Drużyna odkryła sekret Fortu Tamali. Nahir zamierza przejąć i oczyścić to miejsce. Mavil musi stoczyć pojedynek z mężem dżinnki. Zaś Waywocket nieoczekiwanie znów trafi na trop kultysty, który ukradł jej szkice wodnych filtrów.
Bohaterowie Graczy
Andrzej – Mavil ‚Tinto’ Nevermore – Tiefling / Rogue 2 / Criminal / Chaotic Neutral
Gosia – Waywocket Smolinosek – Rock Gnome / School of Transmutation Wizard 2 / Folk Hero / Chaotic Good
Kadu – Nahir Blackhammer – Mountain Dwarf / Paladin 2 / Guild Artisan / Neutral Good
Miejsce
Most Boareskyr
Mapa podróży
Bohaterowie przemierzyli drogę z Elturel do Fortu Tamali, mijając Fort Gwiazdy Zarannej (Fort Morninglord).
W poprzednich odcinkach
Po zniknięciu Elturel bohaterowie, wraz z napotkanym Niebianinem Hollyfancikiem oraz rodziną uchodźców z Kalimshanu, ruszają do Fortu Tamala. To miejsce wcale nie przypomina sanktuarium Torma. Gwardziści zamiast walczyć z bandytami napadającymi na karawany kupieckie, sami ściągają haracz i myto. Fort jest jak kolonia karna.
Z bandytami „walczą” za to kultyści Bhaala! Bhaalici mordują bandytów na polecenie przeora Fortu Tamala, który nie mógł liczyć na swoich ludzi, ani na pomoc Elturel. W zamian otrzymali od niego zgodę na budowę swej świątyni w podziemiach fortu. To miejsce szczególnie ważne dla ich kultu. Tu bowiem zginął Pan Mordu Bhaal i tu ma się kiedyś odrodzić.
Przeor, słuchając podszeptów czarta zwanego Wygnanym, miał plan pozbyć się wpierw bandytów rękami kultystów, a potem samych kultystów. Załoga Fortu Tamala znów tajemniczo zniknęłaby, jak pięć dekad temu.
Bohaterowie odkrywają jego niecny spisek i sami angażują się w walkę z kultystami. W jaskini pod fortem znajdują trzy świątynie – zatopioną świątynie Wygnanego, zniszczoną świątynię Astarotha oraz niedawno wybudowaną Pana Mordu Bhaala.
Bohaterowie pokonują kultystów oraz odkrywają intrygę Wygnanego skierowaną przeciwko wyznawcom Astarotha. Trafiają również na ślad tajemniczej Tarczy…
Tymczasem przeor klasztoru popełnia samobójstwo, myśląc że Mavil jest wysłannikiem piekieł, zaś fort przejmuje herszt bandytów Shetsk, mamiąc przekupnych gwardzistów obietnicą krasnoludzkiego złota…
Wstęp
Kilka dni wcześniej, we Wrotach Baldura…
Lord Dillard Portyr dobrze pamięta jak ostrzegał Uldera, by nie wyprawiał się do Elturel. Lord jak zawsze miał rację i jak zawsze nikt go nie słuchał. Wystarczyło, że Wrota Baldura, a przede wszystkim Płomienna Pięść straciła przywódcę, by w mieście królował chaos. Coś, czego Portyr jako jeden z Czwórcy lęka się najbardziej.
Portyr nigdy nie lubił podejmować decyzji. Gdy był mały usłyszał od swojej guwernantki powiedzenie. Potem zdeterminowało ono całe życie i karierę Portyra. „Wierzba poddaje się wiatrom i wiedzie jej się dobrze, aż pewnego dnia zmienia się w ścianę wierzb odporna na wiatry. To jest przeznaczenie wierzby.”, mawiała starucha.
Portyr wie, że przede wszystkim musi dowiedzieć się czy Ulder Ravengard żyje. Wtedy będzie wiedział na czym stoi. Czy powinien szukać Wielkiego Księcia, czy jego następcy.
Komes Albrecht od dawna uważał siebie za najbliższego członka rodziny Dillarda Portyra, choć nie byli nawet spokrewnieni. A odkąd Książę został całkiem sam, przeżywszy swe obydwie żony oraz trójkę synów, Albrecht stał się mu jeszcze bliższy i niezbędny. Dillard ma jeszcze siostrzenicę, Liarę, ale ona przebywa w dalekim Forcie Beluarian.
Albrecht nie narzeka na swą pracę sekretarza i doradcy Księcia. Jego najważniejszym zadaniem jest chronienie swego pana przed wszystkim, co mogłoby zburzyć jego spokój. Książę nie lubi konfliktów ani kłótni. Rolą Albrechta jest nie narażanie swego pana na stres. Polega to na segregowaniu wszystkich interesantów na tych, którzy mogą Portyrowi zaszkodzić oraz na nieszkodliwych. Tym pierwszym trzeba iść na ustępstwa, tych drugich zbywać. Tyle że zbywać trzeba umieć. Należy okazywać tak dużo troski i składać tak szczere obietnice, aby interesant wychodził z przekonaniem, że jego sprawa została już załatwiona. A potem nie robi się nic. Bo i po co. Gdyby się okazało, że Portyr potrafi wszystko załatwić, nigdy nie opędziłby się od tłumu tych, którzy nie potrafią sami poradzić sobie ze swymi problemami. A prawda jest taka, że ludzie sami je wymyślają, byleby być w centrum uwagi. Najczęściej jedyne czego im potrzeba to bycia wysłuchanym. A Portyr potrafi słuchać. Albrecht odnosi wrażenie, że to go upajania, a próba rozwiązania któregoś byłaby zmąceniem, zaburzeniem tego błogiego stanu.
Dobre kontakty z ludźmi i szerokie znajomości to jedna z tych spuścizn, jaka pozostała Portyrowi po poprzednim życiu. Dillard Portyr był szanowanym i prężnym przedsiębiorcą. Potem jednak sparzył się na kilku interesach i postanowił się wycofać. Urząd Radnego w Czwórce miał być sposobem na spokojną emeryturę i odcinanie kuponów. Oczywiście w tak wielkim i różnorodnym mieście jak Wrota Baldura kryzysy są nieuniknione, ale patrzeć na nie z góry jest czymś zupełnie innym, niż brać w nich udział.
Teraz jednak miało się to zmienić. Portyr był bardzo zdenerwowany decyzją Ravengarda o opuszczeniu Wrót Baldura i pozostawieniu Płomiennej Pięści samej sobie. Przeczuwał problemy. Jeżeli Ravengard nie powróci, Portyrowi grozi tymczasowe objęcie jego urzędu, jako najstarszemu z Rady. Rządzenie miastem, szczególnie w obliczu kryzysu, to pewna droga do kompromitacji i porażki. Dla starego już Portyra oznaczałoby utratę tego wszystkiego, co udało mu się osiągnąć. Albrecht dobrze zna Portyra i wie, że król może okazać się nagi. Na szczęście Portyr jest na tyle przytomny, że sam zdaje sobie z tego sprawę.
Albrecht wie, że odnalezienie Ravengarda to dla jego pana sprawa najwyższej wagi. Dlatego nie bacząc na tegoroczny budżet miejski zorganizował pół tuzina gryfów, by posłać zwiadowców nad Elturgard. Projekty miejskie czekają na realizację od kilku dobrych lat, mogą poczekać jeszcze rok. Zresztą jak nie odnajdzie się Wielki Książę, nie będzie czego, komu i dla kogo realizować. To też dobra okazja dla Portyra, by poprawić sobie reputację. Uciszy wrogów i oszczerców, którzy zarzucali mu bezczynność. No to teraz macie, Portyr jest jedynym, który kiwnął palcem. Jedynym! To zamknie też usta tym, którym przyszłoby do głowy pytać dlaczego Portyr i inni Patrycjusze sami nie sfinansowali ekspedycji ze swego majątku. Nie brak wichrzycieli i oszołomów, którzy zamiast sami zakasać rękawy i zabrać się do roboty, wypominają innym ich owoce ciężkiej pracy.
Gwardzista Płomiennej Pięści spogląda na Wrota Baldura z lotu ptaka. Zasiadać hipogryfa to wielki zaszczyt, szkoda że w tak ponurych okolicznościach. Zawsze marzył, by ujrzeć miasto w całej okazałości, teraz jednak ogarnia go gorycz. Jego miasto płonie.
Z każdym dniem zbiera się coraz większy tłum uchodźców z Elturel. Jego posterunek, Żmijową Przeprawę zamknięto jako pierwszy. Tłum jest tak gęsty, że nie trudno nawet przejechać konno nikogo nie tratując.
Zawsze uważał Płomienną Pięść za wyborową armię. To elitarne zbrojne ramię Baldur’s Gate miało nawet dość siły, by objąć odległe krainy takie jak Chult. A jednak brak Uldera Ravengarda, nawet na tak krótko, obnażył całą jej słabość. Ta armia bez swego dowódcy okazała się li tylko chmarą najemników, żołdaków o niskich pobudkach.
Jego dowódca Flame Mukar uważa, że ta misja jest bezcelowa. Jako straż na Żmijowej Przeprawie pierwsi mieli kontakt z uchodźcami. Z pierwszej ręki słyszeli opowieści o katastrofie Elturel. Tu, we Wrotach, coraz częściej daje się usłyszeć przekonanie, że Ravengard nie żyje i należy czym prędzej znaleźć godnego następcę.
Gdy wychodzą na światło dnia z podziemi pełnych starożytnych, zalanych wodą świątyń, pełnych starych rzeczy niedotyczących krasnoludów, Nahir nie myśli o tym, co się dopiero wydarzyło, lecz myśli o słowach Waywocket. Podczas zawieruchy, tam w podziemiach, Waywocket odpowiedziała na jego wspomnienie Vergadaina – Mmm, bóg szczęścia, może powinnam go wyznawać. Nahir zastanawia się, czy to w ogóle możliwe, żeby ktoś z innej rasy, gnom na przykład, oddawał cześć krasnoludzkiego bogu? Trzeba pomodlić się do Veradaina, by pobłogosławił naszą wynalazczynie. No bo dotychczas jej szczęście było nie najlepsze. Miała dobre pomysły, ale zawsze trafiał je szlag. Może teraz czas na to, by za zgodą Vergadaina los się odwrócił.
https://www.worldanvil.com/i/32690
Daleko na południowym zachodzie, w Kalimshanie widać na pustyni zagubioną, prostą wioskę przy oazie. Biedne chaty ledwo sklecone, wychudzone kozy, rachityczne roślinki, drgające od ciepła powietrze… I nagle na pustyni zbudza się wicher. Wiry piasku wznoszą się. W prostych piecach wybucha płomień. Żar wystrzeliwuje z palenisk. Wicher się wzmaga, tak jak i niepokój wśród beduinów. Owce meczą, wielbłądy wierzgają, osły próbują uciec do swych zagród. Ludzie rozpierzchają do swych chatek. Pozostali zastygają w strachu. Nad pustynią unosi się trąba powietrzna. Pustynna burza nadciąga. Wystrzeliwują pierwsze pioruny. W ścianie kurzu pojawiają się kształty – niczym twarze, niczym ludzie. Drzwi do jednej z chatyn otwierają się z trzaskiem, niemal wylatując z futryny. Tuman kurzu i piasku wpada do środka. W środku dziecko łapie starca za ramię.
– Dziadku, dziadku, duchy pustyni!
Ubrany w proste szaty starzec siedzi po turecku w ciemnym pomieszczeniu na pięknym, tkanym dywanie. Wsłuchuje się w znajomy szemr… On słyszy i rozumie co mówią duchy pustyni! Wie czego chcą Ifryty, genjusze, kotruby, ghule, sile. Jest oswojony z ich wołaniem. One wołają JĄ. One czekają na NIĄ. Chcą, żeby powstała, żeby się uwolniła. Niecierpliwią się – szybciej, szybciej, przyjdź do nas – ponaglają.
Dzieciak puszcza dziadka i chowa się pod łóżko. Starzec pozostaje nieruchomy, nic sobie nie robiąc ze smagających go piaskowych biczy. Słucha głosu, który teraz zmienił się w ryk. Deshi Basara. Deshi Basara. Deshi Basara. Zna to od dawna. Otwiera oczy, które zaszły bielmem. Chodź teraz nie widzi, kiedyś jedno było jasne jak złoto, drugie błękitne jak morze.
Waywocket wychodząc z podziemi pierwsze co zobaczyła to twarz Khemena Bashy. Usłyszała jego słowa. Tylko czekał na to, by rozlewać krew. Waywocket nie lubi niepotrzebnej przemocy. Czuje się zawiedziona postawą tego paladyna. Sięga po swój alchemiczny kociołek Okopciuszek oraz po swoje narzędzia, by zająć się pracą.
Przygoda
Pojedynek
Khemen Basha wyzwał Mavila Tinta na udeptaną ziemie. Kalimszyta rozumie honor na swój sposób. Staje pełny dumy i zacięcia, z gotowym sejmitarem w dłoni. Za to Mavil przyjmuje skruszoną i tchórzliwą pozę, podkula ogon, kładzie rogi po sobie, próbuje się wykpić. To tylko poza, bo w odznace Rey Mantlemorn ukrył trującą igłą. Zbliża się do przeciwnika, próbując go urobić. Zapewnia, że nie chce walczyć, mogą przecież zapomnieć o wszystkim i rozejść się, ma nawet dla niego coś cennego…
– Ukradłem to Rey Mantlemorn, to było łatwe, ona była paladynką tak jak ty, głupia i naiwna… Dla mnie ta rzecz jest bez wartości, ale dla was paladynów takie rzeczy jak honor są ważne, masz, weź to, zapomnijmy o wszystkim…
Nahir, który stał do tej pory z boku, podchodzi, kładzie rękę na ramieniu Diablęcia i spogląda w kierunku Khemena karcącym wzrokiem.
– Tyle czasu nas nie było, a ty myślisz tylko o pojedynku? Nie przyszło ci na myśl co robiliśmy w podziemiach, co tam się znajduje? Czy ty się w ogóle zastanawiałeś gdzie jesteś i po jakiej ziemi stąpasz? Czy tutaj w ogóle warto i wolno się bić?
Khemen traci rezon. Choć nie powinien ufać podstępnemu Diabelstwu, wyciąga doń swą dłoń, by odebrać mu skradzioną odznakę.
– Nie chcesz walczyć, zgoda. Ale za kradzież karze się obcięciem dłoni. Nadstaw się!
Gdy bierze odznakę, czuje ukłucie i truciznę.
– Podstępna żmijo! Zgiń! – wykrzykuje Khemen.
– Hahaha! Wsadź se w żyć swój honor. Lubisz tylko zabijać. Prawdziwi paladyni leczą i pomagają słabszym. Ciebie to nie interesuje!
Khemen jest szybszy, wyprowadza jedno celne cięcie, przed drugim Łotr odskakuje. Czekając na ripostę, wypowiada słowa do Torma. Po chwili wokół niego rozświetla się chroniąca go aura.
Khemen widząc że Nahir pomaga Mavilowi w pojedynku wpada w furię.
– A więc tak chcecie to rozegrać. Oszuści! Jak skończę z Diablęciem, rozprawię się z krasnoludem. Gdzie twój honor karle?
Mavil zamachuje się krótkim mieczem, zbyt silnie, zbyt gwałtownie, impet wyrzuca mu go do wody [1]. Mavil zostaje jedynie ze sztyletem w lewej dłoni. Wbija go w bok Khemena. Ten odwija się i niemal zabija Diablę.
Nahir wciąż czuje wibracje, gdy zawezwał Vergadaina, by pomógł Mavilowi. Vergadaina czcził również jego brat, nim całkiem nie przeszedł na stronę bardziej chciwego i nikczemnego Abbathora. I teraz Nahir przypomina sobie jego słowa. „Ty Nahir jesteś za miękki. Nie czekaj, aż zaatakują pierwsi. Gdy widzisz, że przeciwnik może cię zaatakować, jeszcze zanim to zrobi powinieneś go zdzielić.” A Khemen właśnie zagroził, że jak rozprawi się z tamtym, zajmie się nim. W panice Nahir chwyta swój młot w dwie ręce i zdradzieckim uderzeniem w plecy wali Khemena. Po tym uderzeniu to Khemen jest o włos od śmierci. Wystarczy go drasnąć… Ma jednak dość sił, by wygrażać Nahirowi.
– Wokół mnie sami szubrawcy i zdrajcy! Sami oszuści i nikczemnicy! Nikt nie zna tu słowa honor. I ty mienisz się być paladynem? Jesteś takim samym łotrem jak to diablę!
Po czym jak nie walnie krasnoluda! Nahir pada na łopatki.
Diabelstwo widząc jak jego przyjaciel leży, rzuca się na Khemena. Przecina mu gardło. Tamten próbuje coś charczeć o honorze, o dżinnie, o Thaviusie Kreegu, ale z krtani tylko tryska krew. Obok niego upada jego piękny sejmitar +2.
Przyjaciele cucą Nahira miksturą leczenia.
– Vergadainie, dziękuję ci za twoją łaskę – charczy krasnolud i pluje krwią. – Wiem, że usłyszałeś swego wiernego sługę.
– To ja ci dziękuję – Mavil podaje rękę Nahirowi i pomaga mu wstać. – Dzięki tobie żyje. Pomogłeś mi w najgorszej godzinie.
Wpadają sobie w objęcia.
– Prawdę rzekł Khemen w swych ostatnich słowach, że nie jesteśmy od siebie tak odlegli – kwituje krasnolud.
Krumn
Tymczasem od strony bramy zamku słychać stojący pod nią zdenerwowany tłum kupców, który krzyczy.
– Chcemy widzieć się z dowódcą tego miejsca!
Na murach zamku pojawią się Shetsk, jeszcze do niedawna herszt miejscowych bandytów.
– To ja!
– Ty? – słychać niedowierzanie. – Ja ciebie znam. Napadłeś kiedyś na mnie.
– Czego chcecie? – pyta Shetsk.
– Żądamy rekompensaty. Nasze towary utknęły po drugiej stronie mostu. Dokąd mamy je dowieźć skoro Elturel już nie ma?
– To jest Fort Tamala, a nie Elturel. Jedźcie zgłosić swoje pretensje tam. Nam nic do tego.
– Jak to? Czyż to nie fort Obrońców Elturel zwanych Pogromcami Piekieł? Czyż nie jesteście pod jurysdykcją Elturel? Czyż go nie reprezentujecie?
– Odejdźcie. To miejsce należy teraz do kogo innego.
Od strony bramy słychać teraz inny głos, niski i twardy.
– Obydwoje wiemy, że nie ty tu dowodzisz – charakterystyczny sposób wymawiania głosek wskazuje na krasnoluda. – Otwieraj. Nie mamy nic do ciebie. Chcemy rozmawiać z kimś kto reprezentuje tu Elturel.
Zapada dłuższa chwila ciszy.
Krasnolud pod bramą zaczyna się niecierpliwić.
– Więc jak? Co odpowiesz?
– Masz słuszność krasnoludzie – Shetsk w końcu odpowiada. – Wejdź. Reszta niech czeka na zewnątrz.
Słychać odgłos otwieranych wrót.
Shetsk wpuszcza krasnoluda Krumna do twierdzy. Herszt bandytów mieni się być jej przywódcą po tym, jak przeor Ichor odebrał sobie życie. Gwardzistów, z którymi niegdyś walczył, teraz przeciągnął na swoją stronę obietnicą wyprawy po krasnoludzkie złoto.
Krumn to stary krasnolud, dobrze znany Nahirowi. Jest sługą rodu Blackhammerów, prawą ręką jego ojca i brata. Nadzoruje i ochrania karawany Blackhammerów. Zmierzał karawaną z Waterdeep do Elturel. Gdy dotarł do granic Elturelgardu okazało się, że Elturel zniknęło. Podobny los spotkał pozostałe karawany. Niezadowoleni kupcy domagają się rekompensaty. Problem w tym, że nie ma od kogo ich uzyskać. Wozy pełne towarów zmierzające do nieistniejącego miasta utknęły po drugiej stronie Mostu Boareskyr, na granicy Elturelgardu.
Krumn miał zawsze dobre oko. Nim wejdzie do donżonu negocjować Shetskiem, rzuca spojrzenie na przystań rzeczną. Dostrzega tam znajomego krasnoluda. Pamięta Nahira z czasów, kiedy to on zarządzał rodziną. Krumn nie spodziewał się zastać Nahira tutaj, do tego w paladyńskiej zbroi! Dawniej Nahir był kupcem i rzemieślnikiem. Krumn przeprasza Shetska i odchodzi na bok, by powitać się ze starym znajomym.
– Nahir?
– We własnej osobie. Jak widzisz teraz jestem kimś innym. A co właściwie ty tu robisz?
– Stoimy bezczynnie po drugiej stronie mostu w Północnej Przeprawie. W podobnej sytuacji są inni kupcy. Nie ma Elturel, więc nie wiemy co zrobić z towarem.
– Elturel… W jednej chwili stało majestatycznie na wzgórzu i roztaczało swoją aurę boskości, a w drugiej zniknęło całkowicie. Wiem, bo tam byłem! Krumn, ręczę ci za to, że gdziekolwiek się podziało, to długo nie będzie dawało znaku życia. Wydarzyła się tam wielka magia. A co więcej, słyszałem, że inne miasta również dosięgła ta przypadłość! Chyba wasza jedyna możliwość to udać się do Wrót Baldura.
– Elturel okazało się przeklęte dla samego siebie i dla nas. Twój brat wiele zainwestował w utworzenie własnych połączeń handlowych z Elturel.
– Nie pierwsza to klęska tej rodziny w stosunku do Elturel. Pamiętasz, jak i ja próbowałem z nimi negocjować i jak się to skończyło?
Nahir pokazuje na swój pancerz paladyna, który zajął miejsce kupieckiego żupana.
– Ty jesteś owcą, co przebrała się w wilczą skórę, a Shetsk wilkiem, który paraduje w owczej. Shetsk dowódcą fortu paladynów? Wiem kim on jest naprawdę. To bandyta.
– Myśmy dopiero go uratowali. Był ledwo żywy. On tu na pewno nie dowodzi.
– On twierdzi inaczej. Z nim muszę negocjować. Nahirze, czy ty reprezentujesz interesy rodziny?
– Nie, Pan Ojciec zdecydował o sukcesji. Ja już porządziłem. Teraz reprezentuję Moradina.
– Skoro nie reprezentujesz Blackhammerów, ja udam się na rozmowę z Shetskiem. Bywaj.
Ceremonia pogrzebowa
Bohaterowie żegnają Khemena. Wrzucają ciało do Krętej Wody nieopodal Mostu Boareskyr, skąd paladyn lubił obserwować ledwo tu dostrzegalny blask Towarzysza. Nahir żegna go krótko.
– Khemenie, wybrałeś to miejsce sam i na zawsze tu pozostaniesz. Tak chcieli bogowie. Żegnaj paladynie – po czym dodaje w duchu – nikt już mi nie powie, że ja nim nie jestem.
Dzieci Khemena pogrążone są w żałobie. Mavil chciałby wręczyć magiczny sejmitar Khemena jego synowi, Haseidowi. Sam nie chce tego robić, gdyż to on pozbawił go ojca. Prosi Nahira, by to uczynił. Nahir uznaje, że sejmitar należy się bogowi fortuny Vergadainowi jako wotum, gdyż obdarzył swym uśmiechem Mavila. Potrzeba było dużo szczęścia, by pokonać o wiele potężniejszego Khemena. Nie przekazuje Haseidowi sejmitara należącego do jego ojca!
Życzenie
Jasmal przypomina Mavilowi o jego prawie Życzenia. Mavil wypowiadając jedno życzenie mógłby skończyć swe diabelskie przekleństwo raz na zawsze. Spełnia jednak życzenie nie swoje, a Jasmal. Czyni ją wolną!
eromreven slatrom htiw tcap ot maor yleerf ot woh dna erehw ediced dna nem latrom ot sniahc dna sdnob fo eerf eb llahs lemsaj
Ja jestem Blackhammer!
Los Fortu Tamali pozostaje niepewny. Do czego może dojść w przeciągu najbliższych godzin? Niegdyś należał do Elturel, ale Elturel już nie ma. Pieczę nad nim sprawował przeor Ichor, a jego prawą ręką był Khemen. Obaj nie żyją. To miejsce jest bezpańskie. Gwardziści, szuje gorszego sortu, gotowi są iść za Shetskiem mamieni obietnicą złota. Kupcy oblegają bramę żądni rekompensaty. Zaś pod spodem znajduje się miejsce kultu wyznawców boga mordu.
Nahir nie chce dopuścić, by zarządzał twierdzą jakiś Shetsk. Ten bandyta mieni się przywódcą tego miejsca oraz tutejszych gwardzistów, choć jeszcze wczoraj leżał związany i bezbronny pod bramą. Krasnolud żałuje, że go ratowali. Sam chciałby przejąć twierdzę, po czym podciągnąć ją pod jurysdykcję Wrót Baldura za pomocą Płomiennej Pięści. Rody Kupieckie będą zadowolone, że szlak został wznowiony.
– Sytuacja jest niejasna i wyjścia z niej mogą być wielorakie – orzeka Nahir. – Możemy stracić, ale jeżeli Vergadain się do nas uśmiechnie, możemy i zyskać. Wpierw jednak musimy przegnać stąd Shetska.
Zanim bohaterowie ruszą na rozmowę z Shetskiem, spotykają ćmiącego fajkę Krumna. Krasnolud staje przed trudnym dylematem, jest w kropce. Shetsk szantażuje go i rodzinę Blackhammerów. Chce ujawnić, że napadał na karawany z ich polecenia. Zoran Blackhammer opłacał go, by napadał na karawany należące do innych rodów. Gdyby we Wrotach Baldura dowiedziano się o tym, ród Blackhammerów zostałby potępiony, a Zoran ukarany śmiercią za zdradę.
Nahir nie zamierza się patyczkować. Wjeżdża z buta do komnaty, w której siedzi Shetsk. Wokół gromada pijanych, półprzytomnych gwardzistów. Shetsk wygląda na zadowolonego i pewnego siebie. Krasnolud naskakuje prosto na Shetska.
– Czego się spodziewałeś? Rodzina Blackhammerów miałaby tak po prostu puścić płazem, że kalasz jej dobre imię? Ja jestem Blackhammer!
Groźby Nahira nie robią na nim wrażenia.
– Usiądź, porozmawiajmy. Widzę, że od razu chcesz przejść do rzeczy. Zgoda. Moja umowa z Blackhammerami była inna. „Jedyne co nas interesuje, to nasze karawany. Z pozostałymi możecie robić co chcecie, na nasz koszt.” Czyż nie tak powiedziałeś, Krumn? „Na nasz koszt.” Nie było mowy o tym, że koszt poniosą moi ludzie. Szaleńcy wymordowali ich co do jednego. Ich ciała poznaczyli znakami swych złych bogów. Mnie jednego ocalili, bo mieli jakowyś pakt z miejscowym przeorem. Nie uważacie, że należy mi się rekompensata? Kto teraz pójdzie za mną, skoro wszyscy moi ludzie nie żyją?
– Czego chcesz Shetsk? Dostałeś już złoto – odpowiada mu Krumn.
– Mienisz się być kapitanem najemników, Shetsk – pogardliwie dorzuca Nahir. – Gdzie są twoi najemnicy? Przybyłeś tu sam skomlący jak pies pod twierdzę gotowym się poddać, a nie stawiać warunki. Tylko szczęśliwe spojrzenie Vergadaina sprawiło, że jeszcze żyjesz. Prawda jest taka, że jeżeli twoi ludzie nie żyją, to jesteś nic nie wartym dowódcą. Nic nam do twojego żałosnego zarządzania. To nie problem rodziny Blackhammerów, że wdaliście się w walkę z jakimiś kultystami. Nic nas nie obchodzą kultyści. Otrzymałeś swoje wynagrodzenie i nie spodziewaj się dodatkowej rekompensaty. Sytuacja się zmieniła. Elturel już nie ma, a razem z Elturel zniknął nasz układ.
– Ja niczego nie chcę od Blackhammerów. Chcę tylko tego, co ukrywa Zoranw swym prywatnym skarbcu. Znacznie się wzbogacił w ostatnim czasie. Co, nie wiedzieliście o tym? A ja się dowiedziałem. I wiem też, gdzie ukrywa przed wami i resztą rodu Blackhammerów swój majątek. Wezmę złoto Zorana, nie Blackhammerów. Ale to nie wszystko. Inni kupcy oblegają mój fort. Wy chcieliście mieć wyłączność na handel z Elturel. To teraz wypijcie to piwo. Zapłaćcie im towarami ze swojej karawany, niech odstąpią od mojego fortu!
– Zawołał swoich najemników – Nahir zwraca się teraz do Krumna. – Niech wejdą do środka twierdzy.
– Pozwoliłem tu wejść Krumnowi, reszta zostaje na zewnątrz – Shetsk gwałtownie sprzeciwia się. – To teraz moja twierdza.
– Chyba śnisz – Nahir stawia na swoim. – Rozwalę ci łeb, nim wydasz komuś pierwsze polecenie. Spróbuj się ze mną.
– Myślicie, że tak łatwo się mnie pozbędziecie?
– Tak! – zgodnie odpowiadają Nahir i Mavil.
– Mam swojego człowieka we Wrotach Baldura. To moja polisa na życie. Jeżeli coś mi się stanie, wszyscy się dowiedzą o spisku Blackhammerów wymierzonym w pozostałe rody kupieckie.
– Przykro mi, wyczerpałeś naszą cierpliwość – oznajmia Nahir od dawna gotowy do walki. – Twój plan jest bardzo dobry. Nie możemy dopuścić byś go rozpoczął.
– Jeżeli zginę, zginie ród Blackhammerów!
– Nie pozwolę ci na to – Krumn próbuje powstrzymać Nahira. – Schowaj młot. Nie chcesz splamić swego nazwiska. Jesteś krasnoludem. Więcej się po tobie spodziewałem Nahirze!
– Ja porzuciłem swoją rodzinę. Buduję swoją własną historię. Niech mój brat płaci za swoje błędy. I nie bądź frajerem, Krumn. Tak może gadać każdy, Sprawdźmy czy to co powiedział to prawda.
Shetsk był już wcześniej ranny na skutek tortur kultystów. Nie ma szans w walce z rozwścieczonym paladynem, nawet mając starego krasnoludzkiego wygę Krumna po swojej stronie. Skąd zatem u niego tak wielka pewność siebie, że nawet nie chciał się poddać pod koniec walki? Do końca był przekonany, że jego szantaż musi zadziałać, Nahir w końcu przejrzy na oczy i powstrzyma swój młot. Nie powstrzymał.
Karawana do Wrót Baldura
Krumn próbował chronić Shetska, zasłaniał go swą piersią przed Nahirem, ale nie mógł zasłonić go przed latającymi sztyletami Mavila. Shetsk pada martwy. Krumn zastanawia się co dalej. Dla niego jedyny cel to chronić interesy Blackhammerów i ich dobre imię. Postanawia niezwłocznie ruszać do Wrót Baldura i ostrzec Zorana. Jego jakikolwiek związek z Shetskiem musi zostać za wszelką cenę zatuszowany.
Ucieczka
Nahir chce przejąć fort i objąć dowództwo nad gwardzistami. Ale ci ani myślą porzucać myśli o krasnoludzkim złocie obiecanym im przez Shetska [krytyczny pech -1].
Sytuacja coraz bardziej zaognia się. W forcie zostali niekompetentni gwardziści, na zewnątrz kumuluje się gniew niezadowolonych kupców. Trzeba działać szybko, nad ranem może być już po forcie.
Nahir obawia się, że to on stanie w środku ognia. Kupcy będą się domagać rekompensaty, naślą ochroniarzy na gwardzistów, a ci przyparci do muru spanikują i powiedzą, że oni nie mają złota, złoto ma Blackhammer…
W obliczu zabawy w dwa ognie, bohaterowie porzucają myśl o ekspansji Elturelgardu. Decydują się czmychać stąd. Korzystają z ukrytej, podziemnej przystani rzecznej, o której gwardziści i najemnicy nie mają pojęcia.
Następnego dnia z Fortu Tamali nad Mostem Boareskyr, wzniesionego z rozkazu Thaviusa Kreega, zostają tylko zgliszcza.
Giermek
Nahirowi nie leży na sercu los dzieci Khemena. Mimo to nie zamierza zostawiać ich samych na pastwę losu. Paladyn zwraca się do młodego Haseida. Ten majaczy coś o ojcu, którego stracił, nim zdążył się nauczyć być takim jak on – paladynem.
– Nie jestem twoim ojcem. Nazywam się Blackhammer. W moim nazwisku jest czerń. I nie do końca przywróciliśmy temu miejscu światło. Ruszamy dalej rzeką w kierunku Wrót Baldura. Musimy przepłynąć przez Trollowisko. To niebezpieczne ziemie. Ale nie możecie tu zostać.
– Mój ojciec także nie chciał tu zostać. To miejsce już się nie liczy. Musimy ruszać do Wrót Baldura. Musimy go odnaleźć. On ocali Elturel. Już raz ocalił.
– Kto taki?
– Thavius Kreeg.
– Dobrze. Odnajdziemy go – składa obietnicę Nahir. Chłopak mógł się dowiedzieć od swego ojca czegoś ważnego. W końcu jego ojciec złapał dżinna. Musiał mieć głowę na karku. – Czeka nas trudna podróż. Mogę zginąć. Dlatego musisz zaopiekować się tym ostrzem. Należało do twego ojca.
– Dziękuję. Odnajdę Thaviusa Kreega!
Testament Jasmal
Mavil zabiera malowidła wykonane przez Jasmal. Jedno z nich przedstawia dokładnie to, co kiedyś mu się śniło. Dla innych będzie to symetryczny wzór, dla Mavila to mapa. Obrazy te nie miały żadnej wartości w Elturel. Może we Wrotach Baldura będą warte majątek? Zwłaszcza, że namalował je dżinn.
To nie jedyne skarby, jakie pozostawiła po sobie Jasmal. Gdy Mavil wkłada rękę do kieszeni, znajduje dwa klejnoty – jacynt ognisty i diament błękitny.
Czuły słuch
Tymczasem Hama zwierza się Waywocket ze swych trosk. W Forcie Tamali straciła obydwoje rodziców. Do tej pory widziała siebie we Wrotach Baldura, ale teraz to już sama nie wie.
– Zastanów się Hama w czym jesteś dobra, co ci wychodzi.
– Mam dobry słuch. Słyszałam każdą waszą rozmowę. Podsłuchałam też inną rozmowę. Ci ludzie wyglądali strasznie. Mówili o kimś kto nazywa się Dagoey. Zapamiętałam to imię. Czytaliście jego list, znaleziony przy tamtym szlachcicu co chciał nas zabić. A teraz usłyszałam je znowu, gdy płynęłam z matką i bratem łódką, nieopodal mostu. Dwie zakapturzone postaci stały na nabrzeżu i rozmawiały ze sobą.
„Dagoey znów stracił przytomność, majaczy. Rana może być śmiertelna. Masz tu sakiewkę ze złotem, dokup eliksiry u Borgesa w Północnej Przeprawie i przynieś tutaj. Będę czekał jutro gdy zajdzie zmrok”. Potem ten drugi spytał „Jakie”. „Wszystkie!” – krzyknął ten pierwszy.
Hama wskazuje bohaterom miejsce, w którym podsłuchała tamtych. To nieopodal Mostu Boarteskyr. Następnego dnia mają się tam zjawić kultyści! Tajemnicą pozostaje to, co robi tu Dagoey. Zjawił się w Forcie już jaki czas temu, powinien być teraz we Wrotach Baldura. Dziwne jest również to, że jeden wysyła drugiego po eliksiry nieopodal, na drugą stronę rzeki i każe mu się zjawić z powrotem dopiero nazajutrz po zmroku. Nie ma to większego sensu…
Most Boareskyr
Łódź przepływa obok długiego mostu rozpiętego nad Krętą Wodą. Rzeka w tym miejscu jest czarna jak smoła i cuchnie. To tutaj Bhaal, zamordowany i strącony do odmętówm, wylał swą plugawą esencję. Gdyby ktoś teraz wpadł do tej wody, postradał by zmysły albo stracił swe życie.
Północna Przeprawa
Bohaterowie nie odpływają daleko od Fortu Tamali. Cumują w malutkiej faktorii handlowej po drugiej stronie rzeki, przy Moście Boareskyr. Odpoczywają tam w miejscowej gospodzie „Pożegnanie Elturel”, prowadzonej przez grubego niziołka Qegilla. Narzeka on, że w obliczu ostatnich wydarzeń będzie musiał zmienić nazwę swego przybytku. Przy śniadaniu bohaterowie słyszą, jak ochroniarze karawan plotkują i opowiadają niestworzone historie.
„Nie ma już bandytów na szlaku. Zagrabili tyle złota, że ich załadowane po brzegi łodzie zatonęły, a oni wraz z nimi. Pod Mostem Boareskyr, na dnie Krętej Wody, kryją się nieprzebrane skarby. Czy ktoś odważy się zanurkować w czarnej wodzie?”
Na zewnątrz widzą bezdomnego włóczęgę, który wlazł na kamień i przepowiada kataklizm. Szalony Salm krzyczy:
„Elturel zabrały diabły. To zemsta za to, że Pogromcy Piekieł dawno temu wydali czartom bitwę. Upokorzone diabły długo czekały ze swą zemstą. To złe istoty, ale praworządne. Sprawiedliwości musiało w końcu stać się zadość!”
Kierują się prosto do „Eliksirów Borges”. Handlarka, niejaka Erika, przyznaje, że poprzedniego wieczoru ktoś kupił od niej eliksiry – cztery mikstury leczące. Bohaterowie również uzupełniają swoje zapasy.
Diabolina ciekawym okiem spogląda na Diable – Mavila. Mavil przez chwilę zastanawia się nad zakupem eliksiru miłości… Poprzestaje jednak na zapytaniu jej o historię tego miejsca.
„Historia tego miejsca? Tutaj zabito Bhaala. I bardzo dobrze.”
Bohaterowie polecają gnomowi antykwariuszowi Victo oraz hollyfantowi Trębaczykowi dogonić karawanę Krumna zmierzającą do Wrót Baldura. Stamtąd udadzą się dalej do Świecowej Wieży. Nahir przekazuje Victo diabelską tabliczkę znalezioną w ukrytej komnacie Ichora. Jednocześnie przestrzega go, że jest przeklęta. Wręcza mu również pamiątkę rodzinną, symbol Vergadaina. Dzięki temu glejtowi Krumn go rozpozna i przyjmie pod swą ochronę. Bezpiecznie dotrą do Wrót Baldura. Waywocket żegna się z Trębaczykiem ze smutkiem. Będzie za nim tęsknić.
Śledzenie kultystów
Bohaterowie postanawiają zasadzić się na kultystów Bhaala. Zabierają ze sobą Hamę, gdyż jej słuch jest lepszy niż ich. Haseid zostaje pilnować łodzi. Skrywają się w szuwarach i przeżuwając tatarak, oczekują na zjawienie się kultystów. Nastaje noc, a wraz z nią dwie zakapturzone postaci. Jedna wręcza drugiej worek z pobrzękującymi flaszkami. Bohaterowie pozostają w ukryciu i czekają na rozwój wydarzeń.
Dobrze spełniłeś swoje zadanie. Teraz czas na kolejne. Już ostatnie.
Kultysta wyciąga sztylet i wbija temu drugiemu w pierś.
Bhaal cię oczekuje
Bhaal cię przyjmuje
Bohaterowie wciąż nie ujawniają się. Czekają, aż ten drugi dokończy rytuał, po czym śledzą go do jego kryjówki. Ta znajduje się nieopodal. Kultysta nie potrzebował zatem całego dnia, by przejść do swojej kryjówki tam i z powrotem i dlatego kazał tamtemu zjawić się z eliksirami dopiero nazajutrz. Skąd zatem ta zwłoka? Może chciał czekać do kolejnej nocy, bo wtedy wypadał czas na rytuał? Bhaalici muszą zabijać swe ofiary nocą, co dziesięć dni.
Kryjówka znajduje się nieopodal nabrzeża, w opuszczonych magazynach. W jednym z nich znajduje się zejście do podziemi. Tam zaś dawniej mieściły się katakumby tormitów, potem kryjówka przemytników, a teraz miejsce to służy bhaalitom. Bohaterowie schodzą w mrok… [cięcie]
spis wydarzeń
1. Pojedynek z Khemenem Bashą
2. Uwolnienie dżinna
3. Szantaż rodu Blackhammerów
4. Ucieczka z Fortu Tamala
5. Odpoczynek w Północnej Przeprawie
6. Śledzenie kultystów
Komentarz prowadzącego (koso):
Intro
Mój bardzo długi wstęp do przygody miał na celu trzy rzeczy. Po pierwsze, przedstawienie jednego z przywódców Wrót Baldura. Po drugie, kontynuowanie podjętego przez Nahira wątku Uldera Ravengarda i Płomiennej Pięści. Po trzecie, wprowadzenie alternatywnej postaci dla Andrzeja na wypadek śmierci Mavila w pojedynku z silniejszym od niego Khemenem Bashą – strażnika Płomiennej Pięści z Chult (wymyślonego przez Andrzeja).
Życzenie
Wstęp Andrzeja przyprawił nas o ciarki. Pokazał też, jak wiele może osiągnąć muzyka na sesji. Podkład idealnie zgrał się z narracją. Mam nadzieję, że zagram kiedyś sesję u Andrzeja. Deshi Basara, Andrzej! Deshi Basara!
Potem Andrzej uwalnia dżinna.
Uwolnienie dżinna, po pojedynku na śmierć i życie, dla mnie wyszło epicko. Czekałem na ten moment od kilku sesji wciąż zastanawiając się, czego Mavil sobie zażyczy. A mógł zażyczyć sobie CZEGOKOLWIEK. Jak często macie na sesji taką możliwość? Tak, to mogło być przecież wszystko! Mógł wymyślić coś takiego, co kompletnie mnie zagnie. Co wówczas zrobię na sesji? Jak z tego wybrnę? Nie zawsze jestem w stanie wymyślić coś sensownego od ręki.
Również sama walka stała pod znakiem zapytania, bo wiedziałem, że bohaterowie mogą chcieć odwieść Khemena od niej. Ja łatwo bym nie ustąpił. Nie tylko dlatego, że chciałem zakończyć ten wątek i nie zostawiać go na zawsze otwartym. Wyzwanie na pojedynek było skutkiem krytycznego pechu. Musiałem pozostać konsekwentnym w jego egzekwowaniu.
Mavil nie próbował wykręcić się od walki. Lepiej! Nie tylko nie próbował się wykręcić, ale udawał że to właśnie robi. Podchodzi do Khemena, udaje przed nim skruchę, namawia do pokoju, po czym podstępnie wbija mu zatrutą szpilę. Ba! Dokonuje tego w wyjątkowo perfidny sposób. Podaje mu proporczyk należący do innego paladyna – Reyi Mantlemorn. Świetne zagranie, pokazujące nam kim jest Mavil Tinto i jaki ma stosunek do obłudnego i świętoszkowatego paladyna Khemena.
Do pojedynku włączyli się pozostali bohaterowie. Po jego zakończeniu życzenia mógłby zażądać nie Mavil, ale Nahir albo Way, czyli ten, kto zada śmiertelny cios Khemenowi. Zrobiło się ciekawie i angażująco dla wszystkich. Kto pierwszy ten lepszy…
Lecz nie Nahir, ani Waywocket, a Mavil zadaje ostateczny cios. Zapytałem, czy chce ogłuszyć, czy zabić. Andrzej do końca grał pewnie i zdecydowanie. Zadeklarował nie oszczędzanie Khemena. Tym samym zamknął wątek swój i Jasmal – na korzyść Jasmal. Zwrócił jej wolność.
Wyjaśnienie dlaczego nie chciał życzenia dla siebie kryje się w jego credo, jego cnocie, jego dewizie, jego przydomku. Nevermore. Nigdy więcej paktów – z demonami, diabłami, dżinnami, kimkolwiek… Za taki pakt sam płaci wysoką cenę bycia uwięzionym w nie swoim ciele.
Andrzej totalnie zaimponował swoją formułką towarzyszącą uwolnieniu dżinna – w odwróconym angielskim oraz po łacinie.
Domknięcie tego wątku uważam za satysfakcjonujące. Najważniejsze, że podobało się Andrzejowi. Miał też doskonałą okazję, by zaprezentować swoje credo. Co innego napisać je na karcie postaci, co innego zrobić z tego epicką scenę na sesji, poprzedzoną ciągiem wydarzeń doprowadzających do niej.
Przejęcie fortu
Nahir planował zagospodarować to miejsce dla siebie. Niezły pomysł, gracze mieliby swoją miejscówę, na wzór naszych sanktuariów w kampani The One Ring. Jednak zabicie Shetska, nierozwiązanie sprawy kupców, a potem krytyczny pech Nahira w rozmowie z gwardzistami skutkowało tym, że z planu przejęcia fortu nici, musieli uciekać. Gdy Nahir spytał potem „co z fortem”, ja nie wiedziałem jak to sprawiedliwie rozsądzić, zdałem się na los. Poleciłem mu rzucić k6 (mechanika FU). Wypadło 1 – „nie+i”. Fort spłonął i wszyscy gwardziści zabici!
Bohaterowie mogli uciekać w dół Krętej Wody, ostatecznie porzucając całe to miejsce i pozostałych kultystów Bhaala. Wystawiłem im jednak możliwość dokończenia wątku bhaalitów. Ostatecznie poszli tym tropem, co zostanie rozegrane na kolejnej sesji.
Kot Schrödingera
Scena rozmowy Nahira z Shetskiem dla mnie była doskonała. Wpierw Nahir wyrzeka się swego nazwiska, a potem je ujawnia i zaciekle broni, choć nie jest już w tej rodzinie. „Czego się spodziewałeś? Rodzina Blackhammerów miałaby tak po prostu puścić płazem, że kalasz jej dobre imię? Ja jestem Blackhammer!”, a na koniec: „Ja porzuciłem swoją rodzinę. Buduję swoją własną historię.”
Jak kot Schrödingera, Nahir jednocześnie jest Blackhammerem i nim nie jest :)
Hmm.
Jeśli miałbym wybrać życzenie to walnąłbym retroaktywnym paradoksem w stylu „chciałbym by Khemen nigdy nie spotkał Jasmal ani żadnego innego dżinna”.
Ciekawe co wtedy.