The One Ring – 16. Agenci Eregasty

Drużyna powraca do Sanktuarium na Obrzeżu. Trochę zaszło tu zmian, miejsce odwiedzają rozmaici goście. Sielanka nie trwa długo. Przygoda kończy się walką, w której Eregasta zostaje otruta.

drużyna

Tomek – Usari – Dziecię Dwóch Ludów, pół-Beorning pół-Człowiek Gór

Gosia – Eregasta – Leśna Kobieta, uczennica Radagasta

Andrzej – Eryn – Leśny Elf, syn Thranduila

drugi plan

Bob i Nob – niziołkowi bracia, agenci  Eregasty

Garsendis – Leśna Kobieta, dawny wróg Eregasty, a teraz jej agent

Joar Ogrodnik – przybysz z Miasta na Jeziorze, nadzorca Sanktuarium Smoczego Płomienia

Zimraphel – Czarownica, uczennica Nekromanty z Dol Guldur

 

w poprzednim odcinku

Drużyna uwolniła Hartfasta z Dwimmerhorn. Nie wszystko jednak poszło po ich myśli. Usari nie odnajduje Matki Roju i nie używa antidotum, co zatrzymałoby Czarną Plagę. Eregasta dotyka przeklętego miecza, który pozostawia trwały ślad na jej dłoni. Córka Hartfasta zostaje zaczarowana przez Czarownicę i staje się jej marionetką. Felmerowi nie udaje się uciec, sam staje się więźniem Dwimmerhorn.

 

wydarzenia

1. Pojedynek Eryna z Odbertem

2. Spotkanie z posłem Elronda

3. Wyprawienie Garsendis i Boba na misje

4. Podróż na wschód do Grodu na Obrzeżu

5. Zasadzka estarlingów

6. Eregasta zraniona i otruta!

intro

Zimraphel spogląda na mapę rozciągniętą na stole. W pajęczynie oznaczeń zgubiłby się każdy. Legenda do nich tkwi jedynie w jej głowie. Plany, spiski, schematy, wydarzenia nakładają się na siebie, jedne prowadzą do drugich, a te do kolejnych, jednak w ich gąszczu ktoś postronny nie znajdzie reguły, zasady, idei. Rzeczy dawno temu zrealizowane mieszają się z tymi dopiero co zaplanowanymi, a plany porzucone z tymi niepewnymi. Zimraphel stworzyła swój własny język, który potrafi odczytać tylko ona. Czarnego Jeźdźca nie ma, a to oznacza, że może sama wydawać rozkazy. Inicjatywa jest teraz po jej stronie.

Eregasta zatapia wzrok w magicznym płomieniu, chroniącym Sanktuarium. Nagle czuje palący ból w dłoni, jak gdyby włożona była w ogień. Cierpienie rozchodzi się po całym ciele. Wokół niej gęstnieje mrok, w którym ginie blask ognia. I gdy już ma krzyknąć z bólu, czuje na ramieniu kojący, chłodną dłoń. Odwraca się i spogląda w oczy przybysza. Uśmiecha się i czuje, jak spokój powraca.

Usari od dawna zbierał się na rozmowę z Hartfastem. Okazja w końcu nadarza się, gdy późnym wieczorem zostają sami przy magicznym płomieniu. Hartfast do tej pory z nikim nie rozmawiał w Sanktuarium. Dawny władca Górskich Sal tutaj jest zupełnie sam, jego dom zrujnowany, a jego lud i rozbity i porozrzucany.  Usari kończy monolog. Hartfast odpowiada milczeniem, ale Usari widzi w jego oczach żar. Widzi w nich ogień odbijający się od paleniska. Serce Hartfasta pali się do działania. Do działania, o którym Usari jeszcze nie wie, ale jest gotów pójść za swym wodzem.

Bob spędza wiele tygodni w Laboratorium pochłonięty pracą. Nob, brat Boba wciąż go przestrzega, że takie zachowanie nie przystoi hobbitowi. Dawno temu powinni się zaszyć. W ogóle nie powinni opuszczać swej Norki. Za długo już pozostają na widoku. To wszystko wbrew naukom ich matki, matrony Primuli. A Bob za każdym razem odpowiada, że on robi swoje, a historia spisana w pamiętnikach osądzi kto miał rację.

Księżyc oświetla niewielki kurhan na zboczu wzgórza, na którym stoi Sanktuarium. W środku pochowano Ceawina Szczodrego, a także matkę Otberta oraz wojów poległych w walce z Taulerem. Teraz przy grobowcu stoją dwie postaci. Jedna to wysoki elf o wyrazistych rysach, miedzianych włosach i prostym wojskowym stroju. Druga to człowiek, niższy, o bladej cerze. Jego szyję przecina gruba szrama z sinymi wybroczynami. Jedyne co się odznacza na jego twarzy to gorejący wzrok.

Postaci stoją bez ruchu, ale tak naprawdę nie widzą się nawzajem. Nie wiedzą o sobie. Jeden jest w świecie materialnym, drugi w eterycznym. Choć stoją nieruchomo wpatrzeni na miejsce pochówku, to targają nimi gwałtowne emocje. Żal, tęsknota, smutek. Jest im zimno. Chcą być zupełnie gdzie indziej. I nagle bariera pomiędzy światami rozpada się. Obydwaj jednocześnie dostrzegają się. Sięgają po broń…

 

przygoda

 

Pojedynek

O tym wydarzeniu jeszcze długo będzie głośno. Mieszkańcy Sanktuarium i podróżni, którzy się tu zatrzymali, patrzą oniemiali, jak Eryn nagle wyszarpuje miecz i szermuje z powietrzem. Wymierza ciosy jakby chciał zadać śmierć jakimś ułudom. Dla jednych zachowanie to wydaje się dziwne, inni biorą to za ćwiczenia z fechtunku. A może elfy wiedzą i widzą więcej niż inni?

Pojedynek bez przeciwnika trwa jeszcze chwilę, nim Eryn w milczeniu udaje się do wspólnej sali i siada przy ogniu. Eregasta zaniepokojona tym co się wydarzyło chce obejrzeć jego broń.

Ostrze rozświetla się odbijając płomienie z magicznego paleniska. Wszyscy spoglądają z podziwem na ten wyrób. Ta rzecz nie przystaje tutaj. Zbyt piękna i okazała pośród rzeczy prostych i niezdobnych. Przed zaściankową kulturą Leśnych Ludzi jeszcze wiele do nadrobienia. Dopiero gdy Jagodowy Szlak zaludnią kupcy, to wraz z ich towarami spłynie w to miejsce wiedza i bogactwo niesiony wraz z wielokulturowością.

Eregasta studiuje klingę z góry na dół. Zauważa na broni pęknięcie, którego wcześniej nie było!

Eryn z trwogą sięga z powrotem po miecz. Nerwowo zabiera się za jej czyszczenie. To nie naprawi jej, ale mistrz Galion zawsze przypominał mu o konieczności dbania o swą broń. Nawet gdy reszta, ubranie i ciało jest zabłocone, umorusane krwią przeciwników, to ostrze musi zawsze pozostawać nieskazitelne. Eryn może się przejrzeć w starannie wypolerowanej klindze jak w lustrze. Na swej twarzy dostrzega świeże zranienie! Walka była prawdziwa! A szrama na twarzy układa się w ten sam sposób, co pęknięcie na ostrzu…

Córka Eryna

Garsendis czeka, aż sala będzie pusta i podchodzi do Eregasty. Na jej twarzy widać przejęcie. To co chce powiedzieć nosiła w sobie bardzo, bardzo długo. I teraz tę tajemnicę wyjawia.

„Wiem kto jest twoim ojcem Eregasto. Jest nim twój towarzysz. Starszy od ciebie i od nas wszystkich. A może i od tego lasu. To ten elf. Eryn.”

Garsenidis poznałaby go wszędzie. Pamięta jak odwiedzał matkę Eregasty. A potem zniknął, by pojawić się po latach.

O ile ta nowina nie jest nowością dla Eregasty, to już są nią dalsze wnioski wysnuwane przez Garsendis. Ta za wszystko obarcza odpowiedzialnością Czarodzieja. Eregasta ma być częścią większego planu swego Mistrza. To Bury Czarodziej wybrał jej ścieżkę i zaplanował wszystko!

Eregasta czuje smutek na wspomnienie swego mistrza. Skoro tak bardzo się dla niego liczy, to dlaczego ją opuścił? Dlaczego nie wspiera swej uczennicy?

Gdzie się kryje Radagast?

Córka Mogdreda

Plotki roznoszą się nawet po Mrocznej Puszczy. Ludzie szemrają o pochodzeniu Eregasty. Wierzą, że jest jedyną córką Mogdreda, pana i władcy ze Wzgórza Tyranów.

Eregasta zastanawia się o wykorzystaniu tej szansy, Mogłaby sprowokować Mogdreda. W głębi serca zaś liczy na jego odkupienie. Gdyby Mogdred uwierzył w plotkę, inaczej spojrzałby na Eregastę. W jej odbiciu ujrzał siebie… lepszego siebie…

Córka ratująca ojca to póki co mrzonki. Trzeba się skupić na nie tyle zwalczeniu zła tkwiącego w nim, co na zwalczeniu zła wyrządzanego przez niego. Należy dowiedzieć się o nim więcej. Aby zrozumieć jego przemianę. Z syna Ingomera Łamacza Toporów, z dobrze zapowiadającego się następce przywódcy, który miał pokierować Leśnymi Ludźmi, stał się potworem na tych ludzi napadającym, którego własny ojciec się wyrzekł. Leśni Ludzie w czasie swego Wiecu nie przyjęli go z powrotem. Został wygnańcem.

W którym momencie zaszła przemiana i czym była spowodowana? To musiało być w czasach, których nawet on sam nie pamięta. Przed tym, jak został niewolnikiem Dol Guldur. Eregasta potrzebuje wiedzy o jego przemianie, jeśli chce ją odwrócić.

Ojciec Eregasty

Tylko co na to Eryn? Jego własna córa chce kupczyć swoim pochodzeniem. Największy skarb, dany mu przez życie, wyrzeka się go – choćby to był tylko blef. Eryn przyjmuje to z pokorą. Nie był obecny przy niej przez te wszystkie lata. Może Eregasta chce mu w ten sposób coś powiedzieć? Wypomnieć, że nigdy nie miała ojca?

Zasłużył na to.

Agentka Eregegasty

Zanim Garsendis trafiła do Sanktuarium, wyprawiła się do Dol Guldur razem z Reginarem Chyżym. Łowczemu nie w smak było to, że Hadrin zatrzyma skarby Dol Guldur dla siebie. Chciał wyprzedzić krasnoluda, by skarby trafiły do Leśnych Ludzi.

W wyprawie Reginara Chyżego brał udział Wulferd. Wulferd prawdopodobnie odpowiada za upadek pierworodnego syna Ingomera Łamacza Toporów. Dawno, dawno temu wybrali się razem na polowanie, z którego powrócił jedynie Wulferd. Syn Ingomera przepadł na długie lata, wpadł w sidła Dol Guldur i powrócił już jako Mogdred. Wulferda ponoć ostatnio widziano w Rhosgobel jak szpiegował dla Mogdreda. To oznacza, że przyłączył się do jego bandy.

Wulferd jest cennym źródłem wiedzy o Mogdredzie. Był świadkiem wydarzenia, które rozpoczęło jego przemianę. Garsendis może sięgnąć po fortel. Wykorzystać swoją znajomość z Wulferdem, aby poznać Mogdreda.

Garsendis nie pójdzie do Mogdreda z pustymi rękami. Aby fortel się udał, musi wkupić się w jego łaski. Wyjawi mu cenną informację. Zdradzi Eregastę!

Mogdred planuje atak na Rhosgobel. Jednak musiał odwlec napaść, gdyś Rhosgobel strzegą Dunlendingowie. Mogdred nie wie o tym, że zostali opłaceni jedynie do końca wiosny. Po Wiecu Leśnych Ludzi dzikie plemię odejdzie. Taka informacja byłaby niezwykle cenna dla Mogdreda.

Garsendis uda się samotnie na Wzgórze Tyrana!

Trzeba prześcignąć tylko jednego

Jest takie powiedzenie wśród Leśnych Ludzi:

„Gdy Licho Lasu wyskakuje zza drzew, to trzeba prześcignąć tylko jednego.”

Garsendis była tą jedną, którą Reginar i Wulfred prześcignęli. Tą ostatnią, którą orki dogoniły. Garsendis ma do wyrównania rachunki.

Amnestia

Mogdred ma pod sobą bandytów. Co chce mógłby wziąć sobie siłą. Dlaczego zatem Mogdred przybył na ostatni Wiec? Otóż chciał, by jego ludzie zasiedlili ziemie i założyli rodziny. Zostali przyjęci do społeczności, z której ich wygnano. To zbieranina wyrzutków. Wywodzą się spośród Leśnych Ludzi, skazani na banicję za popełnione zbrodnie. Czyż nie chcieliby zmazania win i zaniechania kary? Czyż nie woleliby mieć własny dom, rodzinę, poletko, przyjaznych sąsiadów zamiast napadać na nich i ryzykować ścięcie głowy toporem w razie złapania? Tkwią przy Mogdredzie, gdyż nie mają dokąd pójść. Co gdyby stworzyć im taką możliwość? Przyszły Wiec może ogłosić amnestię. Kto przyłączy się do wyprawy wojennej zyska odkupienie.

Vor

Garsendis w skrytości ducha czyni postanowienie. To zawzięta kobieta. Bez względu na koszty, dopnie swego. Wykona zadanie dla Eregasty. Eregasta ocaliła ją od śmierci i Garsendis jest gotowa odpłacić się ryzykując własnym życiem. Nie ma nadziei na to, że po wszystkim wydostanie się ze Wzgórza Tyrana.

Usari opowiada jej historię Vora. Ten pies należał do Mogdreda. Okrutnie przez niego skatowany zdołał uciec ze Wzgórza Tyrana i trafił pod opiekę Eregasty. Dzięki niej przeżył.

Eregasta nie zamierza poświęcać Garsendis. Powierza jej Vora, by ją strzegł.

Kultyści Smoczego Ognia

Do Sanktuatrium ściągają pielgrzymi z Esgaroth. Gromadzą się wokół Smoczego Ognia, ostatniej pozostałości po wspaniałym i straszliwym Smaugu, którego jednocześnie bali się i podziwiali. Smok doszczętnie spalił ich miasto, ale teraz zostało odbudowane i po Smaugu pozostała jedynie legenda. Zmierzają więc do Sanktuarium, jedynego miejsca, w którym jeszcze tli się ogień Smauga, by na własnej skórze poczuć jego żar. Dla tych ludzi Sanktuarium stało się miejscem kultu.

Pracowity Joar Ogrodnik

Jednym z przybyszy z Miasta na Jeziorze jest Joar Ogrodnik. To on nadzorował wycinkę lasu na wschód od Sanktuarium. To on odgrodził kamieniami kurhan Ceawina Szczodrego na południowym zachodzie polany. To on stworzył Ciernisty Płot.

Zaklęcie ochronne Radagasta działa dopóki ogień płonie. I rzeczywiście żaden pająk nie poważył się zaatakować. Joar obawiał się, że to może nie wystarczyć. Na północ od Sanktuarium, skąd mogą zaatakować dzieci Taulera, zasadził specjalne pnącze.

Ale roślina rozpleniła się w sposób niekontrolowany i wkrótce nie tylko odgrodzi Sanktuarium od północy, ale i od Jagodowego Szlaku. Joar nie daje sobie rady z karczowaniem. Kolczasty bluszcz zamiast chronić Sanktuarium, zaczyna mu zagrażać.

Joar Ogrodnik, czy Pasterz Roślin jak o sobie mówi, wiele świata przeszedł o własnych nogach. Widać to po jego kwiecistej tunice, na której każdy kwiat pochodzi z innego zakątka świata. Joar dumnie nosi swe oznaczone osiągnięciami odzienie.

Joar dobrowolnie nie opuściłby wspaniałego Miasta na Jeziorze. Został wyrzutkiem i tak trafił tutaj, daleko od domu, pomiędzy odludną, ciemną i niebezpieczną knieję.

Ale Joar nie trapi się swym losem. Zamiast tego rzuca wyzwanie temu miejscu. Przekonany jest o sprawczej roli człowieka i o jego sile kształtowania. Człowiek musi wydzierać naturze to, co mu się należy. Joar nie spocznie, póki nie powstrzyma pnącz [pnącz, które zasadził człowiek, a nie natura…].

Niezadowolony Baldak

Nie wszyscy Leśni Ludzie przyjmują zwierchnictwo Eregasty z entuzjazmem. Zbyt śmiało sobie postępuje ta samozwańcza Obrończyni Mrocznej Puszczy. Eregasta robi co chce i nikt w żaden sposób jej nie kontroluje. Gdyby swymi działaniami narażała tylko siebie, ale ona naraża wszystkich Ludzi Lasu! Zwraca na siebie uwagę, ale przecież wróg nie ograniczy się do niej.

Jagodowy Szlak wciąż zarasta i więcej nastręcza kłopotów niż przynosi pożytku. Po co wchodzić w głąb puszczy, skoro można trzymać się jej obrzeża, jak czyniono to od zawsze. Puszcza to kłopoty. Problemem dla wielu jest także okropnie wyglądające znamię na dłoni Eregasty. Czy to tylko poparzenie czy może klątwa? Dowód na to, że Cień już zwrócił się przeciwko Leśnym Ludziom?

Wśród gardłujących przeciw Jagodowemu Szlaku prym wiedzie cieśla o imieniu Baldak. To on podważał każdą decyzję Garsendis, nadzorującej Sanktuarium w zastępstwie Eregasty. Ale co w takim razie Baldak robi w Sanktuarium, najważniejszym przystanku na Jagodowym Szlaku?

Spotkanie elfów na końcu świata

Pewnego wieczoru spokój mieszkańców Sanktuarium mąci sygnał rogu słyszany z wieży strażniczej. To musi oznaczać coś ważnego. I nie inaczej, gdyż w Sanktuarium zjawia się nadzwyczajny gość.

„Nazywam się Elladon i przybywam w imieniu Elronda, Pana ostatniej bezpiecznej przystani na wschodzie.”

Elladona przyprowadza Bob, ale w obliczu pięknego i wspaniałego elfa nikt nie zwraca uwagę na małego, niepozornego hobbita. Nawet blask Eryna gaśnie przy blasku posłańca, choć to ten pierwszy pochodzi z królewskiego rodu. Elladon dostrzega to, że skupia na sobie całą uwagę i choć pochlebia mu to, nie chce czynić dyshonoru gospodarzowi. Przemawia do niego w najpiękniejszym z języków, w quenya, tytułując księciem.

„Pozdrawiam cię książę. Widząc Ciebie nie smuci mnie fakt, że spotykam tylko jednego elfa w tym miejscu.”

„Poza dworem jest nas tylko garstka. Kryjemy się przed oczami wścibskich i nieprzyjaciół. W naszych sercach zbyt często gości strach.”

„Nawet w sercach największych z nas”.

Elladon czyni aluzję do Thranduila, który nie zwykł opuszczać swego Pałacu. Czy uczynił tę uwagę specjalnie, aby sprawdzić reakcję Eryna? Eryn nie zareagował, nie wstawił się za Thranduilem. Posłaniec uzyskał potwierdzenie zasłyszanych pogłosek. Stosunki Eryna z ojcem są chłodne.

Ogień w środku lasu

„Znam mowę tych ludzi. Jednakże nie posługuję się nią dość pięknie. Możemy, jeśli sobie tego życzysz, mówić tak, aby wszyscy rozumieli. Wtedy okażemy swą przyjaźń.”

Ale Elladon mówi bardzo dobrze. To była wymówka. A także pokazanie, jak wielką staranność przykłada do wszystkiego, co robi, nawet sposobu wyrażania się.

„Witajcie towarzysze Eryna. Nazywam się Elladon. Przybyłem przyjrzeć się temu niezwykłemu miejscu. Usłyszałem o ogniu w środku lasu. Czy to bezpieczne? Ogień daje ciepło, ale może i poparzyć.”

Eregasta zapewnia o ochronie poczynionej przez Czarodzieja Radagasta.

„A gdzie się podziewa Czarodziej? Nie spotkałem go w Rhosgobel. Czyż nie jest jednym z was, Leśnych Ludzi? Jego uczennica z pewnością wie coś więcej.”

Eregasta nie zna odpowiedzi na pytanie o swego mistrza, ale to nie jedyne źródło jej zakłopotania. Eregasta nigdy nie widziała tak dostojnego piękna. Zawstydzona brzydotą swej zaznaczonej dłoni próbuje ją ukryć. Elladon to widzi.

Powiernik lekarstwa

Bob opracował ulepszone antidotum, które nie tylko uleczy i uodporni pszczoły, ale i za ich pośrednictwem rozniesie się po całej Dolinie Anduiny. W ten sposób Czarna Plaga zostanie powstrzymana. Musi się jednak znaleźć śmiałek, który poniesie antidotum wprost do twierdzy wroga i ciśnie je prosto w ul należący do Matki Roju.

Na powiernika odtrutki zgłasza się Bob. Mały, niepozorny hobbit o wielkim sercu. Choć trudno obarczać niegroźnego, dobrodusznego hobbita takim brzemieniem, to przemawia za tym rozsądek. Hobbit wszędzie się wciśnie. Dotrze tam, gdzie inni nie przejdą. Idąc sam, nie ściągnie na siebie uwagi wroga.

Usari wzrusza się i wyciąga chustkę. Nie ociera nią łzy, ale wręcza hobbitowi.

„Jesteś najmniejszy z nas wszystkich tu obecnych, ale serce twe największe. Przyjmij proszę ode mnie chustę Beorningów. To ostatnia rzecz, jaka pozostała mi po matce. Teraz jest gładka, nie widać na niej wzorów. Jednak gdy położysz ją na zdrowym ulu ukaże ci się haft pszczoły. Będziesz miał pewność, że wykonałeś dobrze swe zadanie.”

Eregasta ściąga z siebie płaszcz zrobiony z piór zrzuconych przez sowią postać Radagasta.

„Jesteś moim agentem, więc musi cię chronić troska mojego Mistrza.”

Eryn wręcza mu wspaniały artefakt.

„Znasz swoje sposoby, by dostać się do twierdzy. Ale wróg może je odkryć. Wtedy będziesz potrzebował drogi ucieczki, której przeciwnicy nie znają. Tę drogę otworzy ci Arcyklucz. On otwiera każde elfickie przejście.”

Eryn nie tylko chciał wesprzeć przyjaciela w jego misji, ale i wywrzeć wrażenie na elfim posłańcu. Tak wyjątkowego skarbu elfów być może nie ma nawet na Dworze Elronda! Elladon nie kryje oburzenia.

„Czy do ciebie powinna należeć decyzja o rozporządzaniu takim skarbem? Kimże jest ta istota, byś powierzał jej Arcyklucz?”

Eryn spodziewał się takiej reakcji wyniosłego elfa. Odpowiedź miał przygotowaną już wcześniej.

„Elfy o nim zapomniały. I nie zrobiły nic, aby go odzyskać. Ja straciłem przyjaciela.”

Elladon musi zaakceptować wolę księcia elfów. Skoro zdobył Arcyklucz, ma prawo nim dysponować. Wciąż jednak dziwi się, dlaczego powierza go komuś takiemu jak Bob, którego imienia Elladon nie jest łaskaw zapamiętać.

„Wasze zamiary są wielkie, ale czy macie ku nim możliwości? Samotna wyprawa niegroźnej istoty może się powieść?”

Bob nie daje się zbić z pantałyku. Odpowiada z niczym niezmąconą pewnością siebie.

„Jeszcze usłyszysz o hobbitach, Panie Elfie! Jestem mały, ale czuję się teraz wielki jak każdy z was.”

A potem roni łzę.

„Od każdego coś dostałem. Klucz, który pozwoli przedostać się do twierdzy. Pancerz, który uczyni mnie niewidocznym. Chustę, która powie mi czy misja się powiodła. Wszyscy wierzycie, że mi się powiedzie!”

Uparty jak hobbit

Elladon wyciąga niemal przezroczysty pergamin i zdobione klejnotami pióro. Atramentem kreśli zamaszyste, piękne litery. Gdy powróci do Rivendell, Elrond dowie się o niezwykłym stworzeniu niskiego wzrostu, godnego zaufania samego księcia elfów.

Wkrótce Bob opuszcza Sanktuarium, nie zważywszy na przestrogi swej matki, matrony Primuli Maggot. Uparty syn nie posłucha matki i pójdzie sam do Dwimmerhorn.

Nie sam, gdyż dołącza do niego Nob. Choć wcześniej zarzekał się, że nigdzie nie pójdzie. Nigdy nie zostawi młodszego brata samego.

Klejnot Lasu

Czas wtajemniczyć Elladona w odległe, ale nieuchronne plany ataku na Dol Guldur. Posłaniec nie kryje zdziwienia, przecież Biała Rada już raz zaatakowała i wygnała Nekromantę. Czy to możliwe, że zastapiła go Czarownica z odległego Umbaru?

„Widziałem żołnierzy Umbaru walczących z Gondorem w czasach, gdy doradzałem Namiestnikom. Umbarczycy tworzą karne wojsko, ale są całkowicie wyprani z emocji. Radagast wyprawił się kiedyś na wschód i wrócił wraz z  jedną z nich. Ale Radagast twierdził, że ta kobieta nie żyje. Czy to na pewno ta sama osoba? Ludzie obcych kultur wydają się nam podobni do siebie.”

Eregasta tym razem pokazuje mu skazę na swej dłoni. Elf widział już ten znak na sztandarach wroga, jednak nie zna jego znaczenia. Samo studiowanie ich mowy może doprowadzić do szaleństwa. Elladon wyczuwa złą magię otaczającą znamię. Dotyka je. Eregastę przebiega dreszcz, podobnie jak Elladona. Po raz pierwszy ludzka kobieta wywarła na nim takie wrażenie. Nie domyśla się domieszki elfickiej krwi, a tym bardziej jej bliskiego pokrewieństwa z Erynem.

„Eregasto świecisz niczym wyjątkowy klejnot. Inni z twego ludu mogą mówić, że jesteś podobna do nich. Nie byłoby przesadą, gdyby powiedział to samo ktoś z mojego ludu.”

Eregasta pąsowieje. Elladon uśmiecha się i kontynuuje.

„Wielu z nas uważa, że ludzkie życie jest krótkie i nie warte uwagi. Tak, jest krótkie, ale jakże intensywne. Co z tego, że my elfy żyjemy dłużej, skoro płacimy za to wysoką cenę. Cierpimy na otępienie, które odbiera nam radość z patrzenia na świat.”

Eryn odpowiada.

„Wystarczy wyjść z granic. Piękno kryje się nie tylko we wnętrzach elfich pałaców.”

Arcyklejnot

Elladon im więcej słucha o Czarownicy, tym większego nabiera przekonania o jej potędze. Przyznaje, że Dol Guldur należy zaatakować i raz na zawsze oczyścić.

Udziela cennej rady. Wroga trzeba zaatakować niespodziewanie. Wojsko powinno wyruszyć tajnym Szlakiem Orophera, który swój bieg bierze od Pradrzewa. Choć to miejsce okupowane przez Taulera, to pająki można przekupić. Dzieci Ugolianty łase są na skarby. Żyją na tym świecie dłużej niż ktokolwiek i wspominają jego wspaniały, pierwotny blask. A niektóre skarby zachowały ten blask.

Eregasta pokazuje mu wspaniały, świecący, biały klejnot oprawiony w mithril. Jego blask silniejszy jest niż słońce, oślepiając nawet w jasny dzień.

Eryn znalazł ten skarb w grobowcu Isildura, jednak bał się pokusy. Bał się, że wzbudzi nim niekontrolowane pragnienie. Dlatego powierzył go Eregaście. Ale nie tylko Eryn i pająki pożądają takie skarby. Elladon pożądliwie wyciąga rękę po klejnot. Pragnie mu się przyjrzeć, dotknąć go…

Eregasta natychmiast go chowa. Elladon zasępia się. Przez cały czas udzielał swoich rad nie oczekując niczego w zamian. A teraz odpłacono mu brakiem zaufania.

Eregasta dolewa oliwy do ognia. Oczekuje od Elladona czegoś więcej niż same rady. Dla kogoś kto jest doradcą to zniewaga.

„Nie cenisz mych słów. Uważasz, że są niewiele warte.”

Usari nieudolnie próbuje uspokoić przybysza. Wspomina Hadrina i jego chciwość, która doprowadziła go do zguby.

„Porównywanie mnie do jakiegoś Hadrina świadczy o tym, że niewiele macie do czynienia z elfami. Zaoferowałem me moje słowa i moją radę. Ale wy wolicie rozmawiać z krasnoludami. Zatem udzielę wam ostatniej rady. Poślijcie po krasnoludów.”

Pożegnanie

Elladon nie udziela już żadnych rad, ale pozostaje w Sanktuarium jeszcze przez kilka dni. Elf oddziałuje na Eregastę w jakiś dziwny, kojący sposób i żal jej, że wkrótce odchodzi. Ostatniego dnia zjawia się przy niej i kładzie swą rękę na jej ramieniu.

Eregasta czuje, że coś dziwnego się dzieje. Spogląda na swą dłoń i widzi jak znamię całkowicie znika. Po chwili pojawia się na dłoni Elladona.

„Moc stworzenia silniejsza jest niż czary i ułudy. Poniosę to brzemię za ciebie. To elficka klątwa o wielkiej sile. Niech poczuję to, co czułaś przez ostatnie miesiące. Jeszcze się kiedyś spotkamy, ludzka kobieto.”

Elladon opuszcza Sanktuarium w niewiedzy. W niewiedzy, że ludzka kobieta w połowie jest elfką.

Nic się nie zmieniło

Również drużyna żegna się z Sanktuarium i wyrusza na wschód.

Czy podróżować Jagodowym Szlakiem na zachód czy na wschód, Cień Dol Guldur zagraża równie mocno. Podróżni stąpają po dywanie wijących się, czarnych robaków. Muszą omijać martwe drzewa. Ciszę burzą okrzyki, wrzaski, echa. Mrok nie pozwala odróżnić dnia od nocy. Powietrze stoi. Kierunki świata zmieniają się. Ktoś patrzy. Ktoś czai się za plecami. Grube pajęczyny lepią się do ciała. Czarne dzioby wystają zza gałęzi. Mroczna Puszcza przeraża i zwodzi.

To nie jest tak, że Jagodowy Szlak umożliwia bezpieczną podróż. Mroczna Puszcza jest tym samym miejscem co przed powstaniem Jagodowego Szlaku. Jego założyciele dawno tędy nie szli. Teraz mogą sami poczuć się jak podróżni, zagrożeni z każdej ze stron.

Zasadzka

Nagle z oddali słychać rżenie konia. To Walderyk umyka przed zagrożeniem. Walderyk, estarling, handlarz koni poznany w Siedliszczu. Zainspirowany przez drużynę do podróży ich szlakiem. Podróży, która wkrótce zakończy się jego śmiercią.

Zza drzew wychylają się bandyci!

Łuk Eryna śpiewa pierwszy. Przyczajony drzewie zbir jeśli nie umiera w chwili trafienia, to chwilę później, po upadku na ziemie. Eregasta wcześniej wspięła się na drzewo, by rozejrzeć się po okolicy. Wtedy nie zauważyła napastnika, a on nie zauważył jej. Teraz zsuwa się po pniu, z impetem wbijając ostrze w głowę zaskoczonego przeciwnika. Martwy odpada od pnia.

Eryn nakłada kolejną strzałę, ale nie wypuszcza jej. Mierzy do ich herszta. Ten dopada do Eregasty i rani ją. Ból promieniuje na całe ciało. Ostrze było zatrute! Napastnik uśmiecha się, jakby już tryumfował. Wykrzykuje potok niezrozumiałych słów, niezrozumiałych poza jednym – „Eregasta”. Rozpoznano ją! Pozostali bandyci rzucają się na nią.

Eregasta chwiejąc się ledwo unika ciosów. Wie, że kolejne trafienie będzie dla niej śmiertelne. Eryn żałuje, że zwlekał. Błyskawicznie wypuszcza strzałę. Mija wielką tarczę i grzęźnie w udzie herszta. Odpowiadają mu strzały tamtych, jednak wszystkie wbijają się w pień. Usari toruje sobie drogę do Eregasty i zasłania ją przed kolejnymi ciosami. Grad ciosów spada na niedźwiedzia bardziej go rozwścieczając niż raniąc. Beorning odwija się i powala dwójkę zbirów. Eryn zabija tych za plecami Eregasty. Eregasta zyskuje nieco przestrzeni do ataku. Chce się odpłacić temu, który ją ranił. On nie spodziewa się, że Eregasta jeszcze się podniesie. A ta nie tylko wstaje, ale wykrzykuje „Jestem Eregasta Ognista!”. W oczach swego przeciwnika widzi strach. Podnosi tarczę zbyt wolno. Topór rozłupuje mu głowę. To kończy walkę.

Jednemu udaje się zbiec, ale jednego obezwładnić. Ogłuszony jeniec i ranna Eregasta lądują na koniu Walderyka. Estarling ledwo przeżył tę walkę, ale kolejna będzie jego ostatnią. Póki co towarzyszy drużynie w drodze dalej na wschód.

epilog

Dzień drogi dzieli podróżnych do końca. Ale dzień drogi w Mrocznej Puszczy to bardzo, bardzo długo. Nadzieja, że uda się dotrzeć do jej kresu niejednego już pozbawiła życia.

Eregasta kołysze się na koniu i czuje jak czarna trucizna wysysa z niej resztkę sił. Mroczna Puszcza przemawia własnym głosem, ale ten szum słyszy tylko Eregasta.

„Widzę cię.”

Nagle czuje, jakby ktoś inny patrzył przez jej oczy. Ale jednocześnie ona patrzy przez oczy tego kogoś.

Eregasta widzi czarną postać, która stoi przed mapą poznaczoną punktami. Widzi sztylety wbite w Rhosgobel. Czy to tam zaatakują?

Postać nagle wykrzykuje do swoich w mrocznej mowie.

„Powiadomcie Go! Znalazłam ich! Jest ich tylko czwórka! Musicie ruszać! Pospieszcie się!”

Kobieta spogląda na Mroczą Puszczę z wysokiej wieży. Ale to nie jedna z wież Dol Guldur ani nie Wzgórze Tyrana. To miejsce jest znacznie, znacznie bliżej punktu, w którym znajduje się teraz Eregasta.

Widać wysokie czarne blanki i bramę. Brama rozwiera się i stojący na baczność, wyprężeni wojownicy ruszają równym krokiem. Spomiędzy nich wypada czarny jeździec na czarnym rumaku. Pędem rusza wprost w ciemność. Przed nim Mroczna Puszcza wydaje się rozstępować, jakby las był jego sługą.


Komentarz prowadzącego (kadu):

To pierwsza z dwóch sesji, które rozegraliśmy na wyjeździe w Wólce, gdzie Tomek (koso) ma swoją, ze tak powiem, daczę. Jest to super miejsce do grania w erpegi. Domek z dala od cywilizacji, wokół las pełen grzybów; jest kominek w głównym pokoju i nikt nie przeszkadza. Nic, tylko przyjeżdżać i grać. To tutaj zaczęła się nasza kampania. Teraz, po roku, powróciliśmy, żeby pyknąć dwie sesje, niczym Gandalf kółka z fajki.

I najwyraźniej to miejsce ma swoją magiczną moc, bo to pierwsze spotkanie zaczęło się spokojnie, ale zakończyło zaiste wybuchowo. Ale zacznijmy od tego, że jeszcze przed nim gracze założyli sobie grupę na facebookowym messengerze i podczas dyskusji poddali pomysł, by na najbliższych sesjach udać się do Grodu na Obrzeżu lub Siedliszcza. O ile to drugie przewidywałem, to to pierwsze było trochę zaskoczeniem. W dodatku w głuszy okazało się, że wiatr nie zawiał w naszą stronę Internetu, więc nie miałem dostępu do swoich google-drive;owych notatek. Nic to – pomyślałem, rozpisując elementy do gry na dwóch A4, jak za dawnych czasów. To jest kampania, w której prym mają wieść gracze, to idziemy tam, gdzie chcą. I w efekcie ruszyliśmy do Grodu na Obrzeżu.

Zanim ruszyliśmy postanowiłem jednak wprowadzić trochę zmian w strukturze kampanii. W TORze BG wyprawiają się w różne miejsca i spotykają się z patronami – znacznymi osobami, które często zlecają im następne misje. Ale my jesteśmy już daleko w kampanii, postacie wiele dokonały, więc postanowiłem zmienić nieco ten układ. To prawda, było spotkanie z elfickim posłem, które rozegrałem jak spotkanie z Patronem. Ale BG mieli też zasmakować tego w drugą stronę – to oni byli patronami dla swoich ulubionych BNów i to oni wysyłali ich na misje!

Już wcześniej w tej kampanii miałem podbudowę pod takie zagranie. Eregasta stworzyła Eremedium i powiedziałem, że schodzą się tam ludzie, którzy o niej słyszeli (wzrastające Standing) i chcą jej służyć. Poprosiłem Gosię, by wymyśliła takich BNów i tak powstali dzicy hobbici z Pól Gladden – Bob i Nob. Teraz poszliśmy o krok dalej. Garsendis, która przeszłą drogę z wrednej przeszkody do wiernej służki, została wysłana z misją rozwalenia od środka bandy Mogdreda. Zaś Bob, dzielny i zaradny hobbit, ruszył ponownie do Dwimmerhorn z zamiarem uleczenia i wykorzystania czarnej mazi przeciwko wrogowi.

Ta druga wyprawa – którą zaplanowałem i rozegrałem tak, żeby była pierwowzorem późniejszego wyboru hobbitów na powierników Pierścienia w Rivendell – wyszła szczególnie zacnie. Zauważyłem, że każdy z BG coś Bobowi dał i dałem na to światło. Wspaniała scena, chyba najlepsza na tej sesji.

Zresztą agentów Eregasty było tu więcej. Był np. wywalczony przez BG testami Cilderyk Chodziarz, przyjaciel Baldaca, uczeń Fridwaldy Biegaczki (znanej z wiecu leśnych ludzi).  BG przeciągnęli go na swoją stronę i mianowali go pierwszym przewodnikiem przez Jagodowy Szlak. Powstał też symbol przewodników – płomień wewnątrz kształtu liścia. Ale Cilderyk został śmiertelnie trafiony strzałą w zasadzce Easterlngów i zmarł nie doczekawszy końca sesji, na której po raz pierwszy się pojawił).

Podobną rolę mógł potencjalnie odegrać Easterling Walderyk – ta postać to BN spotkany w Siedliszczu i zachęcony przez BG, by przebył konno Jagodowy Szlak. Ale o zginie na następnej sesji.

Wróćmy do postaci elfickiego posła – Elladona. Wprowadziłem go, żeby pokazać, że działania BG nie pozostają niezauważone i żeby trochę pograł z Erynem. Dałem mu tylko 1 punkt Tolerancji, ale Usari ma zdolność specjalną, która sprawia, że rośnie to o 3, do 4. TOR rozgrywa takie spotkanie w taki sposób, że można z takim patronem rozmawiać aż nie zda się tylu testów, ile wynosi jego tolerancja. Ja rozgrywam to trochę inaczej.

Mianowicie jawnie pokazuję ile tolerancji ma przybysz, ale odejmuję z niej punkt także za zagrania fabularne. Ktoś mówi coś, co może obrazić posła – minus jeden Tolerancji. Gracze brną w to, co powiedzieli? -2. W efekcie Tolerancja Elladona zeszła w 3/4 w wyniku wypowiedzi, które uznałem za irytujące elfa. Ale zanim odszedł Elladon zdołał sporo namieszać.

Tutaj była mała kontrowersja, bo Eregasta użyła swojej cechy Śmiała/Bespośrednia, żeby coś odpyskować elfowi, a ja uznałem, że mogę to uznać za ruch za -1 tolerancji. Potem rozmawialiśmy, że jak to, cecha daje minus zamiast automatycznego sukcesu? Ale ponieważ są cechy, które brzmią negatywnie, to uznaliśmy, że jest to OK.

To nie była jedyna taka sytuacja na tej sesji. Od dawna traktuję przegrane testy z okiem Saurona jako krytyczne porażki. W trakcie walki (na tej lub następnej sesji) dzieliłem też inicjatywę nie jak każe podręcznik „my – oni”/”oni – my” tylko „my – oni – ci z nas, którzy byli zaskoczeni”. I inne…

Tę sesję tak naprawdę zrobiły nam jednak rzuty kośćmi. W drodze do Grodu na Obrzeżu zaplanowałem potyczkę z Easterlingami – sługami złego (w intrze Czarownica mówi, że przejmuje inicjatywę i to jest tego konsekwencja). W momencie rozpoczęcia potyczki wydawało się, że graczom pójdzie gładko – drużynowy elf zabił jednego z łuczników przeciwnika. Ale chwilę później miałem niesamowitą serię rzutów i w efekcie zginął towarzyszący drużynie BN, Eregasta została zraniona (dokładnie – zatruta), a BG dostali kilka ostrych razów. Zasadzka w Mrocznej Puszczy wyszła tak niebezpiecznie, jak powinna wyjść, a emocje sięgnęły zenitu.

Tym razem BG mieli fuksa i nikt nie zginął. Gracze nie wiedzieli, że używałem statystyk banitów z jednej z przygód z podręcznika Tales from the Wilderland – goście mieli cechą No Quarter, która oznacza próbę dobicia powalonego przeciwnika. Mogło zatem być bardzo krwawo.

Magia kości objawiła się po raz drugi pod koniec sesji. Eregasta użyła swojej specjalnej zdolności, która umożliwia jej zeskautowanie okolicy. Przed rzutem powiedziałem, że jeżeli będzie miała pecha i oko Saurona, to sama zostanie zauważona przez magię wroga. I jeb! Tak właśnie się stało. Zakończyłem więc sesję opisem wieży nieopodal (wspominanej już przeze mnie wcześniej, ale dotychczas ignorowanej/zapomnianej przez graczy) – wieży, z której za graczami rusza mroczny rycerz. Jedno słowo, a tyle emocji. Nazgul!

No, to był cliffhanger kampanii, trzeba to przyznać. Graliśmy po południu, więc zrobiliśmy przerwę na ognicho i kiełby, ale nie długą, bo żarty z Eregasty, że zginie na początku następnej sesji (była już Poisoned, czyli mechanicznie to samo co Wounded) zaczęły się robić nie do zniesienia :-) Ale o tym jak to wyszło i czy Eregasta przeżyje następną sesję poczytamy w następnym raporcie :-)

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.