Ponieważ na PS Store była promocja, to wyrwałem za dwadzieścia zeta Unfinished Swan – jedną z tych artystycznych gier, którymi Sony lubi się chwalić, gdy chce pokazać, że na ich platformę powstają fajne indyki. Pamiętałem tę grę z jakiegoś pokazu, gdy całe białe otoczenie ktoś odkrywał rzucając w nie kulkami czarnej farby. Postanowiłem sprawdzić, czy jest w niej coś jeszcze czy to już tyle.
Unifinished Swan to gra skromna, ale z fajnym pomysłem. W dalszych rozdziałach, jak się okazało, jest trochę więcej niż tylko czerń+biel.
+ nastrój – ta gra przypominała mi trochę Małego Księcia – takie luźne skojarzenie. Gdybym miał określić to jednym słowem powiedziałbym – magiczna. Albo: bajkowa.
+ motyw przewodni jest kapitalny. Robi tak z połowę klimatu gry.
+ rozmaite potwory – żaby, krokodyle, etc. No i ten hipopotam :-)
+ trzeci rozdział ma najlepszy pomysł na siebie i najbardziej mi się podobał
# polski dubbing nie jest najgorszy, ale miejscami mogłby być lepszy
– zielone elementy moim zdaniem powinny być sporo ładniejsze
– znajdźki – błe
– gra jest króciutka, trwa może trzy godziny; akurat jak się robi ciekawie, to koniec
Ogólnie można zagrać, u mnie: C.