Mass Effect 3: Cytadela – recka

W niedzielę żona zmusiła mnie (“proszęproszęproszę!”) do zakupu i ogrania najnowszego DLC do ME3. Ponieważ ME3 wylądowało na PS+ to wyładowałem dodatkowe miliony na konsolową wersję Cytadeli (mimo iż Kasia kupiła już wcześniej na PC). Przeszedłem tak z ⅔. Uwagi jak zwykle w punktach poniżej, przy czym zacznę od minusów:

– 6 dych za DLC? Co za zdzierstwo…

– dodatek się niemiłosiernie tnie w pasażu Silversun. Niby nie ma tam jakiejś wielkiej akcji, ale i tak kole to w oczy. Takich skoków na PS3 nie widziałem od Dark Souls.

– niektóre fragmenty są robione pod psychofanów serii np. spotkanie z Javikiem było maksymalnie debilne

# klimat dodatku mi się kojarzy bardziej z dwójką, niż z trójką ME. W trójce były te motywy z dzieckiem w snach, to obrzydliwe zakończenie, ogólnie klimat walki ze Żniwiarzami i wojny. Dodatek świeci reflektorami na drużynę Sheparda, czyli jak dwójka. Dodatkowo są motywy jak z Expanded Universe w Star Warsach, ale to mi się akurat podobało :-) Czyli ogólnie – trochę dodatek do ME3 jakim chcieliśmy, żeby było, a nie jakim było naprawdę. Co ciekawe gdyby zakończenie ME3 nie było koszmarnie spieprzone, to ten dodatek wypadłby jeszcze lepiej.

# poziom trudności nie jest przesadnie wysoki – ja grałem na hardcore (przełączyłem z insanity, żeby szybciej poszło, bo Kasia ze mną oglądała) i zginąłem z cztery razy w sumie (czyli nie jest też za niski)

+ przede wszystkim jest to dodatek, który jest hołdem dla fanów serii i widać to na każdym kroku. Strasznie fajnie się w to gra. Doskonałe pożegananie z Shepardem, zwłaszcza w drugiej części dodatku.

+ Bioware ma absolutnie najlepszych ludzi od robienia miejscówek na UE3. Było tak już z Omegą, jest i tutaj – lokacje są fajnie zaprojektowane, klimatyczne i wyglądają bosko.

+ udało im się zrobić sporo bardzo śmiesznych scen (w sensie – takich, w których śmiejemy się w głos) np. list od Javika oraz kilka naprawdę kozackich (np. ta, w której kroganin mówi “to właśnie w was lubię” i dalej). Superowo wypada też Glif (dron Liary).

+ arena, która wydaje się być singleplayerową wersją maseffectowego co-opa wypada całkiem fajnie. Spoko, że są za nią trofea, bo jest sens się nią trochę bawić.

Ogólnie – warto; najlepsze z DLC do ME3 (a pozostałe też mi się podobały).

EDIT po skończeniu głównej części (bez areny):

+ trzeba jeszcze dodać, że dodatek jak na DLC jest dość długi. Mi juz zajął 6 godzin. Konkretny kawał grania!

# Niektóre postacie już w trójce były trochę nie teges, ale w Cytadeli jeszcze to podkreślono. Jeżeli lubiliście Tali, to przykro mi. Podobnie jak nie przepadałem za Vegą albo Keidanem, to też ten dodatek nie pokazał ich w jakimś super świetle. Moją LI była na konsoli Jack i moim zdaniem jej wątek też nie jest jakiś specjalny w Cytadeli (z tego co mówiła Kasia jest o wiele lepszy, kiedy się z nią nie romansowało). Z drugiej strony Javik jest jeszcze śmieszniejszy niż dotychczas, a dialogi z Mirandą napisał jakiś geniusz – są po prostu doskonałe.

# Czy pisałem już, że byłby lepszy, gdyby nie to koszmarne zakończenie ME3?

Ocena: B (z przyjemnością)

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.