Za czasów jedynki InFamous bardziej podobał mi się Prototype. Gdy grałem w dwójkę, serio polubiłem ten tytuł. Trójka zapowiadała się jeszcze lepiej, a że na PS4 wielkiego wyboru nie ma, musiałem ją łyknąć. Czy spełniła oczekiwania?
Od razu mówię – moje akurat oczekiwania nie były jakieś specjalnie wygórowane. Infamous to śmiganie między budynkami dzięki supermocom, nawalanie pociskami do wrogów i jakieś fejkowe wybory dobro/zło. Na Second Son wszyscy napalali się ze względu na grafikę, ale ja nie – moim zdaniem Killzone Shadow Fall wyglądał już wystarczająco dobrze i udowadniał, że PS4 daje radę. Choć oczywiście – któż nie lubi dobrej grafiki? :-) To zacznijmy od niej:
+ grafika – była zapowiadana super grafika i jest super grafika. Tutaj nie ma niespodzianki. Wszystko wygląda ładnie, są efekciarskie bajerki graficzne, nic się nie tnie. Rewelka. Ale sama techniczna strona to nic:
+ Seattle – przedstawiono w grze bardzo urokliwie. Oczywiście mamy tu do czynienia z InFamousowym standardem – dwie wyspy, na początku dostęp do jednej, potem do drugiej. W mieście jest mnóstwo, mnóstwo różnorodnych budyneczków, neonów, kawiarenek etc. Dopiero co zachwycaliśmy się otwartym światem w GTA V, a tu nie mniej pieczołowicie przygotowana miejscówka w Second Sonie (choć co prawda sporo mniejsza).
+ bohater – Cole MacGrath z pierwszych inFamousów był nudnym typkiem. Już Zeke był od niego ciekawszy. Zeke’a trochę brakuje, ale Delsin Rowe jest spoko luzaczkiem i o wiele fajniejszą postacią niż Cole. Ma też lepszy ciuch, co jest nie bez znaczenia, gdy oglądamy go stale przez całą grę ;>
++ polski dubbing – a i owszem. Ja byłem zaskoczony, gdy gra włączyła się z polskim dubbingiem (choć w sumie nie wiem, czemu. Sony uczyniło ze spolszczania swoich flagowych produktów pewną tradycję). Szybko przełączyłem na angielską. Zagrałem scenę. Zacząłem od nowa, zagrałem te samą scenę po polsku i już polskiego przy pierwszym przejściu nie przełączałem. Moim zdaniem polski głos Delsina jest świetnie podłożony i wypada lepiej niż angielski, a i pozostałych bohaterów słucha się bez zgrzytania zębami (a pamiętamy, że w przypadku pierwszego InFamousa dubbing był ledwo do przyjęcia). Da się? Da się. Gratulacje, SCE Polska.
+ spray’owanie graffiti – Delsin np. spray’uje kozackie graffiti po całym Seattle. Niby duperel, ale zajebisty, ja z dużą ciekawością sprawdzałem co to wymyślili do kolejnych dzielnic. No i pad grzechodzący niczym puszka z farbą w spray’u rządzi :-)
++ tunele wentylacyjne – pierwsza mocą Desina jest dym i dzięki temu może on wskakiwać do tuneli wentylacyjnych w budynkach i niczym winda ekspresową przedostawać się na dach. Nie wiem, kto to wymyślił, ale jest to chyba najfajniejsza moc w całej grze :-) Rewelacja :-)
+ inne moce – jest ich kilka, są dobrze zbalansowane i w sumie używa się wszystkich po trochu. Do tego wyglądają kozacko.
# pory dnia – zmieniają się między misjami głównymi. Chyba jednak fajniej byłoby, gdyby zmieniały się dynamicznie.
– banalna struktura fabularna – InFamous 2, chyba przez to, że miał 3 wyspy, każda o zupełnie innym charakterze, wypadł tutaj lepiej. Struktura fabularna I:SS nie jest zła, ale na pewno nie jest jakaś specjalna. Moim zdaniem to właśnie to asekuranctwo autorów gry sprawiło, że InFamous nie jest tytułem wybitnym, a tylko bardzo dobrym. Syndrom Assasin’s Creed?
– wpadki w prezentacji fabuły – niestety, są przynajmniej dwie wpadki w prezentacji fabuły. Gra powinna wytłumaczyć, a nie tłumaczy, jak moc betonu Augustine wpływa na przewodników, a jak na ludzi. Na końcu zaś Delsin zarzuca jej rzeczy, które w sumie nie wiadomo skąd wie. Małe wpadki, ale przy banalnej fabule nie powinno być ich w ogóle.
– fejkowe wybory – moim zdaniem twórcy InFamousa są partaczami, jeżeli chodzi o wybory. Jest ich kilka i ich wpływ na grę jest kosmetyczny. To już różnice w działaniu mocy bardziej wpływają na rozgrywkę… Jak dla mnie tych wyborów mogłoby w ogóle nie być. Zwłaszcza, że jeżeli ktoś chce zrobić platynę, to gra sugeruje – najpierw dobro/zło a w drugim przejściu to drugie. Czyli niby możesz wybrać, ale w sumie to najlepiej jak wybierzesz to a nie co innego. Ech…
+ przerywniki komiksowe – były dobre w poprzednich częściach, teraz są nawet lepsze.
++ zakończenia – zakończenie dobre jest równie dobre i słodkie, co zakończenie złe – okrutne. Oba są moim zdaniem dobrze zrobione i byłem z nich bardzo zadowolony. Po tym pierwszym, zastanawiałem się nawet, czy InF nie zasługuje na najwyższą notę, ale przy drugim rozegraniu wyszła kwestia fejkowych wyborów i doszedłem do wniosku, że nie.
# długość – z jednej strony bez uwalniania dzielnic główna fabuła jest krótka – ma może z 7 godzin. Z drugiej strony dzięki temu można łatwo zrobić sobie platynkę. Legendarny poziom trudności także nie jest trudny. Trochę więcej trzeba się chować i tyle.
# trofea – te polskie mają zabawniejsze nazwy niż te angielskie. Np. „Banksy byłby dumny” za wszystkie graffiti to w angielskiej wersji coś w stylu „Colouring inside the lines”. Z drugiej strony niektóre trofea są nudnawe – np. lanie grajków, bandytów, gangów narkotykowych i co tam jeszcze jest. Ile takich samych trofeów może być w jednej grze?
# podbijanie dzielnic – fajny jest pomysł z telefonowaniem na linię D.U.P., ale nie podoba mi się, że nie ma jakiejś fajnej ostatniej rozmowy między Delsinem a panią operator. Szkoda, bo zapowiadało się ciekawie i był pewnien humorystyczny potencjał, którego autorzy najwyraźniej nie dostrzegli.
# misje poboczne – niektóre są fajne (jak te z odszukiwaniem widomości audio), inne banalne (jak rozwalanie „ukrytych” kamer)
Werdykt: B – z przyjemnością
Skala: A – rewelacja – B – z przyjemnością – C+ – można – C – ujdzie – D – padaka
InFamous SS ma lepszą grafikę niż dwójka, ma też lepszego bohatera i lepszy zestaw mocy. Niestety nie ma lepszej fabuły (prócz końcówki), a Seattle mimo niezaprzeczalnej urody nie przebija fikcyjnego New Marais. Brak w tej grze iskierki geniuszu, ale jako rzemieślnicza robota spełnia ona wszelkie wymagania. Czyli mamy kolejny dobry exclusive, ale nadal nie system seller nowej konsoli Sony.