Drużyna powraca z wyprawy. Czas przezimować w bezpiecznym schronieniu, które sami wybudowali. Odpoczynek nie trwa jednak długo, gdyż obowiązki wzywają – odbudowa Rhosgobel, zdobycie broni oraz pozyskanie sojuszników, by już wkrótce zadać ostateczny cios wrogowi.
drużyna
Gosia – Eregasta – Kobieta Lasu, która przyjęła elfickie dziedzictwo i elfickie imię Nauriel
Andrzej – Sealion Haradan – pochodzący z Haradu, czarnoskóry Strażnik Północy
Tomek – Usari – Beorning, półkrwi Człowiek Gór, zwycięzca Bitwy pod Dwimmerhorn
w poprzednim odcinku
Leśni Ludzie zwyciężają pod Dwimmerhorn, ale ich arcywrogowie umykają. Co gorsza, zabierają ze sobą duszę Eryna.
intro
Hilduara, młoda bard Ludzi Lasu, postanowiła zanieść wieść o wielkim zwycięstwie.
Malutka chata ukryta pomiędzy wzgórzami tak, by stwory nie miały zbyt wielkiej szansy jej zauważyć. Niski komin i maskowany piec, rozpalany z rzadka. Ludzie, którzy zdecydowali się osiedlić w Dolinie Anduiny muszą być bardzo ostrożni. Ale wędrownego barda przyjęli w gościnę. Dookoła widać pełno zwierząt, nie wiadomo jak mieszczą się w już i tak ciasnej izbie. Ale to dzieciaki stanowią najważniejszą publiczność, one wsłuchują się w każde słowo opowieści.
Hilduara opowiada o wyprawie, w której brał udział jeden z nich, wezwany przez Fritwaldę Biegaczkę mocą dawnych przysiąg. Człowiek Lasu, jak o sobie mówił, lecz od dwóch pokoleń żyjący w Dolinie Anduiny. On, pojedynczy wędrowiec, który zagląda właśnie przez okno do środka, niedostrzeżony przez domowników. Nasłuchuje coraz to wznioślejszych słów barda.
„…i wtedy wielki Usari, w którego żyłach płynęła krew Ludzi Lasu zmieszana z krwią Beorningów, pierwszy zakrzyknął do walki i pierwszy poprowadził szarżę. Wiedzieliśmy, że musimy uderzyć na zamczysko, by pokazać tym stworom co warci są Ludzie Lasu.”
Nagle drzwi do chaty otwierają się i wędrowiec, który wcześniej przysłuchiwał się przez nieszczelne okno, spogląda na nich, twarz ma zmęczoną, na plecach wór, a w nim kosztowności wywalczone pod Dwimmerhorn. Spogląda na Hilduarę i już ma zaprzeczyć jej słowom, przedstawić prawdziwą wersję wydarzeń, ale Hilduara spogląda na niego i piorunuje go wzrokiem.
Powracający do domu wiarus spogląda na swoje dziatki oczarowane opowieścią, zdając sobie sprawę co bard chce tu osiągnąć. „Nikogo nie obchodzi jak było naprawdę, stary głupcze. Słowa pieśni tworzą rzeczywistość, a bard tak je komponuje, by świat był lepszy”.
Beorningów czeka jeszcze długa droga do Rhosgobel. Usari w czasie popasu kończy konstruować podparcie dla rannego druha. Dla tego ta wojna już się skończyła. Zagaduje Usariego.
„To jak Usari, zostajesz z nami w Rhosgobel? Już nie mamy do udowodnienia. Wygraliśmy bitwę. Jak nasz pan Beorn możemy osiąść na stałe i strzec swego leża. Czyż nie po to walczyliśmy?”
Usari nic nie odpowiada, skoncentrowany na pracy albo nie chcąc rozczarować kompana. Ale w głowie pojawiają mu się trzy twarze. Twarz tego, kto był mu bratem, ale zdradził. Nie wygląda już jak człowiek, ale jak bestia, którą dosiada. Następnie twarz tego, który zabił mu przyjaciela. Wygląda jak kpina z elfiej urody, o szpiczastych uszach, ale zielonej skórze. I wreszcie twarz, którą widział jako ostatnią podczas bitwy, nim padł nieprzytomny. Huska, Dribba i Ghor. Póki oni panoszą się po tym lesie, on nie zostanie w Rhosgobel.
Dagald spogląda na pozostałych najemników. Choć obrzydliwie bogaci, to też potwornie zmęczeni i zdezorientowani. Droga do Siedliszcza wydaje się nie mieć końca i kluczyć na tych przeklętych bagnach. I jeszcze te mgły…
Czuje, że z poranną mgłą coś się tutaj zmieniło. Może postój tutaj to jednak był błąd? Jego ludzie nie chcieli stawać blisko rzeki, zza której nie widać niczego. To tu pechowo zginął Tealion o włosach białych jak mgła. Dagald nie wierzy w przesądy, ale teraz sam nie wie…
Kiedy czółna z najemnikami przepływają przez rzekę, wyjątkowo cichą i spokojną tego poranka, wydaje się, że są bezpieczne i niewidoczne w tej mgle. Ale ta mgła kryje o wiele więcej… Gdy pierwsze strzały dosięgają najemników, ktoś rozrywa ciszę swym krzykiem.
„Za co?”
Lecz odpowiedź nie nadchodzi. Być może strzelcy nie znają mowy ludzi, bo są to elfy, komando pod dowództwem Galiona. Najemnicy krzyczą przerażeni. Nie wiedzą kto ich atakuje. Nie widząc ilu jest przeciwników. W rzeczywistości o wiele mniejszy od nich oddział elfów jest w stanie rozdzielić ich na pół. Pokonać tych, którzy oddzielili się od reszty i odzyskać ukradzione skarby.
Dagald wskakuje w wodę i wielu potem powie, że utonął.
Leudast spogląda na pismo, które rankiem odnalazł przy swoim łożu. Zastanawia się, co też elfy mogą chcieć od niego. Bo jest to niewątpliwie pismo elfie. Nie zna słów, a mimo to potrafi wywnioskować ich znaczenie. Ostro nakreślone litery niewątpliwie wyrażają groźbę. Złoty atrament sugeruje, czego mogą żądać.
przygoda
Zgliszcza [Jagodowy Szlak]
Z Rhosgobel nic nie zostało. Wpierw spłonęło w czasie walk z banitami Morgreda, a potem spłynęło krwią podczas ataku Easterlingów. Beorningowie spoglądają na to pogorzelisko. To miejsce jest takie jak oni. Poranione, doświadczone walką, ale silne i gotowe, by przetrwać. Cień Usariego pada na nich. Tu za nim przyszli i z nim tu zostaną po kres swych dni. Jeden z Beorningów, okaleczony na bitwie, wygraża pięścią.
„Ja, bracia Beorningowie, nie zamierzam się stąd ruszać!”
Teraz cmentarzysko, jeszcze niedawno tętniąca życiem osada Ludzi Lasu i ich Czarodzieja. Widać teraz zawalone korytarze, które dawniej były sekretnymi tunelami Radagasta. Z jego zagajnika pozostały jedynie czarne kikuty drzew.
Knieja Zapomnienia [droga do Sanktuarium]
Droga z Rhosgobel do Sanktuarium prowadzi przez Czarne Jezioro. Teraz to miejsce stało się niedostępne, trzeba rezygnować z dobrej, wybrukowanej drogi, by szerokim łukiem ominąć okryte magią Sarumana miejsce.
Saruman rzucił potężny urok. Ukrył to miejsce przed światem, aby nikt nie zakłócał snu Radagastowi.
„Kto wejdzie w Knieje Zapomnienia nie tylko nie zostanie odnaleziony, ale i on zgubi swoje wspomnienia”.
Tylko pierwsza część tej przepowiedni jest prawdą. Ludzie przekazując sobie tak sensacyjne historie zawsze dodają coś od siebie.
Sealion po to przemierza świat, by odkrywać właśnie takie tajemnicze miejsca.
„Korci mnie, by to obejrzeć.”
Nie waży się jednak tam wejść.
Droga przez Mroczną Puszczę szybko daje się we znaki. Robi się zimno i to zimno jest przeszywające. Gdyby oblężenie Dwimmerhorn potrwało kilka tygodni, a może nawet tylko kilka dni dłużej, teraz zima zatrzymałaby wędrowców zmierzających do Sanktuarium.
Fatalnie dla siebie zadecydował orkowy dowódca, że wyprowadził swą armię na zewnątrz. W bezpieczeństwie zamkniętych nor, które orki i gobliny tak kochają, byłby panem sytuacji. Ludzie Lasu mieliby kłopoty na przeklętych, zimnych bagnach…
Kurhany i pnącza [Sanktuarium]
Wędrowcy docierają pod bramy Sanktuarium Smoczego Płomienia. Nowością są trzy niewielkie pagórki nieopodal palisady. Wzniesienia uczynione z przysypanych ziemią ciał przeciwników Sanktuarium. Kurhany po Bitwie o Sanktuarium wygranej przez Tarczowniczki Eregasty i dzięki odsieczy elfów.
Mieszkańcy Sanktuarium przyjmują wieść o upadku Rhosgobel z goryczą. Ze wspaniałej osady Leśnych Ludzi nic nie zostało. Za to na twarzy Eregasty po raz od Dwimmerhorn pojawia się uśmiech. Jej Sanktuarium przetrwało. Słusznie zadecydowała o pozostaniu Tarczowniczek w domu. Ale i to by było za mało, gdyby nie przybycie elfów z odsieczą. Eregasta miała nadzieję ujrzeć swego dziadka, podziękować mu za ratunek oraz przekazać straszliwą wieść o śmierci jego syna, ale elfy zniknęły równie szybko jak się pojawiły.
Ludzie Joara Ogrodnika pracują ciężko, wciąż nie mogąc uporać się z rośliną obrastającą las wokół. Gdy tylko wykarczują jakiś fragment, następnego dnia to miejsce znów jest zarosłe. Czy to magiczna roślina, czy przeklęta, ma się jeszcze okazać. Póki co dzień w dzień walczą z nią drużyny karczowników. Niektórzy mówią, że dopiero święty ogień może ją zwalczyć, ale bez przyzwolenia Eregasty nikt się nie poważy to uczynić. Wychodzi na jaw kto przywlókł ten chwast do Sanktuarium. Nie kto inny jak kupiec o zielonych włosach, który wcześniej rozprowadzał fiolki z Czarną Mazią w okolicy Czarnego Jeziora i Rhosgobel. Kolejny spisek wroga…
W Sanktuarium zaszły zmiany. Osada rozrosła się. Ludzie Lasu stanowią już tylko część mieszkańców. Miesza się tu wiele kultur z wielu stron. Już pół tysiąca ludzi osiedliło się w tym miejscu. I wszyscy oni przeszli Jagodowym Szlakiem.
Dom z Paleniskiem stał się niemal klasztorem. W środku bytują mnisi dopatrujący ognia. Miejsce to odwiedzają pielgrzymi z Esgaroth, Dale, a nawet samego Ereboru. Usłyszeli o ostatnim płomieniu Smauga i przybyli ujrzeć go raz jeszcze. Ogień z jego gruczołu, wyłonionego z ogromnego cielska na dnie jeziora. Tylko tutaj udało się użyć jadu, by na nowo rozniecić smoczy ogień. Sanktuarium Smoczego Płomienia… Wszyscy, którzy doświadczyli gniewu Smauga lub tylko o nim słyszeli, postanowili przybyć w to miejsce.
Medaliony [Sanktuarium]
Od poprzedniej wizyty Eregasty, w Sanktuarium wciąż formułują się grupy podróżnych Jagodowym Szlakiem, prowadzone przez przewodników z jej medalionem na szyi. Jednakże Czarownica wyznaczyła nagrodę za głowę każdego z tychże przewodników. Za noszone przez nich znaki płomienia zamkniętego w liściu płaci czarną monetą. Gdy tylko ktoś chce skrzywdzić przewodnika, zaraz jak na zawołanie pojawia się u jego boku Czarny Jeździec. W ten sposób wydaje na niego wyrok. Krew przewodnika plami Jagodowy Szlak. A Czarny Jeździec zjawia się niezawodnie. Przemieszcza się konno przez Mroczną Puszczę tak szybko, jakby była kilkukrotnie mniejsza niż w rzeczywistości.
Usari, jakby na przekór temu, postanawia wykonać jeszcze więcej takich medalionów. Do każdego ściętego drzewa wokół wzgórza, na którym leży Sanktuarium, Usari i podchodzi i kładzie na nim swą rękę. Z nich tworzy symbole.
„Z tego drwa powstanie znak. Znak Jagodowego Szlaku. Niech zostanie zapamiętany.”
Eregasta Ognista, władca Sanktuarium Smoczego Płomienia, błogosławi drewniany dysk w ogniu Smauga. Opalony ogniem Sanktuarium amulet zawiśnie na szyi każdego mieszkańca Sanktuarium, nie tylko u przewodników. W ten sposób Czarny Jeździec nie może polować na wybranych. Musiałby zaatakować Sanktuarium i zabić wszystkich.
Wieści napływające ze wschodu [Sanktuarium]
Ze Słonecznego Grodu, wraz z Rohirrimami powracającymi przez Jagodowy Szlak do Doliny Anduiny i do Siedliszcza, napływają wieści.
Pod wodzą czarodzieja Sarumana oraz przywódcy grodu Lejknira syna Lifstana jesienią przeprowadzono bez mała działania wojenne przeciwko Easterlingom. Wieża na bagnach została zdobyta, a wielu dzikich służących Zimraphel zginęło.
Tyle że konie Rohirrimów na wiele się nie zdały. Wieża otoczona była potrójnym ostrokołem, o który rozbijały się konie. Dookoła bagna, w których konie grzęzły. A w Wieży nie było skarbów. Synowie Heregfary przepełnieni są goryczą. Ich wyprawa na wschód na Czarną Wieżę nie przyniosła im tylu korzyści, co tym, którzy wyprawili się na zachód na Dwimmerhorn. Straty jakie ponieśli nie zostały okupione skarbami.
To Saruman zdobył Wieżę. Biały Czarodziej wszędzie był pierwszy. Znał sposoby. Czynił czary i cuda, o których się nie śniło. Jego atak zmusił czarownicę do ucieczki.
Dalsze wydarzenia rozegrały się pod Sanktuarium. Czarownica była pewna, że ta garstka sił i jej sztuczki wystarczą. Nie spodziewała się takiego oporu. Nie spodziewała się elfów. Nie wiadomo co się z nią stało po ataku na Sanktuarium, w którym wytraciła resztę swych ludzi.
Dziwy [Słoneczny Gród]
W Słonecznym Grodzie Sealiona przyjmuje Imnahar, zastępujący wodza na czas jego nieobecności. Imnahar nie ma magicznego oręża, po który przybył Sealion. Umówił Sealionowi spotkanie z handlarzem w Mieście na Jeziorze.
Sealion spędzi jednak chwilę w Grodzie, nim ruszy w dalszą podróż. Chętny jest wysłuchania wieści o ataku Sarumana na Zimraphel. Imnahar opowiada mu o skarbach tam znalezionych.
Saruman pozabierał wiele rożnych dziwnych znalezisk z Wieży. Papierzyska, malowidła, portrety… Wiele było tych rzeczy. Niektóre kazał od razu pochować w jego tobołach, gdyż były przeklęte. On sam tylko był w stanie wytrzymać ten widok. Malowidła patrzyły się, ruszały się, próbowały wciągnąć do swego wnętrza.
Saruman udał się za swoimi sprawami, nie wszystko był w stanie udźwignąć. Zostawił kilka malowideł na przechowanie.
Takie malowidło może wiele powiedzieć o nieprzyjacielu. Gdyby znaleźć tego, kto maluje dla Czarownicy można by lepiej poznać ją samą. Sealion pochodzi z ludu, z którego pochodzi ta niegodziwa kobieta, która wyrządziła tak wiele zła. Tak wiele zła wniosła na ziemie Ludzi Lasu. Być może Sealion jest w stanie obrócić jej wytwory przeciwko niej samej. Gdyby tylko mógł obejrzeć ten obraz…
Sealion zauważa dziwne zachowanie Imnahara. Kowal nie pamięta rzeczy, które powinien był pamiętać, jak chociażby ostatni wiec, na którym osobiście reprezentował Gród. Na zamku jest zupełnie sam, nie ma ani Lifstana, ani jego żony, coś tajemniczego tutaj się dzieje.
Przyczyną niepokojów w Słonecznym Grodzie staje się sam Sealion, który pochodzi z tych sam stron co Zimraphel. A skoro wygląda jak czarownica, to musi być jej sługą. I szybko roznosi się plotka, że wysłannik czarownicy paktuje z Imnaharem. Gdy Sealion próbuje przekazać Hermesildzie list od Usariego, jej gwardziści wdają się z nim w walkę. Ginie towarzysz Sealiona, Jokel. Hermesilda ze strachu przed rzekomym emisariuszem czarownicy umyka z Grodu. W jej opuszonej kryjówce Sealion znajduje jedno z malowideł, jakie Saruman odnalazł w Wieży. Musiało ją zainteresować tak jak Sealiona.
Odbudowa [Rhosgobel]
Usari powraca z Beorningami do Rhosgobel. Stawiają pierwszy, malutki dom z bali, aby w nim przezimować. Usari wznosi też Nowe Eremedium, jako zwieńczenie swej wyprawy do Dwimmerhorn. Uleczenie Matki Roju było dla niego najważniejszym celem. Udało się to za sprawą Eregasty i Eremedium właśnie. Usari wierzy, że gdy Eregasta ujrzy nową pracownię, jej serce na chwilę zapomni o smutku po stracie Eryna, Noba i Radagasta.
Eregasta zawsze żyła na uboczu Leśnych Ludzi, na skraju Rhosgobel, uważana za odmieńca. Teraz jej chata stanie na samym środku odbudowanej osady. To będzie najważniejsze miejsce. Miejsce, na którym stał roztrzaskany tron Ingomera Łamacza Toporów, który to swą magią dziadek Eregasty, Thranduil, przemienił w okazały tron godny elfickiego króla.
Dzikie pnącze [Sanktuarium]
Eregasta zauważa, jak w niej samej zachodzą zmiany. Jej wygląd nie zmienia się, a jednak jej ciało zareagowało na spotkanie z elfickim królem i na to czyją córą mianowała się na wiecu. Obserwuje rzeczy, które wcześniej się jej nie zdarzały. Wchodzi w śnieg, ale nie zapada się. Joarowi zdarza się nieopatrznie pójść za nią i wpaść po pas. Wystarczy jej o wiele mniej pożywienia, by się posilić, za to dobre wina smakują jej bardziej. Czuje się lżejsza, swobodniejsza. Drzemie w niej mistyczna, pradawna moc. Elficka część jej jaźni, jeszcze tak słabo poznana, ledwo co się manifestuje. Należałoby ją w jakiś sposób poznać, okiełznać.
Taką samą tajemnicą dla niej pozostaje zagadka dzikiego pnącza wokół Sanktuarium. Przypomina sobie swe mistyczne połączenie pomiędzy nią, a dywannikiem pod Dwimmerhorn. Gdy obcuje z pnączem wokół Sanktuarium wyczuwa coś podobnego, a jednocześnie innego. Tamta roślina była uśpiona i potrzebowała elfiej pieśni, by się przebudzić. Magia tej rośliny również wydaje się być uśpiona. Jakby ten roślinny mur drzemał sobie niczym pies na progu domostwa.
Eregasta wyjmuje kryształ, by zobaczyć jak roślina zareaguje. Światło kryształu jest zimne, roślina jest zmarznięta, ich pieśni nie łączy się ze sobą. Za to Joar Ogrodnik z podziwem spogląda na skarb. Chciałby, aby i on spoczął w Sanktuarium i przyciągał wizytatorów, tak jak Smoczy Płomień. Niektórzy traktują takie przedmioty z nabożną czcią. Takie przedmioty mają też swoją legendę. Nimb tajemnicy roztoczyłby się nad tą osadą. Powstałby precedens, kolejne skarby trafiłyby do tego miejsca. Skarbca… Eregasta chowa kryształ, przerywając marzenia Joara.
Podróż do Serca Lasu [Mroczna Puszcza]
Eregasta znajduje list zapisany złotym atramentem. Wyznaczono w nim miejsce i czas – Serce Puszczy równonocą. Eregasta trzymając pergamin wyczuwa zapachy. Ciepłe schronienie, zamknięte przed mrocznym lasem. Ręka króla, wznosząca srebrny kielich wypełniony czerwonym, bogatym winem. Słyszy głos „dawno już nie pisałem w tym języku” oraz odpowiedź „nie przejmuj się, przyjdzie czas, w którym nauczymy ją naszych zgłosek”. Wrażenie jest ulotne jak delikatne może być wspomnienie czy marzenie senne. I jak ulotny jest atrament, który zniknął zaraz po przeczytaniu. Eregasta kreśli jagodowym atramentem listem, a w jego wnętrzu płomyk i oddaje ptasiemu posłańcowi.
Eregasta, planując podróż na północ, wyciąga przedmiot, który niczym najcenniejszy artefakt od początku jej wyprawy ma ze sobą – własnoręcznie nakreśloną mapę Jagodowego Szlaku, jego kamień węgielny i konstytucja. Są tam późniejsze dopiski i znaki poczynione przez Radagasta podczas wspólnej wyprawy do Dol Guldur. Eregasta wiele by oddała, by wrócić do tamtych dni, choć tak bardzo niebezpiecznych, to pod okiem jej Mistrza… Wtedy też odkryli Szlak Orophera, jej pradziadka, który prowadzi do Serca Lasu.
Teraz jednak wiedza o dawnym elfickim szlaku jest zupełnie bezużyteczna. Dookoła niej porasta ta nieprzebyta roślina, którą nieopatrznie zasadził Joar Ogrodnik. Ona maskuje przejścia, jest jak agresywny krzew. Eregasta musi się na niego wspinać, mocować się z nim, nie pozwolić uwięzić, rozpychać, przeć na przód i nie cofać się. Gdyby to był ktokolwiek inny, prędzej czy później zgubiłby się w tym gąszczu, utknął w śmiertelnym labiryncie. I nikt nigdy by go nie zobaczył. Ale w liście od elfów było napisane „zaufaj Sercu Lasu”. Gdy Eregasta mija pierwsze trudności, to nie ona, ale roślina poddaje się, ustępuje przed nią. Nieprzebyta dla innych knieja, przed nią musi skapitulować. Gdy Eregasta wspina się na jej grzbiet, roztacza się przed nią widok puszczy obrośniętej pnączem niemal po horyzont. Podróż do celu zajmie nie dni, a tygodnie. Nie tylko roślina, ale i topniejący śnieg stanowi wyzwanie. Wówczas i roślina odtaje i stanie się bardziej żywa, wybudzona z letargu, stawiająca opór już nie bierny, a czynny. Eregasta nie rezygnuje z wyprawy. To ona zainicjowała spotkanie z elfickim królem. Nie może go zawieść. Nie może pokazać, że nie trafiła do Serca Lasu.
Po drodze mija zamarznięte pajęczyny, misternie wykonane struktury z lodu i nici. Gdzieś w oddali słyszy odgłosy stworzeń, które się kotłują. Wkroczyła na ich teren, ona jest tu intruzem. Wkraczając nań, rzuciła im wyzwanie. Ostatecznie jednak żaden z pająków nie podchodzi do niej.
Spotkanie z elfickim królem [Serce Lasu]
Równo w równonoc dociera do kresu. Gąszcz wydaje się być ciepły, tętniący życiem, lekko zgniły. W jego środku starożytne drzewo, które okazuje się być elfickim talanem. Spomiędzy gałęzi wyłaniają się dwa tuziny elfów. Kłaniają się jej z grzecznością i szacunkiem. Ubrania mają nieskazitelne, jakby witały ją u siebie w pałacu, a nie po wędrówce, którą i one przecież musiały tu odbyć. Czy to wiatr ich tu przyniósł, chociaż nie mają skrzydeł?
Galion wychodzi jej na powitanie. Gdy ostatnim razem go widziała, był bardzo stary. Teraz wydaje się niemal przezroczysty, a puszcza prześwituje przez niego. Zapadł się w sobie i wygląda jak widmo.
„Blisko jesteśmy pajęczego leża, ale czasem musimy im pokazać, kto jest władcą puszczy.”
I gdy Galion mówi o puszczy, używa jej pierwszej nazwy, Stary Zielony Las. Wokół niego widać jak przebiśniegi bujnie rozkwitają. Czy to efekt pojawienia się elfów, czy wiosna już wraca, a one tylko wykorzystały ten efekt do zrobienia lepszego wrażenia? Gdzieś w oddali słychać szelesty, jakby pająki były blisko, ale nie odważyły się podejść.
Jakby za sprawą czaru pojawia się wspaniały elficki król. Gdy spogląda mu w oczy zauważa, że płakał. Wieść już do niego dotarła. Eregasta opowiada o swej pieśni z Erynem i o dywanniku. Thranduil zna tę roślinę.
„To ja zasiałem tę roślinę dawno, dawno temu jako wspomnienie ludzkiego króla, naszego sojusznika podczas wojny. Jej wzrost jest wyjątkowy. Ona zmienia się. Zmienia swą strukturę. Na pamiątkę dnia, gdy nastąpiła jego śmierć. Jeden dzień w roku. Ty byłaś w stanie okiełznać jego moc. Szkoda tylko, że to nie ocaliło mego syna. Walka toczyła się o rzeczy, które należą się nam. I to my znów zapłaciliśmy największą cenę. A na nasze skarby łapę położyli niemal wszyscy. Galion wystosował ultimatum Leśnym Ludziom. Jeżeli je oddadzą, zapewnimy im bezpieczeństwo. Ale nie chce słyszeć o kolejnym wiecu Leśnych Ludzi rozkradających nasze bogactwa.”
Eregasta przypomina sobie co jej ojciec mówił o skarbach. Jak bardzo zmienił postrzeganie tego, co skarbem jest w rzeczywistości. Kto nim jest.
„Nie po skarby udał się mój ojciec do Dwimmerhorn, nie o skarbach ja przybyłam tu rozmawiać.”
Thranduil na moment lekko uśmiecha się.
„A jednak masz ze sobą ten, który nosisz blisko swego serca i nigdy się z nim nie rozstajesz. Rozumiesz jak cenny jest. To o wiele więcej niż pamiątka po Erynie. Ale każdy dostrzega wewnątrz klejnotu to, co podpowiada mu życie. Dla ciebie to będzie jedna rzecz, dla ludzkiego króla inna.”
Eregasta chce dać klejnot Thranduilowi, ale ten pozwala jej zachować go. Eregasta opowiada Thranduilowi co stało się z duszą jego syna. Jak została zbezczeszczona przez zaklęcie goblińskiego szamana, uwięziona w jego ladze. Przekazuje ostatnie słowo Eryna. „Przeznaczenie.” Thranduil wpada w złość.
„Te plugastwa odbierają nam wszystko. Udają, że mogą się posługiwać magią. Moją magią!”
Eregasta przypomina sobie, jak Eryn za pomocą samych słów uwolnił widmo elfickiego strażnika Dwimmerhorn. Czyżby Dribba zaklęcia nauczył się nie od Czarownicy, ale obserwując to miejsce, w którym tak długo zaklęty był elficki duch? Skradł elficką magię z Dwimmerhorn i obrócił ją przeciw jej stwórcom. Za jej pomocą zabrał ducha elfickiego księcia.
Gniew Thranduila jest wielki. Przebiśniegi dookoła niego więdną.
„Nie pozwolę, by mój syn… jego duch znajdował się w rękach tak podłej kreatury! Wnuczko Nauriel, zrobimy wszystko, by odzyskać ducha Eryna. Południe puszczy stało się dla nas pułapką. Ale jest to pułapka wejdziemy śmiało i zapłacimy cenę, którą trzeba zapłacić, by odzyskać to co dla nas najważniejsze. Nie może być tak, że samo ciało mego syna spoczywa pod Dwimmerhorn. Jego dusza nie może pozostawać w rękach tych plugawych stworów.”
W dalszych słowach Eregasta dowiaduje się, że Thranduil zmobilizuje wszystkie siły. Jeżeli trzeba zaatakować Wzgórze Nekromanty, elfy przyłączą się do ataku. Jednak w wojnie z niejasnym przeciwnikiem łatwo wygubić i największe siły. Thranduil już raz brał udział w ataku na Dol Guldur. Nie można znów wdać się w gierki złego. Trzeba mieć wpierw pewność gdzie ukrywa się Dribba i co knuje.
Dlatego zanim zbierze armię, pośle na południe swe najlepsze komando pod wodzą doświadczonego Galiona. Odnalezienie duszy księcia, którego niegdyś sam nauczał, to ostanie zdanie starego doradcy. Galion musi odnaleźć miejsca, które do tej pory były uśpione. Drzewa, które niegdyś były schronieniem. Ożywić puszczę, mimo oporu jaki będzie stawiać.
„Galionie, odprowadź mą wnuczkę do Sanktuarium. Ruszajcie chyżo. Czuję, że nici z gniazda poruszyły się. Nawet elfy nie są w stanie długo rzucać wyzwania pająkom.”
I rzeczywiście, pająki ruszają w pościg za nimi.
Tajemnicze malowidła [Słoneczny Gród]
Pierwsze malowidło to autoportret czarnej kobiety. Obraz jest uśpiony. Magia w nim zastygła, jakby czegoś tu brakowało.
Drugie malowidło przedstawia ruinę potężnej twierdzy na wysokim, nagim wzgórzu. Ten obraz nie jest uśpiony. Coś się na nim zdaje poruszać. Na szczycie jednej z czarnych wież widać czarne oko, które spojrzeniem podąża za Sealionem, gdy ten nie patrzy. Stojąc tyłem do obrazu Sealion czuje ciarki przebiegające mu po plecach i czyjś wzrok na sobie, mimo że w pobliżu nie ma nikogo.
Drugi z ruchomych punktów wydaje się być namalowany innymi farbami. Pojawia się i znika. Pojedyncza postać za każdym razem jest taka sama. To człowiek, mężczyzna. Wydaje rozkazy, krzyczy, strzela biczem i wtedy ruszają się inne postaci, wyglądają niechlujnie, jak ulepione z gliny lub jakiegoś błota.
Sealion wyszukuje podpisu twórcy malowideł. Symbol przedstawia Córę Klejnotu. Zimraphel. Symbol ten odnajduje na jednej z wież zamczyska.
Z każdym dniem Sealion widzi coraz więcej zła, które ona czyni. Zaczyna gubić się już w meandrach czarnej pajęczyny jaką tka nad tym miejscem. I trudno już mu wierzyć, że jest w niej jakiekolwiek dobro. Sealion nie wie, z czym się mierzy. Może to zadanie go przerasta. Jest tylko naiwnym głupcem, który nie przyjmuje do wiadomości, że zło należy zniszczyć, a nie starać się odmienić. Do tej pory wierzył, że w każdym nieszczęściu drzemie jakaś dobroć.
Niebezpieczny oręż [Miasto na Jeziorze]
Gdy smoczysko sczezło na dnie jeziora, wielu było takich, którzy byli w stanie wstrzymać powietrze na tak długo, by dotknąć jego łuski. Jak małe rybki, które są w stanie objeść mięso z kości, tak i oni obrali smoczysko. W ten sposób kilka lat temu do rąk Eregasty trafił gruczoł Smauga. Tak powstało Sanktuarium.
Smeadur pokazuje Sealionowi broń, którą będzie mógł walczyć z Nazgûlem. Zawieruszyło się podczas Bitwy Pięciu Armii. Taka broń jest więcej warta niż waga człowieka, który ją dzierży w zlocie. To oręże znaczy elficka magia, elfickie runy. Ostrze to tnie ciało, jak i duszę, materialne i niematerialne.
Sealion chwyta za miecz. W dotyku zimny i nienagannie wyważony. Lekkie i śmiertelne zarazem. Ciche i szybkie. Zgrabne i groźne. Gdy Sealion robi nim zamach, miecz wydaje z siebie nie świst, a wojenną pieśń. Gdy podnosi je do światła, runy mienią się rozmaitymi kolorami.
„Wspaniały oręż, ale bardzo niebezpieczny. Tak dla wrogów, jak i dla posiadacza. Okryty jedwabiem i schowany przed światem stanowi piękny okaz w kolekcji. Ale gdyby zacząć go używać z pewnością przykuje uwagę jego poprzednich właścicieli. Elfy zazwyczaj żądają zwrotu zagrabionych im skarbów. Ta broń jest naznaczona.”
Smeadur uśmiecha się szczurowato, obnażając kilka złotych zębów.
„To unikat. Tu się z tobą zgodzę. Ten, kto bierze go do ręki, bierze na siebie brzemię. Jednocześnie jednak takich eksponatów nie ma dużo. Możesz prosić elfickich kowali, by zrobili jeszcze jeden. Ale to elficki król kupuje od nas elfickie wino, nie słyszałem, by cokolwiek sprzedawał.”
Sealionzamierza się targować.
„Czy elfy wiedzą, że masz ich przedmiot?”
Smeadur odgaduje szantaż.
„Chyba nie byłbyś tak nierozsądny, by powiedzieć elfom o tym skarbie? Mowa jest srebrem, a milczenie zlotem. I tutaj widzę że jesteśmy w stanie to milczenie wycenić.”
Wkrótce dobijają targu. Sealion zawija miecz w swój czarny koc, którego orientalny wzór przedstawia węże. W ten sam koc zawinięte było dziecko Haradrimów, gdy odnaleźli je Dunedainowie, by je przygarnąć, wychować i wyszkolić na Strażnika.
Posłańcy [Rhosgobel]
Do Rhosgobel przybywa wysłanniczka Fritwaldy Biegaczki. Elfy zażądały od Leśnych Sal skarbów zdobytych spod Dwimmerhorn, które dawniej należały do nich. Usari słysząc to odczuwa satysfakcję. Syn Fritwaldy pierwszy spośród Leśnych Ludzi wyciągnął rękę po skarby i brał je pełnymi garściami, nie oglądając się na inne osady, które być może potrzebują rekompensaty za straty wojenne oraz pomoc w odbudowie. Usari nie zabrał ze sobą ani jednej złotej monety. Los złota syna Fritwaldy obchodzi go jak śnieg, który właśnie stopniał.
Do Rhosgobel przybywa kolejny poseł, tym razem z Dwimmerhorn, z podobnymi wieściami. W pobliżu twierdzy co jakiś czas pokazuje się komando elfów. Nocą przychodzą do głazu, pod którym spoczął Eryn. Zostawili też list, który prawdopodobnie wysuwa rozszczenia wobec złota, choć to może stwierdzić ktoś biegły w piśmie elfów. Tym razem Usari dzieli się radą. Wobec Leudasta żywi szczególne uczucie i zależy mu na tym młodym i ambitnym chłopaku. Poza tym Leudast nie jest chciwy. Jako jeden z nielicznych walczył pod Dwimmerhorn nie dla skarbów, ale za swój dom i swych ludzi.
Leudast został z problemem skarbów sam. Strzeże ich do wiecu, który ma rozstrzygnąć o dalszym podziale. Złota jest wiele, a ludzi garstka. Usari nie chce, by umierali za złoto, ani wdawali się w kolejną wojnę, i to z potencjalnymi sojusznikami.
„Wrogowie Leśnych Ludzi są na południu, a nie północy. Leudast może oddać te skarby. Chyba że ma dość odwagi i sprytu, by z pomocą Boba ukryć je we wnętrzu skały, w grobowcu Isildura.”
Jeden z podróżnych jaki zawitał w Nowym Rhosgobel opowiada o Siedliszczu, z którego udało mu się uciec. Biada spotkała tamtą do niedawno wspaniałą osadę. Dagald Okrutny rządzi Siedliszczem. Wyrwał Vidugalumowi władzę razem z krtanią jak to mówią, gdy tamten zażądał od niego złota Dwimmerhorn. Chciwość to przekleństwo. On nie jest dobrym władcą. Ludzi ciemięży. Nie uznaje sprzeciwu i nieposłuszeństwa. Strach padł na osadę. Wielu próbowało uciekać, ale bez zgody Dagalda daremne to próby. Jakoweś zło się odrodziło i z zamczyska wewnątrz lasu wypełzają stworzenia chętne ludzkiej krwi. Przybysz dziwi się sam sobie, że jemu się udało.
W końcu do Rhosgobel trafia goniec z Siedliszcza, posłany przez samego Dagalda. Cwany zakapior bez zęba wysuwa ultimatum. Chciwy Dagald nie tylko zagarnął Siedliszcze, ale wyciaga swą łapę po Rhosgobel. Żąda haraczu. Usari opowiada gońcowi historię Mogdreda, który wysuwał podobne żądania. Skończył z obciętą głową tu, w Rhosgobel.
Spotkanie z czarodziejem [Słoneczny Gród]
Sealion wraca do Sanktuarium przez Słoneczny Gród. Do Grodu przybył też ktoś inny. Wrócił po zostawione rzeczy, jakie wyniósł z Czarnej Wieży na mokradłach. Przywiązuje dużą wagę do ich wartości.
Czarodziej przyjmuje Sealiona w głównej sali. Zachowuje się jak pan tego miejsca. Dumnie kroczy pomiędzy porozstawianymi zdobyczami. Przygląda się im, bada, kontempluje. Wreszcie zauważa Sealiona.
„To ty jesteś tym czarnym Dunedainem, o którym mówią?”
Sealion poważnieje.
„Tak, jestem Sealion Haradan i pochodzę z południa, ale wolę określenie czarnoskóry, niż czarny.”
Saruman robi mały grymas, ale spogląda zaciekawiony.
„Na mnie mówią Biały. Usiądź i porozmawiajmy. Frapuje mnie, co Strażnik Północy robi tak daleko na wschodzie… Co też skłoniło naszego przyjaciela do przysłania Cię tutaj?”
Sealion wyciąga ziele fajkowe od Aragorna i częstuje czarodzieja. Saruman zapala fajkę i uznaje rozmówcę za człowieka wysokiej kultury. Szybko zaczną nadawać na wspólnych falach.
Saruman opowiada o swej walce z czarownicą. Myślał, że zdoła ją pochwycić. Ubiegła go. Umknęła i rozpłynęła się w głuszy. Pozostawiła swoich ludzi. Byli tak wierni jej zapatrzeni w nią i jednocześnie przerażeni, że walczyli do samego końca. Saruman osobiście pokonał ich przywódcę, Terna Logena.
Sealion żałuje, że Sarumanowi nie udało się dopaść Zimraphel. Czarownica pochodzi z dalekiego południa, tak jak on. Sealion dorastał wśród Dunedainów i nie zboczył na złą drogę. Ona była pod skrzydłami Radagasta, a mimo to zwróciła się w stronę Cienia. Skąd tak wielka przemiana u niej? Cóż takiego się z nią stało? Saruman przestrzega Sealiona.
„Uważaj na nią, byś nie stał się jednym z duchów, którymi włada.”
Saruman wyjaśnia, że w czarownicy mniej jest życia, a więcej czerni. Tak jak w tych zbrojach, które niegdyś były królami. Jakby całe ich życie zostało wyssane, zabrane im. Zapomnieli to kim byli, zostali tylko żywą czernią. Dawniej były ludzkimi królami z dalekich krain ze wschodu i z południa. Najpotężniejszy z nich o imieniu Khamûl władał Easterlingami. Ten, który mu towarzyszył, przed wiekami rządził Haradem.
Sealion coraz mniej słucha o czarnych mocy wroga, a coraz bardziej skupia wzrok na bardziej poetyckich odmianach tejże – magicznych malowidłach. Jest przekonany, że obraz widziany wcześniej teraz przedstawia zupełnie co innego. Poprzednio monumentalna twierdza na szczycie wielkiego wzgórza, teraz niewielki zameczek bardziej ukrywający się niż straszący, jakby chciał się schować we wzgórzu, na którym stoi. Te wzgórze nie jest nagie, a pełne lasu. Obraz już nie pokazuje Dol Guldur. Pokazuje Wzgórze Tyrana. Sealion nie kryje swego zdumienia i podziwu.
„To nie jest obraz. To jest okno. Patrzy w różne miejsca. Miejmy nadzieję, że ten obraz nie spogląda na nas, tak jak my spoglądamy na niego. O, widzę tam kogoś. Ten starzec to bez wątpienia Arzirias! Co on tam robi?”
Saruman nie kryje zdziwienia.
„Kto taki?”
Teraz Sealion nie rozumie.
„Twój sługa, którego posłałeś do Gladden.”
Saruman nie przestaje wpatrywać się w namalowane wzgórze.
„Ja, wysłałem? Mam wiele sług, ale żadnego o imieniu, które przywołałeś. Ale przede wszystkim ja nie widzę tu żadnej postaci. Puste miejsce, w którym niegdyś krył się mój szanowny druh, Radegast. To miejsce to dawna jego kryjówka, jego samotnia. Miejsce, w którym nie byłem od lat, na południe od Rhosgobel, nie tak znowu daleko od Dol Guldur. Wzgórze, z którego mógł się przyglądać na północ ku Leśnym Ludziom i na południe ku nieprzyjacielowi.”
Potem Sealion długo opowiada Sarumanowi o drugiej bitwie, tej po Dwimmerhorn. Tam również zwyciężono, ale przeciwnik zdołał umknąć. Ghor Plugawiec uciekł.
Saruman w końcu żegna się z Sealionem i Słonecznym Grodem. Zwija obraz i zabiera pozostałe rzeczy.
„Stoimy przed wielkim niebezpieczeństwem. Ghor Plugawiec jest wielkim zagrożeniem. Tego typu plugastwa trzeba zabić jak najszybciej, gdyż te inne organizują się pod nim. On samą swoją wściekłością i złem będzie w stanie nadawać innym szyki i układy. Jeżeli nie zostanie szybko powstrzymany, cały wasz wysiłek pod Dwimmerhorn pójdzie na marne. Ja muszę teraz zająć się tym, co znalazłem w Czarnej Wieży. Zabiorę te malowidła ze sobą, by je studiować w mojej wieży na południu. Wieży, którą zdobyłem dla siebie. Wieża jest miejscem, w którym powinien mieszkać czarodziej, nie zaś chata pośród lasu.”
Sealion również zbiera się do drogi powrotnej. Zapomina, że podróżował razem z Jokelem, który nieszczęśliwie zginął tu w czasie podróży do Miasta na Jeziorze. Zapomina o Jokelu tak, jak Saruman zapomniał o Arziriasie.
Powrót do domu [Sanktuarium]
Eregasta powraca do Sanktuarium w towarzystwie komanda Galiona. Stary elf wydaje się tak chudy, że mógłby rozwiać się na wietrze. Przed samą osadą żegna się z wnuczką swego króla. On i jego elfy rozproszą się po lesie, szukając wskazówek, szukając Dribby.
Roślina rozstępuje się i spomiędzy niej wychodzi Nauriel. Miejsce, w którym roślina przepuściła ją, zasklepia się. Eregasta czuje się nieswojo. Przypomina sobie słowa Galiona.
„Teraz rzeczy będą się wydawać innymi, niż wcześniej. Teraz, kiedy zdałaś sobie sprawę z tego kim naprawdę jesteś. Nie wszystkie rzeczy, którymi wojuje nieprzyjaciel należą do niego, niektóre zostały nam zabrane i przez niego przeinaczone.”
Portret Eregasty [Pajęcza Chata]
Sealion i Eregasta zamykają się w Pajęczej Chacie, by omówić sprawy ważne. Eeregasta wyjmuje z tuby malowiło znalezione w Dwimmerhorn. Powoli rozwija płótno. Nadal przedstawia ją. Wcześniej jako czarną postać, teraz jako ducha. Przerażona Eregasta pośpiesznie zwija go.
„Jeżeli to ona sama maluje te portrety, patrzy przez nie na nas, to może uda mi się z nią porozmawiać?”
Sealion pokazuje Eregaście miecz, którym zabiją upiora. W zależności jak światło pada na jego ostrze, runy zmieniają swą barwę. Eregasta próbuje odczytać ich znaczenie. Ten miecz ma dwa wymiary. On tnie materię i kroi rzeczywistość. Za pomocą tych runów może razić coś więcej. I gdy Eregasta zbliża się do ostrza, czuje się zagrożona.
Nagle Eregasta wyciąga obraz z tuby i przebija go mieczem!
Sealion łapie ją za dłoń, by tego nie czyniła. To być może jedyny sposób, by dotrzeć do Zimraphel, autorki obrazu! Eregasta w ostatniej chwili powstrzymuje ostrze, tylko dotyka płótna czubkiem miecza.
W momencie, gdy wykonuje delikatne cięcie, ona sama nie czuje bólu. Choć ledwo rysuje płótno końcem miecza, postaci o wizerunku Eregasty zostaje obcięta głowa! Bezgłowa sylwetka zapada się w dół, do wnętrza obrazu. W jej miejsce pojawia się hełm pełen czerni.
Sealion i Eregasta dalsze rzeczy widzą inaczej.
Sealion widzi w tle kobietę, która patrzy w jego stronę. Ta kobieta nie przypomina Eregasty. Tak czarna, że nikt inny nie był w jej stanie dostrzec. Ona wyciąga rękę, sięga po ducha Eregasty z otchłani i spogląda w oczy Sealionowi.
Eregasta widzi jak na czarną zbroję, która obcięła głowę jej portretowi, spóźnionym zrywem wpada znajomo wyglądająca postać, ale trudna do rozpoznania, gdyż wydaje się jej ciało rozpadać na kawałki. To Radagast? Jej mistrz próbował ją ocalić? Potem obie postaci znikają z kadru.
Obraz zaczyna kruszeć i rozpada się.
Czy ten, który rzucił się na ratunek postaci na obrazie, był w stanie ją uratować? Czy było już za późno i jego zryw był daremny, rozpaczliwy? Te straszliwe cięcie, które Eregasta jakby sama sobie zadała, okazało się ostateczne dla jej portretu.
Gdy Eregasta spogląda na zeschłe, zniszczone płótno, pod ruchomymi warstwami farby, kryją się zamalowane symbole. Słowa w mrocznej mowie mówią o niszczeniu i tworzeniu, o byciu kowalem własnego losu, o życzeniu, które staje się rzeczywistością, o odkrawaniu kawałków skóry i mięśni, by stworzyć idealny kształt. To jest tytuł tego obrazu.
Sealion chowa oręż.
„Jeżeli to przepowiednia, trzymaj się z daleka od tego miecza.”
Dwa tygodnie później zjawia się Galion. Zdaje raport, ale sam wydaje się nieobecny. Opowiada o tym jak orki plenią się w Dol Guldur, jak szykują się do czegoś większego. Potrzeba zmobilizować wszystkie możliwe siły, jeżeli chce się uderzyć w to miejsce.
Eregasta opowiada o malowidłach, które żyją. Galion pozostaje obojętny.
„Twojemu dziadowi nie spodoba się to. Sam kiedyś malował tego typu obrazy.”
Eregasta przypomina sobie ostatnią rozmowę z Thranduilem. Dywannik to też jego dzieło, później skopiowane i sprofanowane przez wroga. Podobnie jak władza nad duchami, co ostatecznie wróg wykorzystał przeciwko jego synowi.
„Ja byłam na tym obrazie.”
Galion udziela przestrogi. Magia ma różne oblicza. Coś, co jest zamierzonym efektem, często pozostaje ukryte.
„W takim razie strzeż się, gdyż wróg próbuje cię pochwycić. Najwyraźniej nie wie, jaka jest twoja prawdziwa natura. Gdyby wiedział kim jesteś naprawdę, byłby w stanie nad tobą zapanować. Tak, jak panował nad innymi, gdy odbierał im zmysły.”
Dolina Kwiatów [Dwimmerhorn]
Coś się zmieniło w Dwimmerhorn. Przyroda reaguje na nadejście wiosny w zupełnie inny sposób. Nie widać ani jednego wstrętnego ptaszyska krebaina. W miejscu zniszczonego dywannika, pociętego i podeptanego przez gobliny, rodzą się kwiaty niewidziane w tym miejscu nigdy wcześniej. Rośliny rozkwitają z olbrzymią siłą.
Leudast wysłuchał rad Usariego. Zwrócił skarby elfom. Elficki król odpłacił się hojnie. Tchnął magię w to miejsce.
Leudast skorzystał też z drugiej rady. Przebił się do grobowca. Ujrzał płaskorzeźby, przedstawiające Leśnych Ludzi chowających poległego na ich ziemiach wspaniałego króla Isildura. Zrozumiał, że już w dawnych wiekach Leśni Ludzi odgrywali ważną rolę. Posłał Arziriasa do Gondoru, by opowiedział im o tym miejscu. Niech ujrzą stary grobowiec ich króla.
U podnóża Dwimmerhorn wciąż stoi wielki głaz, teraz całkiem już obrośnięty mchem. Ten mech nie tylko obrasta głaz, ale przybiera celowo nadany mu kształt. Trzeba zrobić kilka kroków do tyłu, by spojrzeć w kierunku głazu i dostrzec czym jest tak naprawdę ten wzór utkany z żywych roślin. Przedstawia on Eryna.
Komentarz prowadzącego (kadu):
Także sami widzicie. Jeżeli chodzi o mój plan by na tej sesji zawrzeć więcej niż tylko Fellowship Phase, to skończył się on fiaskiem. Natomiast jeżeli chodzi o zasadę, by pod koniec kampanii już nie tworzyć wątków, to mamy pojawiające się na tej sesji kolejne obrazy i wiecie, jak to doskonale udało mi się o niej pamiętać.
Kilka elementów checklisty odhaczyłem:
- miecz do nawalania nazgula – jest
- nazgul to Khamul, też czarnoskóry, więc to ty Sealionie będziesz z nim walczył – jest
- spotkanie z Thranduilem i obietnica – elfy zaatakują Dol Guldur – jest
- info, że wzgórze Tyrana było kiedyś kryjówką Radegasta – udało się
Ale na pewno zabrakło mocnego wybicia do następnej sesji – np. informacji, że Dribba jest na Wzgórzu Tyrana. No i znaczenie obrazów było co najwyżej mgliste.
Obrazy
Pomyślałem sobie, że jak już zmieniam to Śródziemie, to równie dobrze Saruman może zostać uwiedziony przez odbierający rozum i pamięć obraz niż przez Palantir. Na tej sesji BG napotykają dwa takie obrazy. Jeden, który wzięli z Dwimmerhorn i drugi w Grodzie na Obrzeżu (teraz właściwie Słoneczny Gród).
Uznałem, że te malowidła mają swoje znaczenia i były to odpowiednio – życzenia Czarownicy co do Eregasty oraz – miejsce obecnego przebywania Czarownicy. Także dość śmiesznie wyszło, że gracze pierwszy z nich dźgnęli magicznym orężem a drugi oddali Sarumanowi, żeby sobie spokojnie i w sumie kanonicznie patrząc w niego oszalał w Isengardzie? ;-)
Jak to się stało, że w sumie ślepa Czarownica maluje obrazy – to pytanie nie przyszło mi do głowy. Pewnie gracze by mi musieli wymyślić…
Segmenty i ich ścinanie
Wyprawa do serca puszczy i spotkanie z Thranduilem – tę scenę kiedyś planowalem na cały segment na 3 sesje i nawet robiłem z tego zajawki (ten poseł od pająków na wiecu, nie?). Dużą rolę mogły tu odegrać pająki (które pojawiają się też oczywiście w Darkening of Mirkwood), miałem złowieszczy pomysł na to pierwsze drzewo. Wywaliłem to i serce puszczy uczyniłem tłem rozmowy z elfickim królem. W temacie liczby sesji kampanie są dość łatwo skalowalne w górę. W dół to już się trzeba trochę natrudzić.
Tak samo wyprawa do Miasta na Jeziorze mogłaby być sesją lub ich zbiorem, ale została tylko scena delikatnych negocjacji z kupcem oferującym zagrabiony elficki oręż.
Do Siedliszcza w ogóle nie zamierzałem już wracać. W intrze pokazałem, że elfy ograbiły najemników (czym sprawiłem wielką radość graczom). Potem w wieściach dla Usariego (w sumie jedyny element, który się nie rozwlekł) pokazałem, że ten głupi sukinsyn Dagald jednak się nie utopił, tylko załatwił Vidugaluma i teraz trzęsie osadą i ma apetyt na więcej.
Myślałem, że temat Siedliszcza załatwię Hermesildą, ale spotkanie z nią wyszło katastrofalnie – kości stanęły okoniem (a i stawki był głupio ustawione) i dziewczyna zwiała biorąc Sealiona za sługę złego. To nie wróżyło dobrze dla Siedliszcza. Potem mgliście o niej wspomniałem, że tam wróciła, to gracze spekulowali, że to na pewno nie ona.
Temat elfickich skarbów i ich podziału zamknąłem tak, że Leudast oddał je elfom, za co dostał od nich wsparcie z Dwimmerhorn. Dobry układ i nie musieliśmy się więcej o to szarpać i organizować wiecu.
Fellowship
Ten Fellowship w ogóle nie był jak Fellowship. Zamiast na szybko rozwój postaci i po jednym działaniu rozwlekłem go na całą sesję. Andrzej zwrócił uwagę, że jeszcze nie miał takiego Fellowshipa, żeby na nim zużywał Hope’a (trochę zużył w Grodzie na Obrzeżu, w sumie na marne). Po dwóch sesjach nadal nie miałem pomysłu jak tego Sealiona dobrze włączyć w tę kampanię, widzę że kilka tropów podsuwanych przez Andrzeja zignorowałem lub nie potrafiłem użyć, a szkoda.
Ogólnie to mi wygląda na słabą, nieciekawą sesję, ale wtedy zanotowałem, że była niezła, więc nie wiem, pewnie się w nią przyjemnie grało…
Na następnej sesji niespodziewanie kończymy kampanię. Wpis wkrótce :-)