Na ostatniej sesji Jedi został odcięty w opanowanej przez droidy śmieciowej świątyni, a droidy straciły trop na środku rdzawej pustyni. Czy uda im się wynieść z tych wydarzeń coś cennego? I jaką rolę odegra i co odkryje w sobie ich pilot, Keenor Kallat?
Grają:
- Sting jako Keenor Kallat, a właściwie Tancerz, ukrywający swą prawdziwą tożsamość as rebelii
- Gosia jako V0 – droid, który odkrywa, że wewnątrz nosi więcej niż jedno życie
- Tomek jako Shar Corso, zabracki Jedi, uwięziony wewnątrz świątyni, która wygląda jak bluźniercza kopia świątyni z Coruscant
- Andrzej – niby jako droid IG-200, ale więcej jako Kosa – klon Rebeliant, walczący u boku Jedi Rebelianta.
W poprzednich odcinkach:
Patrz dwa akapity wyżej? :-)
Wydarzenia:
- Keenor Kallat musi poderwać Liścia, bo nad świątynią nadlatują dwa droidy klasy Vulture, próbujące go ostrzelać. Shia Moth Evon zostaje jego tymczasowym kopilotem.
- Corso i Kosa uciekają przed złomowymi droidami w głąb świątyni, gubiąc ich. Trafiają do starego magazynu, gdzie droidowy Mesjasz próbował wyrwać Raxus jego sekrety. Jest tu sporo prototypów i instalacji badawczych. Jest np. hologram Ulica Qel-Dromy i prototyp jakiegoś wielkego urządzenia. BG badają to miejsce, ale pozbawieni pomocy geniusza komputerów V0 niewiele mogą zdziałać.
- V0 odgrzebuje IG-200 z miejsca katastrofy. Przed nocą i korodującym deszczem chroni się pod jakąś płachtą blachy. I wtedy dzieje się coś niesamowitego. V0 zdaje sobie sprawę, że nie jest tu sam – wyczuwa towarzyszące mu, ukryte w kryształach wewnątrz swojej piersi duchy Mocy: ponurego Chitsaza, gniewną Isiguę, ledwo widocznego Weveia oraz czwartą postać, o znajomych kształtach Kola Martle.
- Chitsaz proponuje, by V0 skorzystał z okazji i przeprogramował IG-200, ale V0 nie chce tego zrobić. Zamiast tego wykorzystuje zakupione wcześniej części oraz poświęca kryształ Kola by stworzyć swój pierwszy miecz świetlny.
- Keenor dzięki akrobatycznym umiejętnościom rozwala oba myśliwce droidów, a rozbudowane sensory Liścia podpowiadają mu, że jeszcze jeden statek droidów umyka ze świątyni. Keenor leci jego tropem, ale ujrzawszy projekcję wysłaną przez IG-177 zdaje sobie sprawę, że wkracza statkiem na terytorium droidów i oddala się od pozostawionych w świątyni przyjaciół, więc zawraca.
- Kosa i Corso wyszukują cenne dane dotyczące projektów Mesjasza, ale robiąc to zawiadamiają droidy o swoim miejscu pobytu. Zaatakowani przez złomiaki wycofują się, Corso próbuje oszukać droidy, ale te okazują się odporne na Moc. Droidy otaczają ich.
- Rankiem na rdzawych pustkowiach V0 uzdatnia IG-200, ale ich tropem szedł D0-W, któremu zajumali statek. Ma ze sobą inne droidy i chce rozebrać V0 na części. Dochodzi do epicznego pojedynku woli, w którym V0 zwycięża. Droidy biorą stronę naszych i obiecują zaprowadzić ich do pobliskiej kryjówki. Ruszają w drogę.
- Powracający Kallat zdaje sobie sprawę, gdzie są jego towarzysze, ale sprawa jest fatalna. Otacza ich morze złomowych droidów. Na dole fiaskiem kończą się próby przegrania danych, ale Corso upiera się, by zabrać choć prototyp dziwnej, starożytnej… broni?
- Do Kallata dochodzi, że musi wspiąć się na wyżyny swoich umiejętności. Zakłada więc swój mundur – zrzuca zasłonę, znów jest Tancerzem. Widząc to i rozpoznając w nim rebelianckiego asa Shia Moth Evon również demaskuje się i próbuje zaszachować go blasterem. Kallat jednak zręcznie chwyta za ster, a resztę robi grawitacja, która obala agentkę i pozbawia ją przytomności.
- Plan jest skomplikowany, a czasu mało. Tancerz zawala dach torpedą protonową, tworząc drogę wyjścia. Potem wlatuje w dziurę, a Kosa oraz Corso na raz walczą z droidami i mocują prototyp linami do statku. Ledwo ledwo, ale udaje się go stamtąd wywlec. Iskra-2 odlatuje… i wtedy odbiera transmisję V0 proszącego o pomoc. Czy drużyna zdąży się zjednoczyć, skoro dzieli ich pół planety odległości?
Raporty graczy:
Do tej sesji powstał tylko raport Stinga, w którym dokumentuje on swoją przemianę z Keenora Kallata z powrotem w Tancerza – asa Rebelii. Jako ciekawostkę dodam, że w raporcie pada nazwa Endor, ale wydarzenia na księżycu Endora w SW wydarzają się później (6 epizod, a my jesteśmy blisko początku czwartego). Zresztą… jak się za kilka sesji okaże, u mnie nie wydarzą się wcale.
Komentarze prowadzącego:
Gdzie są karty statków?
Jednym z najlepszych i godnych naśladowania elementów Star Warsów od FFG są talie z przeciwnikami. To poręczne i dość tanie (35 ziko za zestaw 20?) akcesorium, z którego po tym jak Tomek pokupował ich milion korzystałem na każdej sesji, na której toczyła się walka.
Niestety, z niezrozumiałego dla mnie powodu nigdy nie powstały karty dla pojazdów, co od kiedy na sesjach pojawił się pilot Keenor Kallat było dla nas stałą bolączką. Nawet z dwoma podręcznikami śledzenie na sesji statów TIE fighterów, statku naszych bohaterów (YT-2400 Liść) i innych jednostek to była mordęga.
Ale pół biedy, jak te staty gdzieś jednak są. A co, kiedy chcesz wprowadzić kanoniczne jednostki, które takich statów nie mają? Ja na przykład, o ile pamięć mnie nie myli, na tej sesji wprowadziłem po stronie droidów tak zwanego Vulture Droid – droidowy myśliwiec z czasów wojen klonów. Musiałem pogrzebać po forach FFG, żeby mieć choć propozycję jego statów. Normalnie na sesjach często improwizuję statystyki – tutaj nie chciałem tego robić, bo to jest (przynajmniej na mojej skali) dość rozbudowany system – z różnymi statami na zwrotność, strain, damage, pola i myślę, że łatwo byłoby mi stworzyć coś, co byłoby mega niezbalansowane.
Trochę się tym przejmowałem, ale ostatecznie na sesji latające droidy był tylko tłem dla superakrobacji Liścia – Sting miał już wtedy powykupywane wiele talentów pilota i rozwalał Tie czy inne jednostki jak chciał.
Scena z Shią
Shia Moth Evon to była ta uwolniona sesję wcześniej więzień, którą przetrzymywały droidy. Jak pamiętamy Andrzej-Kosa wsadził ją na statek Keenora Kalata, a potem pognał ku świątyni. Tworzyło to w moich oczach ciekawą sytuację, kiedy Shia mogła być zarówno zagrożeniem, jak i zasobem dla graczy. Zagrożeniem, bo zostając sam na sam z Kallatem mogła sporo nabroić (pozbawienie BG statku byłoby dla nich w tym momencie katastrofą, bo droidy były po drugiej stronie planety). Okazją, bo wiedziała sporo o tym, co Imperium robiło na Raxus, co budowali i jak potoczyła się historia z droidami (ale najpierw BG musiałaby się ujawnić jako człowiek Imperium, a potem trzebaby ją dokładnie przesłuchać).
Żeby jeszcze doprawić sytuację, postanowiłem pokazać w intrze scenę, z której wynika, że Kallat robi duże wrażenie na Moth Evon. Pod koniec tej sesji mieliśmy już ustawione dwa zegary (a’la Blades in the Dark) dla Shii – ¼ kroki tego, czy zakocha się w Tancerzu i 1/12 tego, czy uda się ją przeciągnąć na stronę Rebelii. To drugie z mojej strony było trochę żartem – 12 punktów wydawało się mega odległe w systemie, gdzie różne rzeczy załatwia zazwyczaj jeden triumf/okazja – to był sposób na pokazanie jak mocne może być imperialne pranie mózgu.
Zanim jednak sesja się skończyła z Shią Moth Evon była bardzo ostra scena. I to ostra w niekoniecznie pozytywnym znaczeniu. W dramatycznym momencie sesji Keenor Kallat podejmuje decyzję – by uratować swoich ludzi w świątyni musi zrzucić maskę i ponownie pokazać się jako as Rebelii – coś, co starał się ukrywać przed towarzyszami i resztą Rebelii od dłuższego czasu. Tylko jako Tancerz będzie w stanie odzyskać pewność siebie i dokonywać niemożliwego on a daily basis. (Fajnie się to zgrało z koszmarnie przegranym testem strachu scenę wcześniej, o którym to teście – za moment.)
No więc Sting ciśnie tę swoją scenę – przynosi mundur, zapina go, siada za sterami i mówi – pora na Tancerza or sth. Ja postanowiłem dosypać do pieca w tej scenie, bo pomyślałem, że Tancerz jest na pewno znany imperialnej szpieg i ona widzi to jako okazję, by się go pozbyć. Wyciąga więc blaster i bierze go na muszkę.
Reakcja Stinga była dość ostra – co prawda nie było pyskówki, jak z Tomkiem (o czym też niżej), ale odczułem ją jako: “czy możesz nie wpierdalać się do mojej sceny, kiedy robię wielkie rzeczy?”. Chyba kazałem rzucić na inicjatywę, Tancerz był pierwszy, a Sting zadeklarował, że zupełnie olewa Moth Evon i wykonuje swój manewr statkiem. W rzucie pilotowania wypadł triumf/okazja i Sting zaproponował, że oznacza ona, że przeciążenie od manewru sprawia, że Shia traci przyczepność, wywala się i traci przytomność. W moich oczach było to Salomonowe wyjście z trudnej sytuacji, a poza tym prowadziło do późniejszych scen przesłuchania i może jakichś reveali z mojej strony (miałem obmyślone, co tu się dzieje, ale nie chciałem dawać tej wiedzy za darmo). Ostatecznie odrodzony Tancerz dokonuje niemożliwego i wydostaje zarówno Corso i Kosę, jak i dziwaczny artefakt z droidowej bazy-fake’owej świątyni Jedi.
Strach to potężna broń
W Age of Rebellion są zasady dla testów Strachu. Zazwyczaj jedyną konsekwencją są tutaj czarne kości dla postaci na czas jakiejś sceny czy konfrontacji. Ja czasami sięgałem po te zasady w różnych scenach i tym razem sięgnąłem po nie, gdy Keenor Kallat pokonał już dwa viper droidy i (dzięki wyjątkowym sensorom YT-2400) zauważył uciekający statek z IG-177.
Pokazałem więc Kallatowi wideoprojekcję IG-177, na której ostrzega on ścigający go statek, że wlatuje na terytorium droidów, gdzie nie będą się z nim patyczkować. Zarządziłem test strachu, w którym ku zaskoczeniu wszystkich wypadła… porażka z konsekwencją/despair. Sting zaproponował, że konsekwencją będzie to, że on zawraca i traci trop uciekającego statku. Przystanąłem na to, zdając sobie jednocześnie sprawę z faktu, że oznaczało to, że obie drużyny (organicy i droidy) straciły trop i że w związku z tym misja na Raxus jest fiaskiem – Mesjasz ucieknie wraz z droidową armią, superdziałem i cokolwiek więcej miał tam na podorędziu. Trochę było szkoda rozmachu scen, jakie sobie planowałem na ten finał, ale jestem przyzwyczajony do porzucania całych linii fabularnych, więc wróćmy do tu i teraz.
Sting użył tej porażki jako paliwa dla pokazania przemiany Keenora Kallata w Tancerza, więc całościowo scenę uważałem za udaną. Ale zostanięcie z niczym to nie było rozstrzygnięcie, na które chciałby się zgodzić z Tomek, więc wróćmy do jego i Kosy/Andrzeja perspektywy.
Fałszywa Świątynia i tajemniczy prototyp
W jednym z intr strawłem się pokazać, że fałszywa świątynia Jedi na Raxus ma jednak coś w sobie. Że żyje, że czuje obecność Jedi wewnątrz. W trakcie sesji na Raxus przemycałem wspominki o mistrzu Jedi – Kazdanie Paratusie – znanym z The Force Unleased. Prowadząc znane światy staram się wrzucać do środka kampanii (głównie w tło) różne znane elementy – myślę, że dzięki temu, jeżeli w przyszłości ktoś z grających będzie sobie chciał np. odświeżyć The Force Unleashed – przy okazji przed oczami stanie mu nasza fabuła.
Żałuję, że przeglądając materiały do The Force Unleashed nie natknąłem się na koncepty droidowej kopii rady Jedi. To by mi super pasowało do kampanii i na pewno dałoby się wokół tego miejsca okręcić jakąś fajną, tajemniczą scenę. Zamiast tego ja miałem wielki magazyn, miejsce badań droidowego Mesjasza nad sekretami Raxus. Chciałem w ten sposób pokazać, że droidy badały stare technologie, którymi posługiwali się podczas swoich wojen Sithowie – w tle pojawiał się tutaj Ulic Qel-Droma ze swoich mrocznych czasów. Znaleziony przez graczy dziwny, duży (średnica kilka m) dysk był próbą rekonstrukcji przez droidy czegoś, co nazywałem Łapaczem Mocy. Korzystałem z konceptów pojawiających się w którejś ze star warsowych gier – Force Harvestera, wielkiej maszyny zagłady. Na tym etapie BG nie wiedzieli jeszcze czym jest ten wielki dysk (nazywany potem przez Keenora Kallata fortepianem), a ja nie wiedziałem, jak zechcę go użyć, ale że był jedyną rzeczą, jaką BG mogli pozyskać ze świątyni Tomek postawił za cel jego postaci, Shara Corso, wydostanie go. Mało brakowało, żeby to się nie powiodło, mieliśmy dość intensywne walki z droidami na tej sesji, ale ostatecznie się udało i Liść dociążony przez “Fortepian” odleciał znad świątyni. Straty w postaciach graczy – zero, czyli niezły wynik, zważywszy na to, że dopuszczałem możliwość, że ktoś tu polegnie (np. Corso – jego śmierć podczas próby wyrwania czegoś, co miało się stać narzędziem zagłady byłaby dość na miejscu, moim zdaniem; albo Kosa – który mógł tu zginąć pomagając Jedi).
Ostatecznie – świątynia mogła wyjść lepiej, ale wątek tajemniczej broni zaczął się emocjonująco i miał potem jeszcze nieźle eksplodować.
Zapowiedź odejścia IG-200
Plan porzucenia przez Andrzeja postaci IG-200 powstał już ładne kilka sesji temu. Ale nie wtajemniczaliśmy w niego innych graczy – może jakaś sugestia przekradła się w tej czy innej rozmowie, ale nie było to powiedziane wprost. Ale ponieważ koniec Raxus zbliżał się nieubłaganie, to trzeba było mocniej zaznaczyć, co się tutaj dzieje.
Dlatego do magazynu z badaniami droidów dorzuciłem szczątki modeli IG-100 i zapiski Mesjasza na temat badań jego własnej osobowości. W zapiskach tych Corso odkrył, że IG-88C doszedł do wniosków, że jego pierwotna osobowość – umysł genialnego genoisiańskiego konstruktora – Geezora Dellso – jest nie do odtworzenia. Że droidy z projektu, w którym powstał IG-200 i IG-88 nie będą w stanie przywrócić Dellso do życia. Dałem Corso wolną wolę w przekazywaniu tych rewelacji postaci Andrzeja – IG-200.
Na tej sesji Corso i Kosa próbowali też zgrywać kluczowe dane z droidowych badań, ale boleśnie odczuli brak komputerowego geniusza – V0. Wszystkie testy zgrywania danych nie powiodły im się. Dla mnie to była konsekwencja rozdzielenia się i to było spoko.
Kłótnia o Moc
Co jednak nie było spoko, to kłótnia, jaką mieliśmy na sesji o działanie mocy. Zanim Keenor zawrócił, by ratować Jedi i klona, powoli dawałem im do zrozumienia, że w podziemnym kompleksie pod fałszywą świątynią złomowe droidy prędzej, czy później ich odnajdą. W pierwszej walce pomiędzy droidami a dwójką postaci graczy (Andrzej znów kontrolował Kosę) zdarzyła się sytuacja, w której Corso chciał użyć force talentu, który wygania z walki grupę minionów.
Ja zawyrokowałem, że skoro na umysły droidów nie działają moce umysłu, to ta próba nie powodzi się bez rzutu, a Corso traci akcję próbując przedsięwziąć coś, co nie ma szans na sukces. Chaos bitewny i błędne, przypadkowe decyzje są jedną z rzeczy, która mnie bawi na sesjach, ale moje rozstrzygnięcie oczywiście nie spodobało się Tomkowi i wywiązała się pyskówka. Ostatecznie zrobiłem tak, jak robiłem w tej kampanii nie raz – powiedziałem – “czy ci się to podoba, czy nie, tak wygląda to rozstrzygnięcie, możemy do tego wrócić po sesji, a teraz gramy dalej”.
Po sesji odwołałem się do hive mindu, czyli polskiej facebookowej grupy SW, gdzie konsensus wydaje się taki, że dobrze zawyrokowałem co do mocy, natomiast fajniej by było, gdybym dał graczowi wykonać inną akcję. Ja się z tym konsensusem nie zgadzam, w czym utwierdziłem się, grając ostatnio u Chimery w Delta Green. Chimera nie pierniczył się z rozliczaniem deklaracji – jeżeli zadeklarowałeś coś, co uznał za bardzo ryzykowne lub niemądre, to ponosiłeś tego konsekwencje. Moja postać dwa razy o mało co nie zginęła z tego powodu i to było dla mnie spoko – dzięki temu wiedziałem, że w gwałtownych scenach muszę myśleć szybko i precyzyjnie – a więc były spore emocje. Takie podejście, gdy nadużywane, może prowadzić do patologicznych sytuacji, gdy MG nic się nie podoba i gracz jest co chwila uwalany, ale ja nie czuję się takim MG; wręcz przeciwnie – staram się mocno wyciągać konsekwencje z decyzji graczy, dając im poczucie, że mają wpływ na rzeczy. Ale w zamian oczekuję, że gdy od czasu do czasu za coś ich skarcę, to nie będzie wielkiej afery.
Rozwój postaci V0
Dwie sesje temu V0 mieliśmy podobną akcję – V0 rzucił granat na zaminowywanej przez Imperialnych stacji kolejki i doprowadził do rozpierduchy, która uszkodziła i jego i IG-200. Ale podczas gdy dla IG ta scena była pretekstem do pokazania, że on coraz bardziej szwankuje, że coraz bardziej nie nadaje się do służby, to V0 nic na niej nie zyskiwał. Postanowiłem to zmienić.
Wiele sesji wcześniej, po skoku w hiperprzestrzeń, który zabił Kola Martla i Jamiego, Zabójcę Generałów, Gosia powiedziała – “lepiej, żeby te moje kryształy, które noszę w środku (i te ich duchy) były warte tego poświęcenia, bo przecież mogłam je przepalić i uratować wszystkich, łącznie z generałem”. Na co ja odpowiadam – damn right, masz prawo tak mówić i wymagać tego od prowadzącego.
Trochę mi zajęło zabranie się do realizacji tego tematu, ale myślę, że ostatecznie ten reveal wyszedł spoko. Wyobraźmy sobie droida, który w ciemnościach, schroniwszy się przed toksycznym deszczem pod jakąś płytą z blachy naprawia IG-200, próbując go ponownie uruchomić. I nagle zdaje sobie sprawę z tego, że nie jest sam. Wokół niego zgromadziły się duchy, mieszkańcy kryształów, które nosi w sobie. Są ledwo widoczne, ale czuły na Moc droid wyczuwa je. Czarny Chitsaz, ognista Isigua, cienisty, ledwo widoczny Wevei i ostatni, słaby, ledwo zaczepiony w jej krysztale duch – Kol Martle. Razem z ich spostrzeżeniem V0 zaczyna też je słyszeć. Chitsaz mówi – “Użyj IG-200 jako pola do eksperymentów. Przeprogramuj go tak, by był ci posłuszny. Wtedy dowiesz się więcej o więzach, które krępują ciebie samego”
Postać Gosi odmówiła, ale dla mnie był to nowy początek grania z tym bohaterem. Od teraz duchy z ich podpowiedziami, życzeniami i komentarzami pojawiały się co sesję, tworząc wokół V0 nieco duszną, ale też magiczną atmosferę. Ale robiłem to stopniowo. Nie mówiłem który z nich jest dobry, a który zły, starałem się opisywać kryształy, czasem gdzieś mignąłem imieniem. Nie wszystko było od razu jasne. Granie tajemnicą to jest jeden ze stałych elementów mojego prowadzenia.
Contribution
Jeżeli przeczytaliście uważnie opis wydarzeń na sesji, to mogło wam się nasunąć pytanie – skąd na złomowej planecie części do miecza świetlnego? A, z tym mieczem to było tak:
Gracze mieli wolny punkt contribution, a zarówno ja, jak i reszta graczy uważaliśmy, że po tym jak swoje boosty dostali IG-200 (rozmowa z Mon Mothmą) oraz Kallat (ulepszenia dla statku), czas był na to, by V0 został tym droidem z obrazka – dostał swój własny miecz świetlny.
Wcześniej na Desevro Gosia deklarowała, że zdobywa części do budowy miecza i teraz pozostało tylko jedno – wybrać kryształ kyberu, który wyrwie sobie z piersi i uczyni częścią miecza. Padło na kryształ Kola Martle.
Wyobrażałem sobie scenę, kiedy miecz zostaje pierwszy raz rozpalony, a duch Martle’a niknie w jego ogniu, ale ostatecznie nigdy jej nie opisałem, bo nie było właściwej okazji.
Balans przy podziale
Balans scen przy podziale drużyny to trudna sprawa. Na tej sesji ja dałem Gosi rzeczy do przemyślenia, ale zarówno V0 jak i IG-200 nie pograli sobie za wiele – po prostu większość wydarzeń działa się po innej stronie planety. Andrzejowi rekompensowałem to graniem Kosą, ale V0 ostałą się głównie z revealem.
Prócz reveala droidy miały jedną fajną scenę – kiedy dognał ich raxański sklepikarz, od którego zawinęli złomo-statek – D0-W. Mieliśmy z nim super scenę – staje naprzeciwko V0, otoczony swoimi kamratami i dochodzi do iście epicznego pojedynku charyzmy – obie postaci miały charma na 1 XD Śmiechu było co niemiara.
Droid Gosi ostatecznie wygrał, więc IG-200 nie musiał eksterminować reszty złomiaków. Doszło za to do komicznej dyskusji, w której D0-W stwierdza, że jedenak wiele go z V0 łączy – głównie zero. Na co IG-200 odparł, że on jest w takim razie dwa razy bardziej droidowy, bo on w swej sygnaturze ma aż dwa zera.
To była bardzo pozytywna scena, ciepło ją zapamiętałem.
Co dalej?
Pod koniec sesji droidy trafiają do droidowego miasteczka na rdzawych pustkowiach, skąd kontaktują się z Liściem. Natomiast Liść, dociążony przez “Fortepian” musi znaleźć sposób na szybkie przemieszczenie się na ich stronę planety… i nie danie się zestrzelić statkom Tie, które wygrały walkę o stocznię korporacji Sienar znajdującą się na orbicie.
Ta sesja była dość zacięta i ja uważam ją za udaną. Na następnej – zakończenie Raxus. To będzie gorzki raport. Do zobaczyska plus minus za tydzień.
Na tej sesji niepotrzebna była wywołana przeze mnie dyskusja na temat mechaniki. Jest to zupełnie bezsensowne i psuje sesje wszystkim. W ferworze sesji jednak zapomina się czasem o podstawowych regułach wspolnego grania.
Dobrze ze kolejna sesja tydzień później i do tego czasu można wyjaśnić sobie niesnaski. W naszym gronie rozmawiamy otwarcie i myśle ze jest to jedna z przyczyn sukcesu. Ostatnio pojawił się problem mojego wtrącania się dobry Gosi. Problem, który również udało się zażegnać.
Temu służą tez te raporty. Z tego co kadu zapowiada kolejne kampanie będą bez nich. Jestem ciekaw czy wpłynie to negatywnie na grę.
Moim zdaniem raporty służą głównie kronice wydarzeń, a problemy wyjaśniamy w drodze dyskusji. Zniknięcie raportów (ewentualnie przejście z nimi na jakieś inne medium) zmieni tyle, że zmieni sens pisania szkiców o postaciach, a ja odzyskam 5h w tygodniu :P
Czytam twoje raporty i przypominają mi się moje sesje w Star Wars.
System od FFG niesamowicie fajnie pobudza wyobraźnie. Moi gracze wskoczyli na contrbution rank 6 po tych 50 sesjach i zdobyli w sumie (średnio) po 700 XP na głowę. Niesamowicie się cieszę, że teraz wracamy do tych wspaniałych kostek i porzucamy 5 edycję D&D na rzecz systemu. Systemu, który umożliwia graczom wpływ na świat i jest stworzony do rozrywki jaką jest RPG.
Żałuje, że dwa lata temu nie miałem bloga i nie zapisywałem swoich sesji…Może jeszcze więcej osób porzuciłoby systemy, które nie wspierają kooperacji między MG, a graczami.
Hej,
Ja, między innymi przez pedeki za raporty, rozdaję chyba pedeki szczodrzej – jeszcze nie przekroczyliśmy 40 sesji, a ostatnio jak liczyliśmy wychodziło coś pod 700. Contribution rank też mamy z oczko wyższy.
Natomiast co do SW od FFG jestem o wiele bardziej sceptyczny. Jest trochę spoko rzeczy w tym systemie, ale jest też sporo takich, które mi zupełnie nie pasują. Napiszę o tym wpis, jak skończę kampanię.
To nie tak, że byłem jakoś szczególnie wkurzony tą sceną z Shią (przynajmniej tak tego nie zapamiętałem, a jakby mi to ruszyło nerwy, pewnie gdzieś by w głowie zostało). Faktycznie, inaczej sobie wyobrażałem wyjście z szafy (walizki), ale wyszło nawet lepiej. Oczywiście trzeba było improwizować na bieżąco, ale hej – po to są erpegi, prawda? ;)