tak, poznałem tę stronę gdy czekałem na swój egzemplarz podręcznika UM z amazona. Swoja droga to jeden z 3 najpiękniejszych podręczników jakie ostatnio widziałem obok One Ring i takiego francuskiego o miescie z figurkami co ma Sting (?). Chętnie bym takie sobie sprawił ale nie chce trzymac bezuzytecznych książek na pólce, bo i tak pewnie się nie zagra. Chyba że One Ring rzeczywiście ruszy. Ale z wytęsknieniem czekam na Zew Lubella u Fedora. W kamienicy na Starym Mieście zapanuje MROK :)
Trzeci podręcznik, o którym mówisz, to Cadwallon: City of Thieves. Moja recenzja tutaj: https://kaduceusz.wordpress.com/2007/10/12/cadwallon-players-guide/