Ostatnio łyknąłem jedynkę God of War, przyszedł czas na dwójkę. Udało mi się ją ograć dzięki uprzejmości Artura (dzięki! :-) i powiem tak – niby okej, ale nie za bardzo. Zacznijmy od tego nie za bardzo.
– Gra to praktycznie kalka jedynki, po początkowej sekcji znów musimy gromadzić powerki, tylko tym razem od tytanów, a nie od bogów. Znów przez większą część gry (a ta nie jest krótka – mi zajęła 13,5 h na normalu!) szwędamy się po jakiejś nikogo nie obchodzacej świątyni i rozwiązujemy zagadki. Zagadki są spoko, ale nie to jest interesujące w tej grze, no i ileż można?!
– gra jest nierównomiernie podzielna na sekcje – po kilku dobrych godzinach łażenia po świątyni na koniec mamy prawdziwe trzęsienie ziemi – cztery walki z bossami pod rząd?!
– fabuła rozwija skrzydła debilizmu – nie ma to jak losowe wrzucanie bohaterów z greckiej mitologii jako mięsa armatniego. Tezeusz, Perseusz, Ikar – WTF guys?! Przez połowę czasu gra bardziej wygląda na jakieś tandetne fantasy, niż na greckie klimaty. W pierwszej części mniej mi to przeszkadzało, ale w tej jakoś mnie zirytowało.
# swoją drogą coś poknociłem i pierwsze 10h gry przeszedłem nie usprawniając sobie tych kos na łańcuchu, którymi wymachuje Kratos, przez co gra wydawała mi się trudniejsza niż jedynka. Ale chyba nie była.
– Przez połowę czasu nie wiedziałem co robić i to też u mnie nie zaplusowało. Niby takie są reguły starej szkoły, ale wnerwiało mnie to. A przez te cholerne nieusprawnione kosy nakląłem się przy walkach z kamiennym minotaurem (drugim z trzech) i z niewidzialnym Perseuszem.
+ Za to jeszcze usprawnili i tak dobry system walki, to mi przypadło do gustu. No i zrealizowali wizję z jedynki, że można łazić po bossach :-) Na razie w małym zakresie, ale zacieram ręce na trójkę :-)
+ walki z bossami zasadniczo fajne. A jest ich kilka.
+ Podobała mi się też sama końcówka, kiedy wreszcie fabuła rusza do przodu i robi się ciekawie. Ale akurat wtedy gra się kończy… :-)
Trójkę ogram w następnej kolejności, ale nie spodziewam się, że GoW nie będzie moim ulubionym slasherem. Klimat Castlevanii (LoS) odpowiadał mi o wiele bardziej, no i tam każda nowa sekcja to było małe mistrzostwo świata, a nie randomowy fragment świątyni Lakhesis. Trzymam kciuki, żeby w trójce GoW wyskoczył ze schematu 1 i 2, no i za powrót gołych bab, których w dwójce nie wiedzieć czemu zabrakło. Dwójce daję C – można, ale za dużo się irytowałem, by mówić o przyjemności.
Zapomniałem napisać, że muzyka (w jedynce i w dwójce) jest moim zdaniem bez-na-dziej-na. W obu przypadkach musiałem ją ściszać.