Ten wpis miał być komentarzem do fragmentu komentarza pod notką z odpowiedzią na krytykę (he he), ale trochę się rozrósł, a poza tym dotyczy dość ważnego dla mnie konkursu, więc postanowiłem wrzucić go na punkt K.
Zacznijmy od fragmentu komentarza Kleberna do Quentina jako całości:
> kiedyś tworząc sesję tzw awaryjną, bo nie było kompletu graczy odruchowo sięgnąłem po te scenariusze. Mocno się zdziwiłem. Bardzo się przyjemnie czytało, nieraz były genialne myśli przewodnie, przemyślane zwroty akcji. Tylko ja, jak jakiś erpegowy troglodyta, zastanawiałem się, jak to poprowadzić moim graczom. I gdybym miał jakiś poprowadzić, to musiałbym tak dużo zmienić, że już lepiej napisać własny od podstaw.
Ja się tutaj absolutnie z Klebernem zgadzam. Quentin przez swoje istnienie stworzył osobną kategorię scenariuszy, jaką są sprofilowane jednostrzały, nazwijmy je – „quentinowe jednostrzały”. Nie od dziś wiadomo, że pisząc scenariusz pod określone postacie, odwołując się do nich bardzo mocno, o wiele łatwiej jest uzyskać świetny efekt, niż pisząc scenariusz dla nieokreślonej grupy bohaterów. Pamiętam takie refleksje z dyskusji wokół scenariusza Dracha („Południcy”) w 2005tym.
Quentinowy czy kampanijny?
Wiele mainstreamowych erpegów ma słabo określone kim się gra, a to sprawia nieliche trudności w dostosowaniu scenariuszy pod tę konkretną drużynę z którą akurat gramy. Tworząc pregenerowane postacie niejako przeskakujemy ten problem. Jakie są efekty?
Jeżeli chcesz poprowadzić akurat ten quentinowy jednostrzał, to jest świetnie. Masz jak na tacy gotowe postacie, związane z fabułą, nic tylko brać, czytać, prowadzić. Jest super. Myślę, że to jest dobra opcja dla ludzi, którzy nie mają czasu na przygotowywanie się, czyli dla erpegowców, którzy są po studiach, mają pracę, rodzinę, dzieci, etc.
Jeżeli szukasz akurat jakiegoś scenariusza dla swojej drużyny, to już nie jest tak wesoło. Skoro postacie są mocno osadzone w fabule, to jest kłopot, by zamienić je na postacie z drużyny twojej ekipy. Jest tak jak piszesz – motywy są super, ale tyle pracy trzeba włożyć, żeby je przystosować do własnych potrzeb, że się nie opłaca. I dla erpegowców, którzy grają często (a więc najczęściej uczniów, studentów) i mają już swoją kampanię w toku takie scenariusze średnio się nadadzą. Oni potrzebują jednostrzałów ale innych, nazwijmy je „jednostrzałów kampanijnych” albo w ogóle szkiców, które tylko dadzą kopa ich wyobraźni i pozwolą zbudować odpowiednią dla ich drużyny fabułę.
Kwestia użyteczności
Dla mnie osobiście jako sędziego jest to trochę problem. Zawsze powtarzamy, że scenariusz do erpega to tekst użytkowy. Zdaje mi się jednak, że większość erpegowców, którzy czytają scenariusze poszukuje jednostrzałów kampanijnych, a nie quentinowych. A skoro tak, to użyteczność quentinowych scenariuszy jest, ujmijmy to łagodnie, ograniczona.
W tym roku musiałem to wziąć pod uwagę oceniając np. test Planetourista – „Trzy damy„. Rozmawiałem z nim o tym i mówił, że zrobił pewien eksperyment, jak to ujął „trollowałem trochę Kapitułę sprawdzając do jakich granic można się posunąć”. Napisał scenariusz do nie tak znowu popularnego systemu (Wolsunga, jakby ktoś nie wiedział; IMO, ofc) – pierwsze ograniczenie grupy docelowej, z pregenerowanymi postaciami – drugie ograniczenie, z których wszystkie to kobiety – trzecie, i na tematy okołofreudowskie – czwarte. Plane jest bezsprzecznie jednym z najlepszych polskich erpegowych scenarzystów, ale dla mnie to było za dużo – jego scenariusz jest superelegancki, ale czułem, że na niego nie mogłem zagłosować, bo był zbyt hermetyczny. Rozmawialiśmy o tym na skromnym polconowym spotkaniu z Kapitułą i wyszło, że jestem przedstawicielem erpegowego betonu, ale cóż, gdzieś trzeba moim zdaniem postawić granicę. Pamiętajcie, że reszta sędziów/byłych sędziów może mieć na ten temat inne zdanie.
Dlatego też pod tym względem bardziej od Trzech dam podobał mi się tekst Aesa, w którym postacie tworzy się samemu i prowadzący tylko zaczepia je w fabule, albo tekst Kratistosa i Dawida Szymańskiego, w którym jest szerszy niż trzeba wybór postaci i można sobie drużynę dostosować pod preferencje swoich graczy.
Sam musiałem się z tym problemem zmierzyć, kiedy pisałem Bitwę na Mokradle Roasz. Z perspektywy czasu uważam, że to było bez sensu – pisać scenariusz do settingu do dedeków, który nawet nie wyszedł po polsku, ale przynajmniej postarałem się, by postacie z jednej (z dwóch) warstwy fabuły dało się w miarę prosto podmienić na ewentualną drużynę Prowadzącego, który mój scenariusz chciałby rozegrać. Taki mix postaci z drużyny i pregenerowanych BG z retrospekcji.
Wracając jednak do tej kwestii quentinowości/kampanijności scenariuszy z wielkiego Q. Zobaczcie, że wśród finalistów dominują te pierwsze. Pewnie na jeden scenariusz „kampanijny” (albo taki, który da się łatwo na kampanijny przerobić) przypadają ze cztery „quentinowe”. Nie zawsze te quentinowe wygrywają – zeszłoroczny scenariusz Fedora do Eclipse Phase da się moim zdaniem bardzo łatwo poprowadzić standardowej drużynie z EC (o ile jest coś takiego w tym pokręconym acz świetnym systemie). I teraz co, mam powiedzieć, że te scenariusze są bezużyteczne, bo nikt w nie nie zagra? Moim zdaniem absolutnie nie.
Gramy w Q
Weźmy ten mój scenariusz do Eberrona, Bitwę. Rozmawiałem z kilkoma prowadzącymi, którzy go rozegrali. Pierniczony scenariusz do niewydanego w Polsce settingu do D&D3.5 rozpisany na hacku mechaniki FATEv2. Dziś na pewno nie wziąłbym się za spisywanie takiego scenariusza, bo zapytałbym sam siebie „dla kogo to piszesz” i nie byłbym w stanie znaleźć wystarczającej liczby potencjalnych adresatów. Inny mój quentinowy jednostrzał – Shane on you, brothers! do Deadlandów – widziałem np. na stronie Q, że Kamulec go prowadził, no i fajnie, bardzo mi miło, na coś się przydał. Podobnie scenariusz Plane’a, Trzy damy – już w jego treści widać, że ktoś w niego grał i dobrze się bawił (w sensie są wspomnienia z rozegranych sesji). Zakładam, że znajdą się erpegowcy, których ten tekst urzeknie i którzy świetnie się będą bawić na opartej o niego sesji.
A zatem ludzie w te scenariusze grają. Czy te teksty powstałyby, gdyby nie Quentin? Wątpię. Mało osób ma tyle zacięcia co np. Magda i Maciek Reputakowscy, którzy pieczołowicie przygotowują swoje scenariusze i potem prezentują w takiej formie, że szczeka opada, a na koniec cierpliwie znoszą uwagi tych, którzy zamiast pisać swoje rzeczy wolą ponarzekać, że im jednostrzały Reputakowskich nie leżą. Ja głownie prowadzę kampanie, ale zdarzyło mi się kilka jednostrzałów (takich „quentinowych”) wymyślić poza Q, ale nie miałem dość motywacji, by je spisać.
Quentin jako aparatura ekstrakcyjna
Konkurs działa zatem jak soczewka, która skupia wysiłki najlepszych polskich scenarzystów. Ekstrahuje to, co najlepsze w polskim RPG, a przynajmniej jakąś jego część. I choćby dlatego jest moim zdaniem super inicjatywą, którą obecnie wspieram swoim czasem wolnym. Kiedyś napisałem taki felieton, w którym pytałem, jak to jest z tym RPG, kiedy jest ono najlepsze/najbardziej nasze i jako jeden z przykładów podawałem właśnie takie jednostrzały – popisowe numery danego prowadzącego. I trzeba im przyznać – często są one imponujące.
Ba, posunął bym się do stwierdzenia, że Konkurs tworzy w postaci jednostrzału quentinowego pewną charakterystyczną dla polskiego erpegie formę, wyjątkową w skali RPG w ogóle. To chyba fajnie, jak sądzicie?
Inny konkurs?
Także Konkurs w takiej postaci, jaką ma obecnie, nie stawia powszechnej użyteczności na piedestale. Żeby proporcje odwróciły się na korzyść jednostrzałów kampanijnych trzebaby wymyslić zupełnie inną formułę konkursu. Wyobrażam sobie, że konkurs musiałby dać jako wymaganie pisanie do systemów wydanych po polsku (lub w settingach autorskich, nie zapominajmy o nich) a jako jedno z kryteriów łatwość scenariusza do dostosowania go dla statystycznej drużyny w systemie, do którego byłby pisany.
Tylko że już te dwa ograniczenia sprawiałyby, że byłby to inny konkurs. Promowałby jedne teksty i zniechęcał do pisanie innych. Quentin co prawda zaprasza wszystkie teksty i nie stawia wymagań, ale to tylko teoria, jakie są efekty – wiemy. Zawsze jakieś filozofie pisania są bardziej skuteczne niż inne.
Najbliżej do takiego konkursu było konkursom polterowego działu WFRP (to chyba druga najważniejsza seria konkursów w polskim RPG), ale tam zawsze odpychał mnie narzucony z góry temat. Teraz niedaleki jest od tego Kufel. Ale w kategorii weteranów w Kuflu wygrał najbardziej quentinowy ze scenariuszy, więc jeżeli komuś takie scenariusze nie leżą (co jak widzicie, przy odpowiedniej argumentacji można zrozumieć), powinien lobbować u Karczmarza, żeby trochę pozmieniał swój regulamin jeszcze mocniej pchając Kufel w stronę konkursu na krótkie, inspirujące formy.
Napisałem co sądziłem, a co sądzicie Wy? Q be czy cacy? Wpływa na polskie RPG jako całość, czy nie?
Bardzo ładnie opisane zjawisko.
Z Quentinowych scenariuszy udało mi się poprowadzić tylko Tożsamość i taki stary scenariusz fantasy co zamyka BG w karczmie (nie dostał żadnego wyróżnienia, ale bardzo go lubię), o ile mnie pamięć nie myli, a z konkursowych scenariuszy Twoją Maskę z bissela jeszcze zaliczyłem. Jarałem się jeszcze tekstem Fenrana o dzieciach i Halloween, ale mimo przygotowań nie poprowadziłem.
Z długich scenariuszy jestem też pod bardzo dużym wrażeniem „Szarpanego Miasta” do Klanarchii i dziękuję za to Furiathowi bo warto było dokładnie opisać tam cały pościg- traktuję do tej pory jako reference.
Z Q przeglądam głównie te które interesują mnie tematycznie lub czytam pobieżnie.
Na starość jestem zdania, że prowadzenie czegoś do czego muszę się dłużej przygotowywać niż będę prowadził nie ma sensu (np zarzuciłem czytanie Jigoku bo tam jest kilkadziesiąt stron txt zanim dotrzemy do przygody).
Napisanie Q to dużo pracy (sam dwa razy startowałem i może next year też spróbuję, ale jeśli to zamierzam iść w stronę kompresji i szkicowości).
IMO text scenariusza powinien przede wszystkim inspirować, być taką układanką, ale z dużymi odstępami między elementami aby MG mógł tam dużo swojego rypygie poupychać.
______________________
Kufel to świetna rzecz i wspominałem już Karczmarzowi, że postulujemy zaznaczenie randomowości- proponowałem dwie kategorie zrobić dla dowolnych i pregenerowanych postaci. Ten konkurs to esencja.
________________________
Co do konkursu warhamerowego- moim zdaniem temat to duża zaleta, bo daje Ci zaczepienie co ułatwia wymyślanie- mi bardzo pomaga. To trochę tak jak gracze podający 5 słów przed sesją- dużo łatwiej się pracuje.
_________________________
Warto też przy okazji wspomnieć o inicjatywie NerV0 ktora pojawiała się chyba na rok przed Kufelkiem, czyli Księdze Przygód. Temat i miesiąc czasu na krótki szkic przygody. W sumie czynnie brało udział chyba z 5 osób i zapału nam starczyło na 3-4 miechy z czego ja napisałem tylko jeden szkic (i drugi miałem wymyślony), ale wydaje mi się bliski tego jakie szkice scenariuszy chciałbym
czytać:
Księga PRzygód:
http://nerv0.polter.pl/blog/Ksi%C4%99ga+Przyg%C3%B3d?Blog_page=2
Mój Szkic do Trupa:
http://wiktorwekt.polter.pl/KSIEGA-PRZYGOD-1-TRUP-b13384
> Co do konkursu warhamerowego- moim zdaniem temat to duża zaleta, bo daje Ci zaczepienie co ułatwia wymyślanie- mi bardzo pomaga.
Ja ze dwa razy podchodziłem do tego konkursu i dwa razy rozbiłem się o to, że chciałem albo dopasować się do tematu albo do świata WFRPv2 i to się gryzło z moim oryginalnym pomysłem i niczego w końcu nie napisałem.
Natomiast kiedy tematem była wyprawa postanowiłem swój zarys scenariusza sprawdzić w praktyce i w efekcie poprowadziłem kampanię na te +/- 10 sesji w Nordlandzie/Lesie Laurelorn, także w sumie na plus :-)
Miło mi to słyszeć, fajnie że przygoda jest grywalna.
Bardzo grywalne super klimat- myślę, że mamy podobne gusta erpegowe ;)
Tak jak już Ci pisałem – bardzo trafna notka.
Na Q pisze się scenariusze „pod konkurs”, bo tak robi się w każdym normalnym konkursie. Jak ktoś chce wygrać PMM, to też prowadzi tak, by go wygrać [a wiadomo, co jest tam oceniane].
Każdy scenariusz przed poprowadzeniem wymaga pracy. I prawdą jest zapewne, że wiele scenariuszy do Q wymaga bardzo dużo przygotowań [i pewnie jeszcze nieco skilla]. Ale czy to jest wada? Po prostu cecha – dla jednych wada, dla innych nie.
Ja, podobnie jak Wekt, uważam Q za kopalnię inspiracji. Sam wykorzystałem kiedyś jeden ze starych scenariuszy do zrobienia… larpa. :) Wyszedł świetnie.
K6Pozdro
> Sam wykorzystałem kiedyś jeden ze starych scenariuszy do zrobienia… larpa. :)
Repek! Ciii, bo hejterzy nie śpią :D
Ja prowadziłem Bitwę na Mokradle Roasz i była to jedna z moich bardziej udanych sesji, do tej pory wspominana przez moich graczy. Inna sprawa, że FATE jest jednym z moich głównych systemów a i Eberron bardzo lubię i trochę w nim prowadziłem.
Jakby Ci się kiedyś chciało wrócić do Eberron, to możesz być pewny, że znajdą się zainteresowani na wypróbowanie Twojego scenariusza. :)
Miło mi to słyszeć, Ifrycie :-) Planów powrotu do Eberrona nie mam obecnie. Kiedyś niepotrzebnie sprzedałem moja kolekcję dodatków i została mi tylko podstawka na pamiątkę :’-(
Teraz prowadzę Odludzie na Wstędze 4, równolegle pewnie zagramy w Deadlandy u Stinga, a potem myślałem, żeby poprowadzić The One Ring albo może EarthDawna, jeżeli jego polski Kickstarter-wannabe dojdzie do skutku.
Co ciekawe, ja… grałem w Roasz. :) Choć oczywiście znałęm ten scenariusz już z oceniania. :)
I okazało się, że wcale nie znałem, bo MG miał na niego inny pomysł prowadzenia niż ja bym prowadził. :)
Pozdro
Lepiej bym tego nie ujął. To właśnie miałem na myśli pisząc tamten komentarz. Troszkę żałuję, że te scenariusze są aż tak sprofilowane. Dla mnie to takie chodzenie na łatwiznę. Ale jak pisałeś. Świetny scenariusz musi być ściśle powiązany z postaciami. A narzucając z góry postacie mamy przez to 1000 razy łatwiej i gwarantowany efekt. W przypadku gdybyśmy starali się utrzymać uniwersalność, możemy nie uzyskać tego blasku.
Kadu zdradź za sprawą czego takie notki?
W sensie co biorę? Biorę się do roboty i piszę, prosty przepis.
@klebern
Raczej generikowość. Jak piszesz scenariusz pod nieokreślone postaci wcale nie masz gwarancji, że jest on „uniwersalny”. :) Intryga dworska nie pasuje do drużyny zabójców trolli.
Może się więc okazać, że jak dasz za dużo „pustych miejsc”, to MG będzie miał masę robotę, by je samemu wypełniać. Podobnie jak czytając bardziej ścisły scenariusz, którego musi się mocniej trzymać, by historie i motywacje pregenerowanych postaci wypaliły.
Ale to tak na marginesie. :)
Pozdro
@ repek. Nazwa nieważna. Wiesz o co mi chodzi :)
Przyznam szczerze, że sam miałem z tym długo problem – zarówno jako autor, jak i potem jako sędzia. Przy czym moje „W Południe” aż tak bardzo nie narzucało – tzn. jasne, ktoś miał być szeryfem, ktoś lekarzem a ktoś księdzem – ale jak sobie tą postać rozpisał i jaka była, to już jego brocha. Czwarta postać miała narzucony wątek miłosny, ale dla odmiany mogła być kim chce. Inna sprawa, że wtedy czasy były inne – obcy ludzie mi gratulowali i mówili, że wyszło u nich super. Nikt się nie spruł, że narzuciłem bohaterów. Miłe to było.
Potem, gdy trafiłem do kapituły, uważałem, że będę promował scenariusze uniwersalne – bo sam, jako MG, takich poszukiwałem. Przychodziłem z założeniem, że gdy będę miał w ręku dwa dobre scenariusze – uniwersalny i nieuniwersalny, to wybiorę ten pierwszy, każdy się zgodzi, a Świat znów zostanie uratowany.
Ale już w pierwszym roku musiałem zrewidować swoje poglądy. Bo widać było dużą różnicę w poziomie między scenariuszami uniwersalnymi, a pisanymi pod konkretnych bohaterów. Oczywiście, można się zgodzić lub nie, ale scenariusze z 2006 są jawne i można samemu sprawdzić – pierwsza trójka narzuca gotowych bohaterów, ale i poziomem wyrasta zdecydowanie ponad teksty konkurencyjne. I co teraz? Hej, punkt widzenia ma znaczenie. Jako sędzia chciałem nagradzać teksty najlepsze – uważałem, że promując teksty słabsze byłbym zwyczajnie niesprawiedliwy.
Ja wiem, że ktoś narzucający postaci ma łatwiej. Ale uznałem, że powinienem oceniać konkretne teksty, a nie przyznawać punkty za pochodzenie.
Z czasem doszedłem do wniosku, że skoro większość znanych mi MG i tak pisze scenariusze z myślą o konkretnych postaciach, to pokazanie ich nie jest wcale takim złem. Hej – ja sądzę, że nawet najzagorzalsi przeciwnicy quentinowych scenariuszy swoje własne przygody piszą pod konkretnych bohaterów (o ile, oczywiście, ich gra zakłada istnienie scenariusza, bo w końcu sandboxy czy Indiasy ich nie mają).
PS. I jeszcze taka uwaga na koniec. Już w śp. oMiM (nie mylić z nMiM) bywały teksty pisane pod narzucone postacie. I wiecie co? One były naprawdę dobrze przyjmowane.
PPS. W Południe da się poprowadzić randomowym bohaterom – wtedy historia traci, moim zdaniem, cojones i staje się zupełnie genericowym śledztwem o potworze. Ale za to działa jako wypełniacz kampanii, gdzie historia o potworze jest mile wdziana.
> Już w śp. oMiM (nie mylić z nMiM) bywały teksty pisane pod narzucone postacie.
O, serio? Moja kolekcja oMiMów leży i się kurzy; mógłbyś przytoczyć jakiś przykład? To bym sobie w sumie z ciekawości zerknął jak to wtedy wyglądało.
Jasne – Sen o Głębinie (nie pamiętam, który numer, ale jeszcze a4), czy Nowe, Złe Czasy (listopad 2001) – te dwa pamiętam, bo te prowadziłem.
@klebern
Tak, wiem, ale po prostu uważam, że to nie jest dobry termin. :)
Pzdr.
„(o ile, oczywiście, ich gra zakłada istnienie scenariusza, bo w końcu sandboxy czy Indiasy ich nie mają).”
Fałsz.
@Tajemniczy Pokaż mi coś prawdziwego tutaj.
Słuchajcie, jak uważacie, że żyjecie w alternatywnej rzeczywistości wobec przedstawionej w tej notce, to piszcie sobie o niej gdzie indziej, okej?
Naprawdę jesteś na tyle pyszny, że wydaje ci się, że widziałeś wszystko i znasz wszystko?
EDIT:
Chciałbym jedną rzecz naświetlić, żeby to bylo jasne. Jeźeli komuś się nie podoba to, co napisałem ja albo ktoś w komciach poniżej, to ja zapraszam do dyskusji. Ale przez dyskusję mam na myśli prowadzącą do czegoś wymianę poglądów, czyli bardziej rozwinięte wypowiedzi niż „prawda”, „fałsz”, „gupi jesteś”.
Kiedy Borejko pisze „pokaż mi coś prawdziwego tutaj” to to nic nie wnosi do naszej wymiany zdań. On stwierdza tylko „to mi się nie podoba, to powinno być inaczej” ale nie oferuje żadnego inaczej, żadnego alternatywnego poglądu, nic. Dla mnie taki komentarz jest bezużyteczny.
Okej, źle się wyraziłem – sandboxy, czy Indiasy ich mieć nie muszą.
Co do Indiasów – wiadomo, zależy jaki to Indias.
Co do sandboxów – a tu zależy co uznajemy za scenariusz. Jeżeli jakiśtam ciąg scen, to raczej nie. Natomiast jasne, jest rozbudowane tło, może być jakiś motyw przewodni, ścierające się frakcje, BNi realizujący swoje cele i tak dalej. Pytanie – czy to już uznamy za scenariusz. Nie mam jednoznacznej odpowiedzi.
To już bliższe prawdy.
Najbardziej soczyste mięcho w RPG to wątek osobisty dotyczący najlepiej wszystkich postaci, który stanowi trzon fabuły. Wtedy się czuje, że postać żyje, że stanowi coś więcej niż zbiór cyferek. W kampani toczonej pprzez X sesji, takie wątki powstają naturalnie. A w jednostrzale? Nie ma takiej opcji. Dlatego trzeba coś z góry zarzucić. To dość mocno ogranicza użyteczność scenariusza. Bez problemu można przełknąć, jeśli narzuci się wydarzenie rozegrane w przeszłości z określonym efektem. Nie ma problemu, jeśli będzie ograniczenie archetypów postaci. Właśnie po to, by nie było sytuacji, o której pisał Repek. Iintryga dworska a wszyscy mają barbarzyńców. Ale narzucone odgórnie rozpisane postacie nawet z narzonym charakterem? Po co to? Dla kogo taki scenariusz? Dla samego siebie? Dla glorii zwycięstwa w Quentinie? Największą glorią dla autora scenariusza jest to, że całe multum zupełnie obcych graczy bierze się za ten utwór i w niego gra.
To nie jest zarzut. Ani w stronę autorów, ani w stronę jurorów. Kapituła nie ma wpływu na to, wy musicie wybrać najlepszy. Ale możecie zaapelować do potencjalnych autorów prac na przyszłą edycję, by nie tworzyli aż tak hermetycznej konwencji. Bo dobry scenariusz to nie tylko taki, który dobrze się czyta, ale równie przyjemnie się gra.
> Iintryga dworska a wszyscy mają barbarzyńców
No właśnie, jest sporo takich systemów w głównym nurcie, gdzie da się złożyć zupełnie odmienne od siebie drużyny, którym wypadałoby prowadzić skrojone do nich kampanie.
Ale może da się to przeskoczyć? W końcu taki jednostrzał kampanijny nie musi się opierać o całą drużynę – może się odbić tylko od jednej postaci. Np. założenie typu „w drużynie musi być przynajmniej jeden wojownik, który chce zwyciężyć w turnieju, a reszta go w tym wspiera” wydaje się być nie takie znowu ograniczające. Wtedy scenariusz koncentruje się na tej jednej postaci, a reszcie proponuje role wspomagające, co zresztą nie tak znowu rzadko w naturalny sposób się dzieje na sesjach.
Ja tak zrobiłem w Schedzie, do WFRP, która do odpalenia potrzebuje jednej postaci, najlepiej szlachcica lub o nieznanym, tajemniczym pochodzeniu.
> Największą glorią dla autora scenariusza jest to, że całe multum zupełnie obcych graczy bierze się za ten utwór i w niego gra.
Tu absolutnie zgoda. W tym kontekście ciekawi mnie, czy ktoś tę Schedę Warhammerową prowadził i czy takie ustalenie wymagań się sprawdza. Czy może to i tak za dużo i scenariusz kampanijny powinien dawać motywacje i zahaczki w ogóle jako opcje, niezwiązane z główną fabułą.
> Ale narzucone odgórnie rozpisane postacie nawet z narzonym charakterem? Po co to? Dla kogo taki scenariusz? Dla samego siebie? Dla glorii zwycięstwa w Quentinie?
Z całą pewnością dla samego siebie – ja np. swoje scenariusze konkursowe prowadziłem niejednokrotnie. Ba, przydały się też w innych konkursach – w PMMie pamiętam prowadziłem Maskę w eliminacjach i Shane’a w finale (Maska wyszła dość dobrze, Shane padacznie :P).
A rok później Galarety w eliminacjach, choć to jest akurat kampanijny scenariusz :-)
EDIT:
Scenariusze, o których mówię:
https://kaduceusz.wordpress.com/2008/01/21/scheda/
https://kaduceusz.wordpress.com/2007/10/31/bitwa-na-mokradle-roasz/
https://kaduceusz.wordpress.com/2007/08/27/o-rety-galarety/
https://kaduceusz.wordpress.com/2007/01/15/maska/
https://kaduceusz.wordpress.com/2006/06/01/shane-on-you-brothers/
Schedę ja prowadziłem. I co cię zaskoczy pewnie, wcale nie trzeba było mieć w drużynie szlachcica. Wystarczył mi tylko BN, którego wcześniej poznali. Według mnie ten scenariusz powinien być wzorcem, jak ciekawie napisać scenariusz, który nie jest hermetyczny i przy zmianach nawet w istotnych założeniach nie sypie się jak domek z kart. Nawet nie zwróciłem uwagi, że jest twojego autorstwa. Jeśli chodzi o scenariusz „O rety, galarety” to mieliśmy go odłożyć na sesję prześmiewczą z dedeków.
O właśnie wywołałeś wilka z lasu, Bitwa na mokradle…. Nawet miałem ochotę ją poprowadzić. Tylko, że jest na mechanice FATE. Mógłbyś przekonwertować ją na inną mechanikę? Zamierzałem tą przygodę poprowadzić ze zmianami settingowymi w Młotka 3ed. Mechaniki FATE kompletnie nie znam i ciężko mi jest określić trudności danych wyzwań.
Wiesz co, Klebern, teoretycznie Bitwę dałoby się przekonwertować na inna mechanikę, ale musiałbym ją najpierw… przeczytać. Ostatnio jak o niej rozmawiałem ze dwa lata temu ze Zsu, to musiałem doczytać kto w niej jest kim, bo już nie pamiętałem :P
Ale tam chyba w ogóle mechaniki jest jak na lekarstwo i jak piszę, że coś jest Znośne, to znaczy poniżej przeciętnej (to nasze pierdycyjne 33%), jak Niezłe to jest ok, ale bez szału (powiedzmy 50%) a jak Dobre to że ma być trudno (powiedzmy tak z 70%). Młotka 3ed słabo znam, to nie pomogę, grałem w niego tylko ze dwa razy jako gracz u repka ale prowadzić na tym molochu bym się pewnie nie podejmował :-)
A no i fajnie, że Scheda się podobała nawet bez odpowiedniego BG, rzeczywiście dla mnie to trochę zaskoczenie, że się nie wykoleiła w pewnym momencie na deklaracji typu „to za duże ryzyko, żeby za cudze umierać, zwijamy się drużyno” :-) Teraz wiem też, że ktoś to oprócz mnie prowadził :-)
>Po co to? Dla kogo taki scenariusz? Dla samego siebie?
Może jest jakiś cel w samym scenariuszu? Np. ważne jest, by postać posiadała jakiś charakter, by wprowadzić dla niej jakiś mocny motyw.
Wiadomo, im więcej detali, im gracz mniej czuje, że postać jest „jego”. I o to chyba bardziej chodzi – nadmiar informacji, które gracz musi przyswoić o postaci, a nie to JAKIE to są informacje.
Nadmiar jest zły dla scenariusza zresztą z innego powodu. MG/Scenarzysta pisze bardzo dużo o postaci, w dobrej wierze, bo chce, żeby to wszystko potem fajnie zagrąło w scenariuszu [ma to przygotowane]. Ale potem często okazuje się, że gracz nie jest w stanie tego zapamiętać i przyswoić. I jakieś sceny nie wypalają, bo gracz zapomina o ważnym [dla MG] elemencie. :) Czyli pewnie trzeba zachować jakiś umiar w dookreślaniu postaci w jednostrzale.
Pzdr. :)
Widzisz Repku, kaduceusz przytoczył swój scenariusz, który powinien wskazywać pewną wizję struktury użytecznego scenariusza. Scheda właśnie jest przykładem, że da się wykorzystać scenariusze obce do spersobalizowanej kampanii, toczonej przez X sesji. I twój scenariusz też użyłem. Ten wcześniejszy do młotka 3ed.
Kaduceuszu, ja ci powiem jeszcze inaczej. Gdybyś do tej przygody dopisał jeszcze wstęp, w który BG poznają szlachcica, dostają silną zahaczkę, by mu pomóc, to byś otrzymał scenariusz ideał. Ten scenariusz właśnie według mnie udawadnia, że nie potrzeba na siłę niemal pisać fabuły ściśle powiązaną z BG. Da się w niego zagrać postaciami, które są kompletnie obce z punktu widzenia głównych BNów. I frajda jest taka sama.
Repku, jeśli chodzi o twój scenariusz z poszukiwaniem pewnego czarodzieja/badacza, to jeszcze go rozgrywamy, ale miałem takie uczucie, że czegoś brakuje pomiędzy zapoznaniem się z ukrytymi notatkami a wyruszeniem na szlak. Wstawiłem tam malutki wątek z lokalną przestępczością, ale to jest w trakcie i nie wiem jeszcze czy to był dobry pomysł. Ale przygoda jak do tej pory podoba się mi i moim graczom.
@klebern
„Repku, jeśli chodzi o twój scenariusz z poszukiwaniem pewnego czarodzieja/badacza, to jeszcze go rozgrywamy, ”
Hm… ja coś takiego napisałem? :P
Nie widzę opcji edytowania, dlatego napiszę nowy. Chciałem ci napisać dlaczego ta przygoda się nie wykoleiła na przytoczonej przez ciebie deklaracji.
Pierwsze co gracze zrobili, to stanęli po stronie kupca podczas przeszukiwania wozu. Wybuchu nie było, ale jak zobaczyli ten tajrmniczy kufer, to stwierdzili, że to na bank kontrabanda i może się na tym uda zarobić. Pogadali z kupcami i współpracując z nimi mieli się zająć tym podziemnym tunelem. Ale nie mieli tam podkładać bomby, tylko go znaleźć i upewnić, że jest bezpiecznie. Mieli za to dostać troszkę kasy i obietnicę dalszych kontraktów od partnerów z Midemhiem, gdzie się powoli udawali. Zatem na początku wystarczyła kasa.
Cały czas z nimi był ów zaprzyjaźniony szlachcic, który nie wierzył w złe intencje ojca. A moi gracze z natury są anarchistami i nie lubią zbytnio szlachty. Gdyby lubili ją, to by szlachcuc głośno mówiL, że ojciec popadł w obłęd i trzeba to przerwać. Potem w kluczowym momencie, kiedy gracze albo mieli wybrać po której stronie stanąć, dołożyłem małą modyfikację w scenariuszu. Otóż i gracze i szlachcic, chcieli wyjaśnić o co w tym wszystkim chodzi. Ów szlachcic zostawił im wiadomość, że udaje się na spotkanie z ojcem i prosi o spotkanie po południu, bo czegoś ważnego się dowiedział. Użyłem sformuowań typy: jestem wstrząśnięty tym czego się dowiedziałem. Jemu chodziło o chorobę ojca. Do spotkania nie doszło, gracze pomyśleli o najgorszym. Wtedy udali się do kupców, przystali na ich plan i wysadzili część murów. Gdy się wdarli, pozabijali część żołnierzy, dałem im możliwość uratowania wuja czarodzieja przed najemnikami. Cała granda zakończyła się walką z upiorem. Po czym wpadli na pomysł, że tu musi być Inkwizycja (mieli już z nią wcześniej do czynienia, dlatego byli oswojeni z tą myślą). Na koniec był sąd, kupcy zadowoleni, szlachcic mniej. Wuj wkurzony na nich. A dodatkowo Inkwizycja przypomniała im, że podnoszenie ręki na przedstawiciela cesarskiej władzy grozi im powieszenie. Oczywiście szybkość z jaką sie zbierze sąd jest wprost proporcjonalna do ich zachowania na prośby Inkwizycji. A i podżegacza nie dali aresztować.
Jak widzisz nie mieli tu zamiaru ratowania schedy ale bez problemu znaleźli dla siebie niszę, troszeczkę chcieli pomóc znajomemu a co do reszty wykorzystałem nieco ich chciwość i ich anarchistyczną postawę.
Ha, no nieźle. To jest idealny przykład tego, że jak scenariusz jest w odpowiedni sposób napisany, to można w zasadzie ominąć główny wątek i związane z nim motywacje, a i tak z niego skorzystać :-)
@repek
Hm… ja coś takiego napisałem? :P
Faktycznie, nie ty. Pomyliłem autorów. Przepraszam.
A i za te literówki kaduceuszu, też cię przepraszam, ale pisałem przez telefon. Strasznie niewygodne to i nie podkreśla mi błędów.
Nie ma sprawy, po prostu się przestraszyłem, że mam aż tak słabą pamięć. :)
Gadaliśmy o tym z Kadu ostatnio i wychodzi na to, że de facto wcale nie ma aż tak wiele osób, które publikują scenariusze. Motywacją są konkursy. Poza tym ja byłem w stanie tak z głowy wskazać tylko Poltera, gdzie mniej lub bardziej regularnie ktoś co wrzucał [Plane, miniaturki w dziale DD].
Jakieś materiały potrafiły się ukazać też na stronach wydawców [SW, AA?], wieki temu też w Gwiezdnym Piracie. Teraz może w SL czy MiMie będzie nieco więcej.
Pozdro
Pisałem do borejki kadu. Nie odnoszę się w ogóle do twojego tekstu, ale do jednego fałszywego zdania, które zacytowałem wcześniej. Zluzuj portki, po prostu ten system komentarzy jest dość nieczytelny niestety.
Acha. A to sorry. Niniejszym zluzowuję. Zedytowałem temten komentarz, żeby nie był napastliwy.
System komentarzy nie jest jakiś specjalny. Trzeba kliknąć we właściwe „odpowiedz”, inaczej robi się kaszanka.